Bilbao miało na przygotowania siedem lat. Sewilla? Siedem tygodni. "To cud, że gramy"

Jakub Kręcidło
Na stadion wchodzę przez pole baraków, na trybuny - po walących się schodach. Ale Sewilla na przygotowanie do mistrzostw miała tylko półtora miesiąca. Hiszpanie nie mają wątpliwości: to cud, że gramy na La Cartuja. W poniedziałek o 21 gospodarze zmierzą się na tym stadionie ze Szwecją.

Korespondencja z Sewilli

Słowem, które w niedzielę na La Cartuja słyszałem najczęściej, było "przepraszam". – Wszystko załatwiamy na ostatnią chwilę – tłumaczyli Hiszpanie. W kraju, którego mantrą jest "mañana" (jutro), można się do tego przyzwyczaić. Ale tym razem rzeczywiście tak było. Od 23 kwietnia, gdy UEFA potwierdziła przeniesienie Euro z Bilbao do stolicy Andaluzji, minęły zaledwie 52 dni. – To cud, że daliśmy radę – mówią Hiszpanie.

Zobacz wideo

W Sewilli Euro zorganizowali w siedem tygodni. "To cud"

Na Euro dziwactw nie brakuje. Jedenaście miast gospodarzy. Cztery strefy czasowe. Pandemia. Mnóstwo obostrzeń związanych z podróżowaniem czy wchodzeniem na stadion. Ale i Sewilla się w tym wszystkim wyróżnia. Bilbao na przygotowanie się do organizacji mistrzostw Europy miało siedem lat. Andaluzyjczycy mieli siedem tygodni.

Słowo "cud" padnie w tym tekście wielokrotnie, bo też wielokrotnie słyszeli je pracownicy stadionu. – Wykonaliśmy nieprawdopodobną pracę – przekonywał w rozmowie z "AS-em" Jose Maria Arrabal, andaluzyjski sekretarz ds. sportu. Mecze mistrzostw Europy zorganizowano w miejscu, które nie słynie z bycia gospodarzem wielkich imprez. Ma trzy duże stadiony (poza Estadio La Cartuja jeszcze Ramon Sanchez Pizjuan i Benito Villamarin), ale do najnowocześniejszych sporo im brakuje. Nie pomaga też gorący klimat, który miał uniemożliwić organizację letnich imprez i który nie był przeszkodą dla UEFA.

Gdy w Bilbao uznano, iż polityczny koszt organizacji Euro byłby zbyt duży (Hiszpania nie grała tam od prawie 60 lat), Sewilla zobaczyła swoją (być może niepowtarzalną) szansę. Wielkiej sportowej imprezy nie było tam od 1999 roku, gdy - też na La Cartuja - zorganizowano lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Andaluzyjczycy ostatnio często gościli piłkarską reprezentację (w sumie 48 razy – 39 meczów Hiszpanie wygrywali!), byli gospodarzami Superpucharu Hiszpanii czy finałów Pucharu Króla, ale takich imprez nie da się porównywać z kontrolowanymi przez UEFA mistrzostwami Europy. 

Hiszpanie przepraszają za prowizorkę. Szaleństwo w Sewilli

Teoretycznie, wszystko ma być dopięte na ostatni guzik. Ale nie jest. Niedzielnych meczów obejrzeć się nie dało. "Przepraszamy, ale na kanale UEFA nie ma transmisji". A gdy jeden z wolontariuszy włączył transmitującą Euro stację Cuatro, został skarcony przez przełożonego, który zaznaczył: "Gdyby ktoś to zobaczył, wyleciałbym z roboty". Na stadion media wchodzą przez pole baraków. "Przepraszamy, że tak jest". Na trybunę prasową wchodzi się schodami, które wyglądają jakby miały się zaraz zawalić i przy których wisi tabliczka: "Schody powinny być wykorzystywane wyłącznie przez pracowników budowy oraz przez autoryzowany personel". Na stadionie jest mnóstwo pyłu, przez co położenie czegoś na ziemi lub na krześle wiązało się z koniecznością czyszczenia danej rzeczy. "Przepraszamy, w poniedziałek wszystko będzie okej". W restauracjach na La Cartuja, mimo wcześniejszych zapewnień, nie da się nic kupić. "Przepraszamy, planowaliśmy zorganizować catering, ale dwa dni temu zakazał nam tego sanepid". A zamieszania mogło być jeszcze więcej, gdyby konieczne do wejścia na stadion było przedstawienie negatywnego wyniku testu. Taki był plan lokalnych władz, które ostatecznie się z niego wycofały. 

– Przepraszamy za zamieszanie. Ale my jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że u nas wszystko szybko się zmienia – uśmiechają się Hiszpanie. To, co dzieje się w Sewilli, trzeba uznać za szaleństwo. Ale tym mianem określić można tak naprawdę całe Euro. Jest ono takie, jak La Cartuja – ma w sobie wiele piękna (to duży, efektowny stadion), ale i mnóstwo niedoróbek, które przypudrować próbuje UEFA, wymagająca perfekcji. Albo czegoś jej bliskiego. – UEFA chce, by kibic i sportowiec czuli się znakomicie – zaznacza Arrabal. – Największym wyzwaniem była dla nas konieczność wykonywania wielu rzeczy naraz. Za nami wiele dni niekończącej się, ciężkiej pracy. Udanej pracy – podkreślał sekretarz ds. sportu w andaluzyjskim rządzie.

Sewilla – najbardziej piłkarskie miasto w Hiszpanii 

Sam fakt, że odbędą się mistrzostwa Europy, jest też dziwny dla sewillczyków. W tym roku nie mogli oni cieszyć się ani wielkim tygodniem (semana santa), ani tzw. ferią, czyli kolejną z wielkich imprez. Będą mieć za to mistrzostwa Europy. W najbardziej piłkarskim mieście w Hiszpanii (Real Betis i Sevilla mają 80 tys. socios, ponad 10 proc. populacji miasta; by im dorównać, madryckie Real i Atletico musiałyby mieć ponad 320 tys. członków, prawie dwa razy więcej niż obecnie). Lokalne władze mają nadzieję, że mistrzostwa będą sposobem, by pokazać światu, że Hiszpania, kraj potężnie dotknięty przez pandemię koronawirusa, wraca do normalności. A przy okazji podreperuje sewillski budżet – szacuje się, że na organizacji Euro miasto zarobi około 200 mln euro.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.