Korespondencja z Sewilli
Zwykle w czerwcu Sewilla świeci pustkami. Lokalni mieszkańcy uciekają w góry lub na plaże. Turyści są, ale na krótko. Wpadają, oglądają najważniejsze atrakcje i też uciekają. Latem życie w stolicy Andaluzji jest trudne do zniesienia. Żeby przetrwać w upale, trzeba chodzić od baru do baru, od cienia do cienia i od zimnego drinka do zimnego drinka. Wtedy jest znośnie. Tegoroczne okoliczności nie są jednak normalne.
Jesteśmy w trakcie wyjątkowych, najdziwniejszych w historii mistrzostw Europy, rozgrywanych w jedenastu krajach - od Glasgow po Rzym, od Baku po Sewillę. Stolica Andaluzji do grona miast-gospodarzy dołączyła ledwie kilka tygodni temu. W UEFA mówią, że to cud, iż udało się jej tak szybko przygotować do tej roli, szczególnie w trakcie pandemii. Prawa do organizacji odebrano Bilbao, gdzie polityczny koszt organizacji turnieju przewyższał potencjalne zyski. Przekazano je miastu leżącemu po drugiej stronie kraju. – Tak naprawdę to jak podróż do innego świata – twierdzi ochroniarz, którego zagadujemy pod La Cartują.
Z cudownego Kraju Basków i miasta leżącego tuż nad wybrzeżem Zatoki Baskijskiej o przyjemnym klimacie (średnie temperatury w czerwcu to ok. 20 stopni) przeniesiono turniej do Sewilli, która leży pośrodku niczego. Nad morze i w góry jest blisko (godzina drogi samochodem), ale i na tyle daleko, by nie czuć ich wpływu na klimat. Krajobrazowi wokół miasta, który można było podziwiać z pokładu samolotu, daleko do zielonych okolic Barcelony. Roślinność nie jest tak bogata, jest znacznie więcej piachu i żółci. I pól z elektrowniami słonecznymi.
– Jedziesz do Sewilli? W czerwcu? Gdyby nie Euro, powiedziałbym: współczuję! – uśmiecha się Wojciech Kowalczyk, wicemistrz olimpijski z 1992 roku. Wie, co mówi. Przez trzy lata grał w tamtejszym Realu Betis. – Gdy przygotowywaliśmy się do sezonu, potrafiliśmy pracować o siódmej rano i o dwudziestej. Nigdy nie trenowałem o tak dziwnych porach, ale też nigdy nie grałem w podobnej temperaturze. Kiedyś, gdy jechałem na trening, jeden z termometrów pokazywał 56 stopni! – mówi Kowalczyk, którego rodziny latem w Sewilli praktycznie nie było. Betis do sezonu szykował się w Holandii ("Tam dało się żyć" – argumentuje), a jego partnerka wraz z córką wyjeżdżały nad morze. Podobne wnioski można wyciągnąć po dniu spędzonym w Andaluzji. W centrum atmosfery Euro za bardzo nie czuć. Mignął tylko samochód z logiem mistrzostw. Ludzi też było niewiele. Z kibiców spotkaliśmy dwóch bawiących się w najlepsze Szwedów. Kto wie, ilu ich rodaków przyjedzie do Sewilli i ilu Hiszpanów rzeczywiście pojawi się na La Cartuje, bo ostatnio wiele osób sugerowało chęć zwrócenia wejściówek po zamieszaniu związanym z testami na koronawirusa.
Dziś wyboru nie ma – reprezentacje mają grać w Sewilli. Ale to nie załatwia tematu temperatury. Pytania o klimat dostają wszyscy. Hiszpanie dyplomatycznie odpowiadają, że jakoś sobie poradzą, Luis Enrique zaznacza, że "myślał, iż będzie gorzej", ale nie zostawia nic przypadkowi. Jego zespół w sobotę wrócił do grupowych treningów. Zajęcia rozpoczął o 18, bo Lucho chciał pracować w upale. Selekcjoner pragnął uniknąć powtórki z Brazylii, gdy kadra Vicente del Bosque trenowała w Kurytybie, a grała w Salvadorze i Rio de Janeiro, gdzie temperatura była o około 20 stopni wyższa. Teraz różnica była niewielka. W Las Rozas było ok. 30-33 stopni. W Sewilli w porze meczu będzie podobnie.
To może być szokiem dla Szwedów, którzy do Euro szykowali się w ojczyźnie, gdzie temperatura była niższa o 10-15 stopni. Dlatego Szwedzi w niedzielę na La Cartuje trenowali o 14.30, gdy w Andaluzji było grubo ponad 30 stopni, ale trudno powiedzieć, czy to wystarczy. Tym bardziej że – jak czytamy w "El Mundo" – Hiszpanie, zdając sobie sprawę z problemów klimatycznych, planują rzucić się na rywali od pierwszych sekund gry. Temat bagatelizował Janne Andersson. – Że w Hiszpanii jest gorąco, wiemy od kilkudziesięciu lat. W końcu z jakiegoś powodu latamy tu na wakacje – rzucił selekcjoner Szwedów na konferencji prasowej.
W takich warunkach trudno żyć. W mieszkaniu mam okna na przestrzał. Otworzyłem oba, by wywietrzyć. Ale powietrze stało. W niedzielny poranek nie było śladu po przyjemnych podmuchach z soboty. O 9 na termometrach były 23 stopnie. Ale to była temperatura w cieniu, która i tak szybko rosła. W słońcu było zdecydowanie więcej. Na niebie nie ma choćby chmury. Podróże po Sewilli to podróże od cienia do cienia. Od klimatyzacji do klimatyzacji (uwaga, łatwo o przeziębienie). Innymi słowy: uciekasz przed upałem, ale uciec się nie da, bo gorąc trwa od rana do wieczora. I nie może dziwić, że lokalne władze na każdym kroku podkreślają, że poza pandemią trwa "ola de calor" – fala upałów. "Odpoczywaj. Chroń się przed słońcem. Regularnie się odświeżaj. Pij dużo płynów" – czytamy w komunikatach.
Komunikaty w autobusach w Sewilli Jakub Kręcidło
W takich warunkach piekielnie trudno jest grać w piłkę. Jest to możliwe, co udowodniono w lipcu 2020, gdy dokańczano sezon LaLiga, ale sporym kosztem. Lekarze zwracali uwagę na niebezpieczeństwa, jakie wiąże się z graniem w takich warunkach. Jeśli kibiców nazywamy dwunastym zawodnikiem, to pogoda może być trzynastym. "W takich warunkach trzeba brać pod uwagę konieczność aklimatyzacji. Organizm musi się przyzwyczaić do wysiłku w tak wysokiej temperaturze" – zwracał uwagę felietonista "AS-a" dr Jose Gonzalez. "Wysiłek generuje ciepło, a organizm wykorzystuje zdolność do termoregulacji, by się schłodzić. Ale gdy wilgotność jest na wysokim poziomie, pot nie jest dobrze odprowadzany. To prowadzi do wzrostu temperatury ciała, większego zmęczenia i skurczów. (...) Wiedząc, że będzie się rywalizować w wysokiej temperaturze, trzeba przygotowywać się w podobnych warunkach" – zaznaczał lekarz.
Kluczowe, zarówno dla piłkarzy jak i kibiców, jest odpowiednie nawadnianie. Wielu śmieje się, że w Sewilli latem da się wytrzymać tylko chodząc od baru do baru, ale upał czuć tu nawet wieczorami. W sobotę, jeden z chłodniejszych dni od dłuższego czasu, przed godziną 23 termometr wskazywał 27 stopni. Kelnerzy, z którymi rozmawialiśmy, sugerowali, by się nie cieszyć. Wiatr, dzięki któremu było przyjemnie, nie pojawia się codziennie. Na szczęście, w najbliższych dniach ma nadejść ochłodzenie. Niby znaczące, bo o 5-7 stopni, ale w praktyce oznacza zejście z 38-40 do 33 stopni...
– Sewilla to cudowne miasto. Szkoda tylko, że wielu Polaków odwiedzi je w tak niekorzystnym do zwiedzania okresie – mówi Kowalczyk, który na koniec daje rady odnośnie pakowania się: "Długie spodnie i kurtki rekomenduję zostawić w domu, a proponuję zabrać jak najwięcej bawełnianych maseczek. Noszenie masek jest w Hiszpanii obowiązkowe, obecna wszędzie policja intensywnie to kontroluje, a w tych zrobionych z tworzyw sztucznych po prostu nie da się wytrzymać".