W przerwie Hiszpanie się zachwycali: "Stać nas na wszystko". Ale po meczu balonik pękł

Jakub Kręcidło
Euro 2016 i mundial w 2018 roku Hiszpanie zaczynali od awantur i kończyli katastrofami na boisku. Tegoroczne mistrzostwa też zaczęli od burzy. I to nie jednej. Do rywalizacji przystąpili z kompletnie odmienioną reprezentacją, której największą gwiazdą jest lubiący włożyć kij w mrowisko trener. Ale koszmary wróciły. Bo co z tego, że zespół fragmentami gra znakomicie, skoro nie strzela goli i remisuje 0:0?

Korespondencja z Sewilli

Uwierzcie w nas – apelował Luis Enrique. Hiszpanie do nowej, kompletnie przebudowanej reprezentacji przekonani nie byli. Przed Euro, w kraju panował pesymizm. Bo jak to tak, bez gwiazd? Z drużyny, która w 2010 roku zdobyła złoto mundialu, został tylko zakażony koronawirusem Sergio Buqsuets. Z kadry, która pojechała na mistrzostwa świata do Rosji, pozostało ledwie sześciu graczy. W 20 meczach z Luisem Enrique w narodowych barwach wystąpiło aż 58 piłkarzy, a selekcjoner nigdy nie powtórzył podstawowej jedenastki. – Stać nas na medal – powtarzał jednak Luis Enrique. I gdybyśmy mieli oceniać La Roję na podstawie jakości futbolu prezentowanego długimi fragmentami meczu, pewnie trzeba byłoby się z selekcjonerem zgodzić. Ale jeśli oceniamy ją po wyniku, powodów do entuzjazmu nie ma, są powody do zastanowienia i szukania odpowiedzi. Hiszpanie zainaugurowali Euro od bezbramkowego remisu ze Szwecją i z Polską będą potrzebowali zwycięstwa.

Zobacz wideo

Hiszpanie dalej grają pięknie jak nigdy, ale już nie zawsze przegrywają, a remisują

Jak dziwny był to mecz, poświadczą statystyki. 949 podań Hiszpanów. 75 proc. posiadania piłki. 17 strzałów. Sześć minut doliczonych przez sędziego, bo Szwedzi starali się za wszelką cenę kraść czas i jeden z ich zawodników został ukarany żółtą kartką za opóźnianie wrzutu z autu, co nie zdarza się codziennie. Gra przez większość meczu toczyła się na połowie ekipy ze Skandynawii. Hiszpanie kreowali okazję za okazją, ale co z tego, skoro brakowało im skuteczności? Ich futbol ponownie przypominał ten z piłki ręcznej – długo grali po obwodzie, ale w środku brakowało skuteczności, i to niezależnie od tego, czy rolę napastnika pełnił Alvaro Morata, czy Gerard Moreno. To paradoks, ale i sygnał ostrzegawczy dla Luisa Enrique, że mimo hiszpańskiej dominacji na La Cartuje, to Szwedzi byli bliżsi zdobycia gola. Ale po dwóch okazjach wykreowanych przez Aleksandra Isaka piłka nie chciała wpaść do siatki – najpierw szczęśliwie interweniował Marcos Llorente, później Marcus Berg fatalnie przestrzelił.

Poprzedni mecz na wielkiej imprezie, porażkę z Rosją w 1/8 finału mistrzostw świata, Hiszpanie zakończyli z tysiącem podań. Teraz było ich niewiele mniej. Gra była znacznie lepsza, dynamiczniejsza, ale znów nieskuteczna. Na Półwyspie Iberyjskim powtarzano, że "grają pięknie jak nigdy, przegrywają jak zawsze". Teraz to hasło też można by było przypominać, choć zamiast porażek są remisy. Tych w ostatnich trzynastu spotkaniach z Luisem Enrique było aż siedem! W każdym z ostatnich meczów były momenty znakomitej gry, ale też były problemy ze skutecznością – i stąd remisy z Portugalią (0:0), Grecją (1:1), Szwajcarią (1:1) czy Holandią (1:1) i wymęczone 2:1 z Gruzją po golu w doliczonym czasie gry. 

"Połowa kadrowiczów mogłaby przejść ulicą i nikt by ich nie zaczepił"

Dlatego też brak zaufania ze strony Hiszpanów dziwić nie mógł, szczególnie znając podejście mieszkańców tamtego kraju. Na Euro przywieźli piątą najmłodszą reprezentację o średniej wieku 26,5 roku. W jej składzie jest ledwie dziesięciu zawodników z LaLiga, tyle samo co z Premier League, choć nie wszyscy są podstawowymi graczami w klubach. Przyzwyczajeni do oglądania gwiazd we własnych rozgrywkach Hiszpanie nie do końca wiedzą, co potrafią Dani Olmo (RB Lipsk) czy Ferran Torres z Manchesteru City. Redaktor naczelny "AS-a", Alfredo Relaño, pisał, że "połowa kadrowiczów mogłaby przejść ulicą i nikt nie zaczepiłby ich po autograf czy zdjęcie. Coś takiego się jeszcze nigdy nie zdarzyło".

– Żaden piłkarz nie jest wieczny – podkreślał Luis Enrique. Zarzekał się, że nie przyszedł on do kadry, by dokonywać rewolucji, ale raczej, by "szukać piłkarzy pasujących do jego idei". Casting trwał od pierwszego występu i wciąż się nie zakończył, bo w jedenastce na mecz ze Szwecją byli Aymeric Laporte i Pedri, którzy niespełna dwa tygodnie temu zadebiutował w kadrze. Gracze z podstawowej jedenastki Hiszpanów rozegrali w sumie 240 meczów w narodowych barwach, ale aż 165 z nich należy do chimerycznego Alvaro Moraty (zmarnował najlepszą okazję dla gospodarzy, jego następca, Gerard Moreno, został przywitany gorącą owacją), Jordiego Alby i Koke. Średnia pozostałej ósemki? Nieco ponad 9 występów na głowę.

Atmosfera w kadrze Hiszpanii jest znakomita, wyniki – niekoniecznie

– W młodzież trzeba uwierzyć. Czasem musisz zainwestować czas i umiejętności, by w przyszłości otrzymać odpowiednie wnioski – przekonywał Lucho, którego w ostatnim czasie czepiano się za wszystko. Wziął na turniej ledwie 24 piłkarzy, co wypominano mu szczególnie po zakażeniu koronawirusem u Sergio Busquetsa i fałszywym-pozytywnym teście u Diego Llorente. Zastanawiano się, dlaczego nie wziął Sergio Ramosa. Ale trener na wszystko miał wytłumaczenie. Z nim, człowiekiem zero-jedynkowym, już tak jest: jeśli wybierze jakąś drogę, kurczowo się jej trzyma. Gdy pytano go, czy nie żałuje powołania mniejszej liczby graczy, odparł: "Jakbym dziś powoływał kadrę, wziąłbym 23 zamiast 24 piłkarzy. Im więcej ludzi, tym większe ryzyko zakażenia". A Ramosa po prostu nie był pewny. Mówił o tym jeden z jego najbliższych przyjaciół, Juan Carlos Unzue, zwracając uwagę, że skoro kapitan Realu i kadry w pierwszej połowie roku praktycznie nie grał, to jego forma fizyczna jest niewiadomą. A sam Lucho podkreślał: "Na Euro chcę wyłącznie pewniaków".

Decyzja o niezabraniu Ramosa była porównywana do tej z 2008 roku, gdy Luis Aragones odstrzelił Raula Gonzaleza, inną legendę reprezentacji. Oba wybory określano za skandaliczne, przy obu doszukiwano się głębszej ideologii (Lucho zarzucano bycie anty-Real, bo nie wziął ani jednego gracza Królewskich), ale przy obu decyzja wiązała się z atmosferą w szatni. A ta, obecnie, jest znakomita. Luis Enrique stwierdził nawet, że ostatni raz z tak zgraną ekipą pracował dekadę temu w rezerwach Barcelony. – Z tego powodu mogę spodziewać się tylko pozytywów – podkreślał szkoleniowiec, nie tracąc optymizmu.

Trzecie z rzędu przygotowania z problemami. Będzie trzecie rozczarowanie?

Przemiana pokoleniowa dawała nadzieję, że Hiszpanie w inny sposób podejdą do turnieju. W 2016 roku przygotowania utrudniło tzw. caso Torbe, czyli aferą związaną z wykorzystywaniem seksualnym, prostytucją czy pornografią dziecięcą, w którą uwikłany miał być np. David De Gea. Bramkarz, którego usunięcia z reprezentacji domagał się sam premier Hiszpanii, ostatecznie został oczyszczony z zarzutów, ale atmosfera w drużynie siadła. Tuż przed mundialem w Rosji zwolniony został selekcjoner Julen Lopetegui, który podpisał kontrakt z Realem Madryt. Jego następcy, Fernando Hierro, rozbitego zespołu poukładać się nie udało. Teraz też się działo. Kraj żył debatami związanymi z Ramosem czy popsuciem przygotowań przez zakażenia koronawirusem. Kłopoty szybko udało się zamieść pod dywan. – Pytacie mnie, czy znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Z całym szacunkiem, ale przeszedłem w życiu takie rzeczy, iż obecne kłopoty to jakaś dziecinna zabawa – stwierdził selekcjoner, który w 2019 roku na osiem miesięcy opuścił reprezentację ze względu na chorobę i śmierć dziewięcioletniej córki Xany.

W związku z absencją Ramosa trudno jest wskazać piłkarza w kadrze Hiszpanii, którego moglibyśmy uznać za lidera. Na pierwszy plan wysuwa się trener. I bynajmniej mu to nie przeszkadza. – Trener musi być liderem. Jeśli nim nie jest, coś robi źle – twierdzi 51-latek, który robi wszystko, by pokazać, że w kadrze to on jest u władzy. – I dobrze. To lider, którego potrzebowaliśmy – przekonuje Luis Rubiales, prezes federacji. Gdy po mundialu w Rosji prezentował on Lucho, zwracał uwagę, że jest on idealnym człowiekiem do przeprowadzenia przebudowy reprezentacji. Ale teraz ten sam Lucho będzie musiał ponownie odpowiadać na pytania, których słuchał wcześniej. Znów kwestionowane będą jego powołania. Znów dziennikarze będą zastanawiać się, czy wybrał słuszny skład na mecz. Znów wróci debata, czy reprezentacja nie potrzebuje lidera. I tak przynajmniej do meczu z Polską (19.06, 21.00), który - w obecnej sytuacji - La Roja musi wygrać.

Nikt nie ma co do tego wątpliwości, że skład, który Luis Enrique powołał na Euro, nie jest zestawieniem najlepszych hiszpańskich piłkarzy.  Ale to zestawienie najlepiej pasujących do siebie piłkarzy. To Anglicy uważają za przyczynę sukcesu Garetha Southgate’a i to można też odnieść do Hiszpanów, którzy są autorską drużyną Lucho. Dobrał on zawodników do taktyki i, akurat w tym przypadku, to nie problem. Dziś mało kto w Europie potrafi tak zdominować rywala jak jego zespół. Hiszpanie grają wysokim pressingiem, błyskawicznie odbierają piłkę i często mają ponad 80 proc. posiadania. Przed przerwą Szwedzi w Sewilli byli bezradni. "Grając w ten sposób, możemy wygrać wszystko" – zachwycał się w przerwie hiszpański statystyk Alexis Martin-Tamayo, lepiej znany jako MisterChip. Ale później La Roja siadła i balonik pękł. Po ostatnim gwizdku sędziego z tego entuzjazmu nie zostało już praktycznie nic, a widać to było szczególnie po kibicach, którzy w ekspresowym tempie opuścili La Cartuję.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.