Zielińscy i Piotruś Pan. "Piotrek piłkarsko zawsze był taki trochę niepolski. Może brazylijski nawet"

Dawid Szymczak
- Czasami pytam: "Piotrek, czemu ty w kadrze nie strzelasz wolnych?". Lepszych od tego w reprezentacji nie ma. "Już jestem blisko" - odpowiada. Może on chwilami jest ciut za grzeczny na ten zawód. Ale wychowywałem przede wszystkim człowieka. I jestem z niego bardzo dumny - mówi Bogusław Zieliński, ojciec Piotra.

"Ojcowie sukcesu" to cykl, w którym w związku z Euro 2020 na Sport.pl opisujemy gwiazdy reprezentacji Polski oczami ludzi, którzy towarzyszą im od lat: rodziców, żon, rodzeństwa, przyjaciół. Pokazujemy ich od codziennej strony, opowiadamy o drodze do sukcesu. O tym, czego w meczu nie widać, a jest dla nich najważniejsze.

Rodzinny dom Zielińskich stoi w Ząbkowicach Śląskich. Rodzice zapraszają jednak do oddalonej o 17 km Targowicy. Dom stoi naprzeciwko dawno niekoszonego boiska. Beata i Bogusław prowadzą w nim rodzinny dom dziecka, o którym niespodziewanie zrobiło się ostatnio głośno. Ktoś wrzucił na Facebooka informację, że Piotr Zieliński kupił w rodzinnych stronach dwa domy, by rodzice prowadzili stowarzyszenie im. Piotrusia Pana. Rozdzwoniły się telefony rodziców. Dziennikarze przyjeżdżali pod oba domy robić zdjęcia. Zrobiło się zamieszanie. 

Zobacz wideo Polska - Islandia. Ten piłkarz musi zastąpić Milika! Decydujący sprawdzian w cieniu problemów

- Tak, Piotr pomaga, kupił te dwa domy - ten, w którym jesteśmy i jeszcze w Ząbkowicach. Z żoną prowadzę rodzinny dom dziecka i dostajemy na to dotację z powiatu. Na utrzymanie każdego dziecka łoży państwo, a my jesteśmy rodziną zastępczą. Chrzcimy te dzieci, organizujemy im komunie, a za parę lat pewnie będziemy im wyprawiać wesela. Piotrek czasami zrobi dzieciakom jakieś drobne prezenty, ale to nic wielkiego. My jesteśmy ich opiekunami, to nasza praca. Wcześniej przez piętnaście lat prowadziliśmy pogotowie dziecięce. To podobna placówka do tej, tyle że dzieci trafiały do nas na krócej. W rodzinnym domu dziecka mogą z nami być nawet do 18. roku życia - tłumaczy Bogusław Zieliński.

W Targowicy mieszka dziewięcioro dzieci. W Ząbkowicach dziesięcioro. Najstarsze ma 17 lat, najmłodsze półtora roku. Dwójka dzieci jest niepełnosprawna. Część ma rodziny, część nie. Rodzice niektórych dzieci są pozbawieni praw rodzicielskich. Zielińscy wychowują je tak, jak wychowywali Tomka, Pawła i Piotra. - Gdy nasi synowie byli młodsi, wychowywali się razem z naszymi podopiecznymi. Mogą być przez to wrażliwsi i bardziej czuli na cierpienie innych. Piotrek szczególnie, bo był w domu najdłużej. Z niektórymi dziećmi naprawdę się zżywał. Na dobre mu to wyszło, bo to lekcja, że życie nie zawsze jest kolorowe i trzeba bardzo doceniać to, co się ma - uważa ojciec. - Musiał się z tymi dziećmi dzielić: naszą uwagą, mieszkaniem, wszystkim. Z biegiem czasu stało się to dla niego naturalne - opowiada Bogusław. - Jestem nauczycielem, jeszcze dwa lata temu pracowałem w szkole, uczyłem niemieckiego i wuefu. Ale to inna praca. Tutaj historie i sytuacje potrafią być trudne. Czasami potrzeba urlopu. 

Jak w Ząbkowicach dorastał piłkarz z niepolskimi nogami?

W jednym domu wyrosło trzech piłkarzy i każdy kolejny zachodził dalej. Tomasz - najstarszy z rodzeństwa - rozegrał kilka meczów w pierwszej lidze, Paweł - od lat gra w ekstraklasie i pierwszej lidze, a Piotr wdrapał się na poziom Ligi Mistrzów i reprezentacji. Od małego zachwycał techniką. W całym powiecie ząbkowickim wiedzieli, że najmłodszy z Zielińskich ma największy talent. Ogrywał starszych kolegów, bawił się z rówieśnikami, miał piłkę przyklejoną do stopy. Pierwsze protokoły meczowe podpisywał za Piotra tata, bo ten nie umiał jeszcze pisać.

- Sam grałem w piłkę, a później zostałem trenerem. Żona była dobra w piłkę ręczną i badmintona. Sport był dla nas metodą wychowawczą: zajmował chłopakom wolny czas, nie pozwalał robić głupot, uczył takich wartości jak szacunek, pokora, wytrwałość, pracowitość czy współpraca - opowiada Bogusław Zieliński.

Piotr Zieliński z flagą reprezentacji PolskiPiotr Zieliński z flagą reprezentacji Polski archiwum Bogusława Zielińskiego

- Piotrek z uwagi na swoją technikę bardziej przypominał zawodnika wyszkolonego w Portugalii czy Hiszpanii, może nawet w Brazylii, ale nie chciałbym go tu przesadnie pompować. To nie wzięło się tylko z treningów, bo to nawet nie jest 20 proc. wychowania piłkarza. Najważniejszy jest ten czas spędzany w domu, w ogrodzie, samemu. To jak w szkole: nie wystarczy tylko to, co na lekcjach. Jak ktoś chce mieć świetne oceny i dużą wiedzę, to musi w domu doczytać, może jakiś film jeszcze na ten temat obejrzeć, utrwalić to, co na lekcjach. Piotrek schodził z treningu i dalej bawił się piłką, próbował różnych rzeczy. Wiecznie sam chodził na boisko albo do ogrodu. Zawsze miał piłkę przy nodze, nie rozstawał się z nią. Non stop żonglował. Cały czas trzymał piłkę w górze. Ćwiczył ze mną i braćmi przyjęcia piłki na udo, na stopę, na klatkę, na głowę. Często w formie rywalizacji: kto więcej, kto lepiej. W domu ustawialiśmy krzesło i każdy miał dziesięć strzałów: pięć lewą, pięć prawą nogą. I kto więcej. Wszyscy uwielbiali wygrywać. Graliśmy po dwóch w siatkonogę albo mecze na małe brameczki w ogródku. Ale najważniejsze było jednak to, co chłopcy robili bez nas, co sami sobie organizowali. Żonglowali w siadzie, kto więcej razy. Trzy treningi w tygodniu i jeden mecz nie wystarczą - uważa tata Piotra.

- Uświadomiłam sobie z mężem, że Piotrek prawie nie miał w dzieciństwie zabawek, bo i tak się nimi nie bawił. Jedyną zabawką była piłka. Zużywał jedną za drugą. I kupowaliśmy mu raz cięższą piłkę, raz lżejszą, większą, mniejszą, żeby sobie ćwiczył technikę. Zimą, w domu, grał balonem. Podbijaniem balonu nauczył się żonglować, dopiero później przełożył to na piłkę, a na koniec na piłeczkę do tenisa - wspomina Beata Zielińska.

- Byłem trenerem dzieci, po różnych turniejach jeździłem i muszę przyznać obiektywnie, bez względu na to, że jestem ojcem Piotrka, że takich technicznych możliwości nie widziałem u żadnego dzieciaka w Polsce. Dopiero jak pojechaliśmy na testy do Heerenveen i Leverkusen, to tam byli chłopcy na podobnym, a nieraz lepszym poziomie. Dostał ten talent z góry, ale też mnóstwo pracował i ciągle pracuje nad techniką - mówi Bogusław Zieliński.

- Piotrek w szkole zawsze był pierwszy, najczęściej godzinę przed lekcjami, żeby zdążyć pograć z kolegami. Czasami pojawiał się tam jeszcze przed woźnym. Raz pani pedagog zapytała nas, czy w domu wszystko w porządku, bo myślała, że źle się dzieje i dlatego Piotrek wychodzi do szkoły tak wcześnie. Nie mieliśmy z nim żadnych problemów wychowawczych, choć oczywiście wyjazdy, zgrupowania i mecze sprawiały, że opuszczał dużo lekcji - mówią rodzice.

Piotr Zieliński z bratem Pawłem podczas testów w Bayerze LeverkusenPiotr Zieliński z bratem Pawłem podczas testów w Bayerze Leverkusen archiwum Bogusława Zielińskiego

"Od małego nienawidzi przegrywać. Czasami czytam, że Piotrkowi nie zależy, że przechodzi obok meczu. A ja widzę, jak biega od lewej do prawej i czasem się frustruje, że na darmo"

Beata Zielińska, mama: - Piotrek nie jest chłopakiem, który będzie się rozpychał łokciami. Taki po prostu jest, tego go uczyliśmy. Nie chcieliśmy, żeby wysoko nosił głowę. Cenimy skromność. Może w sporcie nie zawsze to pomaga. Ale naszym zdaniem - nie przeszkadza. Są różni piłkarze, dla każdego znajdzie się miejsce na boisku. On wciąż chce więcej, lepiej, celniej. Zawsze tak miał i ma. Ludzie mają wobec niego gigantyczne oczekiwania. Chcą, żeby grał jak w klubie. Ale to trudne. We Włoszech styl zespołu znacznie bardziej mu odpowiada.

Bogusław Zieliński: - Od małego uwielbia rywalizować i wygrywać. Czasami czytam, że Piotrkowi nie zależy, że się nie angażuje, że przechodzi obok meczu. Zaangażowanie to nie tylko robienie wślizgów. On nie jest typem takiego walczaka. Mecze oglądam głównie pod niego, więc widzę, jak biega od lewej do prawej i nie dostaje piłki. Robi nawrotkę, znowu biegnie, znowu nie dostaje. Czasami jest sfrustrowany po meczach reprezentacji, bo narobi kilometrów, a na koniec nic z tego nie wychodzi. Żeby pokazał swoją jakość, musi utrzymywać się przy piłce, musi dostawać podania. Tu nawet nie chodzi o pozycję, bo Piotrek jest uniwersalny. U Carlo Ancelottiego grał przy linii bocznej i też dobrze sobie radził. "Dziesiątka"? Teraz tak gra w klubie. Ale w reprezentacji na "dziesiątce" piłka wiecznie przelatuje mu nad głową. Już lepiej jak gra głębiej i częściej ma z nią kontakt. Jest teraz nowy selekcjoner, chce grać trochę inaczej, może to wypali. Ale nie będziemy Włochami, Hiszpanią czy Portugalią, bo nie mamy do tego zawodników.

Beata Zielińska: - Jest w Polsce problem z ocenieniem faktycznego potencjału naszej kadry. Były selekcjoner Jerzy Engel powiedział niedawno, że widzi nas w półfinale mistrzostw Europy. A co z resztą? Włochami, Hiszpanami, Francuzami, Holendrami, Anglikami, Belgami, Portugalczykami, Niemcami? Ciasno się robi.

Bogusław Zieliński: - Teraz Piotrek ma statystyki, 10 goli i 13 asyst w sezonie, wszyscy się zachwycają. Spokojnie. Gole i asysty niesłusznie są uznawane za jedyne kryteria formy piłkarza. Moim zdaniem Piotr i tak za rzadko uderza. Czasami mu powtarzam: "Jak jest okazja, to strzelaj. Masz to uderzenie, wykorzystaj je!". Trenerzy też mu to mówią. On ma świetne odejście na metr czy półtora, może uderzać lewą i prawą nogą tak samo. Już jako dziecko podbiegał do mamy, żeby zapytać, którą nogą ma wykonać rzut karny. Nie robiło mu to różnicy. W juniorach było tak, że Piotrek kiwał trzech-czterech rywali i na końcu podawał koledze. Coś mu z tego zostało. Czasami po meczu, gdy ogląda powtórkę, zdaje sobie sprawę, że faktycznie mógł strzelać. Inna sprawa, że on już w poprzednich sezonach powinien mieć znacznie więcej asyst, ale te jego podania były marnowane.

Rodzice: - Z dziennikarzami nie ma żadnego problemu, choć nie bardzo lubi się wypowiadać czy udzielać wywiadów. Po prostu nie każdy czuje się swobodnie przed kamerą. W mediach społecznościowych też jest go mało. Jesteśmy zdania, że wyjdzie mu to na dobre. Podoba nam się, jak swoją karierę pod tym względem prowadził Łukasz Piszczek. Nie wiemy, jak mają na imię jego dzieci, żony na ulicy byśmy nie poznali. Z Kubą Błaszczykowskim jest podobnie. Nie wiemy, gdzie był na wakacjach i co robił. Podoba nam się taka powściągliwość. Praca to praca, dom to dom.

Piotr Zieliński w czasach gry w akademii Zagłębia LubinPiotr Zieliński w czasach gry w akademii Zagłębia Lubin archiwum Bogusława Zielińskiego

"Wychowywałem przede wszystkim człowieka"

Bogusław Zieliński: - Piotrek odnalazł się we Włoszech, świetnie się tam czuje. Niedawno zdał egzamin z języka i stara się o włoskie obywatelstwo, żeby łatwiej załatwiać formalności. To nie ma nic wspólnego z patriotyzmem i przywiązaniem do Polski.

Beata Zielińska: - Z tym jego patriotyzmem to jest tak: zaczyna się przerwa świąteczna, wielu piłkarzy rozjeżdża się po świecie na egzotyczne wakacje, a Piotrek wraca do Ząbkowic do mamy i taty. I to od razu, żeby spędzić tutaj jak najwięcej dni. Obywatelstwo tego nie zmieni. Przypuszczamy, że po karierze wrócą tutaj z żoną. Laura też ma rodzinę w Ząbkowicach, mieszka dwie ulice od nas. Z jej rodzicami znamy się bardzo długo i bardzo dobrze, za to oni poznali się dość późno, bo Piotrek już w szóstej klasie wyjechał do Lubina. Ale jak już Laurę poznał, to nie odpuścił.

Bogusław Zieliński: - Jak Piotrek tu wraca, zawsze organizujemy mu spotkanie z dzieciakami z okolicy. Dla nich to frajda, inspiracja. Sam tutaj dorastał i chce im teraz trochę pomóc, oddać cząstkę tego, co sam dostał. Kiedyś w Strzelinie mieliśmy takie spotkanie, a jeden chłopiec nie został poinformowany i tak mu było przykro, że przyjechał tutaj pod dom i miał indywidualne spotkanie z Piotrkiem. Pogadali, porobili zdjęcia, Piotrek podpisał mu koszulkę i wszyscy zadowoleni. Chociaż z tym podpisywaniem… Na koszulkach, na butach, na telefonie. Kiedyś już się bałem, co będzie następne, więc zakończyłem spotkanie. Teraz zawsze zabieramy na te spotkania jego zdjęcia, żeby na nich się podpisywał i butów nie niszczył.

Bogusław Zieliński: - Piotrkowi dobrze w Neapolu, dużo nie brakowało do mistrzostwa w tym sezonie z Maurizio Sarrim. Szkoda, bo przydałoby się nieco uzupełnić gablotę. Na razie jest w niej tylko Puchar Włoch.

Zielińscy: Tomasz, Bogusław, Paweł i PiotrZielińscy: Tomasz, Bogusław, Paweł i Piotr archiwum Bogusława Zielińskiego

Statystycznie za Zielińskim najlepszy sezon w karierze, choć zauważyłem już, że w tym domu na statystyki macha się ręką. Ważniejsza jest sama gra. Ojciec Piotra widzi jednak pole do poprawy.

- W 2013 roku Piotrek strzelił gola z rzutu wolnego przeciwko San Marino. To był jeden z jego pierwszych meczów w reprezentacji. Od tamtej pory nie wykonał już żadnego wolnego z dogodnej odległości. Podchodzą inni. Ostatnio Robert Lewandowski poprawił ten element, ale moim zdaniem, i jestem o tym przekonany, Piotrek robi to lepiej. W Napoli nie podchodzi, bo są Lorenzo Insignie i Dries Mertens. Specjaliści. Ale w kadrze takiego fachowca od wolnych nie mamy. Piotrek powinien spróbować. Zostaje po treningach, ćwiczy. Czasami pytam: "Czemu nie strzelasz?". "Już jestem blisko". I tutaj mogę powiedzieć, że może jakby potrafił się tymi łokciami rozpychać, to chwyciłby piłkę i powiedział reszcie, że on teraz spróbuje. W takich sytuacjach trochę brakuje mu siły przebicia. To grzeczny chłopak. Może chwilami ciut za grzeczny jak na ten zawód. Ale ja nie wychowywałem piłkarza, tylko wychowywałem człowieka. I jestem z niego bardzo dumny.

Więcej o:
Copyright © Agora SA