Grzegorz Krychowiak podsumował pierwsze zgrupowanie Paulo Sousy. "Tutaj coś takiego widziałem"

Dawid Szymczak
- Czasami trener może rysować na tablicy najpiękniejsze pomysły, ale jeśli drużyna za tym nie pójdzie, to nic z tego nie będzie. Zespół musi uwierzyć w pomysł. Na pierwszym zgrupowaniu Paulo Sousy taką wiarę widziałem - mówi Sport.pl Grzegorz Krychowiak. Pomocnik kadry znów jest w znakomitej formie, a jego Lokomotiw Moskwa to rewelacja rundy w lidze rosyjskiej: wygrał wszystkie tegoroczne mecze i jest na miejscu dającym awans do eliminacji Ligi Mistrzów.

Dawid Szymczak: - Końcówka wykańczającego sezonu, a pan fruwa na boisku, strzela najwięcej goli w karierze, pierwszy raz trafia do bramki w trzech meczach z rzędu. Jak pan to wytłumaczy?

Grzegorz Krychowiak: Jestem ustawiany inaczej niż w pierwszej części sezonu. Gram dużo wyżej, więc mam więcej okazji do zdobywania bramek. Ale fundamentem jest porządnie przepracowany okres przygotowawczy, który pomógł nie tylko mi, ale całej drużynie.

Zobacz wideo "Courtois utrzymał Real przy życiu. Bardzo trudne zadanie w rewanżu"

Pana trener Marco Nikolić mówi, że dopiero na tym styczniowym obozie mogliście normalnie trenować. Jesienią było to niemożliwe, bo graliście po dwa mecze w tygodniu. Brakowało czasu na coś innego niż taktyka i regeneracja.

- Zgadza się. Właściwie przez pół roku graliśmy mecze co trzy dni. Ale cofnąłbym się jeszcze dalej i zaczął od tego, że przed sezonem nie mieliśmy żadnego obozu. Dostaliśmy tylko pięć czy sześć dni wolnego i już ruszaliśmy z kolejnym sezonem. Nawet nie odczułem, że jeden się skończył i zaczął drugi. Zlewało mi się to w całość. A później rzeczywiście mecze były co trzy dni. Przyjechałem na pierwsze zgrupowanie kadry już z siedmioma rozegranymi meczami, reszta piłkarzy miała po jednym. Ten bardzo intensywny początek i szybkie rozpoczęcie sezonu w lidze rosyjskiej negatywnie odbiło się pod koniec roku. Widać to było po naszych wynikach. Dopiero w styczniu mogliśmy trochę odpocząć i pojechaliśmy na obóz. Zawsze mówię, że jeśli jesteś dobrze przygotowany fizycznie, to wszystko idzie w odpowiednim kierunku. Umiejętności i jakość - swoją drogą. Ale muszę po prostu mieć siłę, żeby w 70. minucie przebiec sprintem 30-40 metrów i znaleźć się pod bramką. Dopiero później dochodzi do uderzenia. I albo jest celne, albo nie. Ostatnio na szczęście sporo jest tych celnych.

Tę formę z kwietnia uda się utrzymać do lipca? To może być Euro pełne wyczerpanych piłkarzy.

- Nam do końca sezonu zostały tylko trzy mecze w lidze i finał Pucharu Rosji, więc najbardziej intensywny czas mamy za sobą, kryzys też. Teraz czuję się bardzo dobrze, nie ma mowy o zmęczeniu, nie myślę o wakacjach, w ogóle nie mam takiej potrzeby. Naprawdę czuję głód, żeby jak najwięcej wygrać z Lokomotiwem, trafić jeszcze parę razy do bramki, a później dobrze wypaść na Euro i trochę wynagrodzić kibicom nieudany mundial.

Zmieniał pan coś w swoich przygotowaniach w związku z tak wymagającym sezonem?

- Jakiś czas temu zmieniłem dietę, a od dłuższego czasu bardzo uważam na to, co jem. Zdałem sobie sprawę, że dieta znacząco wpływa na to, jak później prezentuję się na boisku. To co wspomniałem wcześniej: muszę mieć siłę na kilkudziesięciometrowy sprint w końcówce meczu. I odpowiednie żywienie jest jednym z aspektów, które mają na to wpływ. Jem tylko produkty bio, w domu piję tylko wodę, nie jem mięsa, które nie wpływało na mnie najlepiej. Teraz mam lepsze wyniki badań krwi, lepiej też czuję się na boisku. W Polsce temat odpowiedniego żywienia nie jest jeszcze tak popularny, jak powinien być, więc gdy dostałem propozycję zainwestowania w biznes ze zdrową żywnością, zgodziłem się. Tak powstał BioGol. Proponujemy ludziom produkty najwyższej jakości, chcemy im tłumaczyć, dlaczego odpowiednie odżywianie jest tak ważne.

Czuje się pan autorytetem dla młodych ludzi?

- Dostaję wiele wiadomości w mediach społecznościowych z pytaniami o moją dietę, o treningi, o prowadzenie się. Piszą do mnie młodzi piłkarze i chcą się poradzić. Czuję się za nich odpowiedzialny, tym bardziej, że piłkarze nie zawsze dają im właściwy przykład. Poprzez BioGola mogę o tym mówić na szerszą skalę.

Czyli nie dosiadłby się pan do paczki czipsów z Leo Messim?

- Nikogo nie chcę krytykować i uczyć, ale to dobry przykład. Wiadomo, że ci świetni zawodnicy reklamujący słodkie napoje czy niezdrowe przekąski nie jedzą ich na co dzień, bo nie byliby na tym poziomie. Ale nie każdy ma tego świadomość. Na początku rodzice też wysyłali mi do Francji czekoladę. Dopiero z czasem zobaczyłem, jak duży wpływ ma dieta. Im szybciej wszyscy młodzi chłopcy to zrozumieją, tym lepiej dla nich. Ale to też nie jest tak, że przeczytałem kilka książek o żywieniu i teraz chcę wszystkim dawać rady. Korzystam z wiedzy ekspertów żywienia. Jeśli młody chłopiec przeczyta, że reprezentant Polski je warzywa, sam może po nie sięgnąć.  

Wróćmy do piłki. Ten obóz w Marbelli trener wykorzystał też do tego, żeby zmienić panu pozycję.

- Zaczynałem sezon grając niżej, cofałem się i odpowiadałem za rozegranie piłki. Brakowało mnie w akcjach ofensywnych. W styczniu zmieniła się nasza taktyka i znowu zacząłem grać podobnie jak u poprzedniego trenera, Jurija Siomina. Nie jak szóstka, tylko bardziej jak ósemka. Dostałem więcej swobody.

Trener Nikolić mówi, że może pan być szóstką, ósemką, dziesiątką, w zależności od potrzeb. A pan w jakiej roli czuje się najlepiej?

- Nie mam żadnego problemu, żeby odnaleźć się w kilku systemach. Zawsze się dostosuję do oczekiwań trenera, chociaż wiadomo, że w futbolu najprzyjemniejsze jest zdobywanie bramek. Świetne jest to uczucie, gdy piłka wpada do bramki. Ale na koniec przede wszystkim liczy się dobro zespołu. A pomagać mu w zwyciężaniu można na wiele sposobów.

Na koniec roku Lokomotiw był na ósmym miejscu, a pan miał dwa gole. W 2021 roku nie przegraliście, gonicie Zenit Sankt Petersburg, pan zdobył dziewięć bramek. To zespół zależy od pana, czy pan od zespołu?

- To idzie w parze. W niektórych meczach ja pomogę drużynie i trochę ją pociągnę, ale zazwyczaj sam potrzebuję wsparcia zespołu, żeby wykorzystywać sytuacje i strzelać gole. Nie ma się co oszukiwać, nie jestem piłkarzem, który weźmie piłkę, okiwa pięciu i strzeli. Cała drużyna zrobiła postęp, więc naturalnie każdy wypada lepiej indywidualnie.

To uniwersalna prawda, z reprezentacją jest podobnie. Mija miesiąc od pierwszego zgrupowania Paulo Sousy. Jak pan je na chłodno ocenia?

- Przede wszystkim mam poczucie, że wykorzystaliśmy każdą minutę, ale nie do końca przełożyło się to na wyniki, bo z dziewięciu punktów mamy cztery i czujemy niedosyt. Jeśli patrzeć na to zgrupowanie tylko pod względem zdobytych punktów, to nie było dobre. Ale jeśli pomyślimy o pracy, którą udało się wykonać, było bardzo dobre.

W niektóre dni odbywały się po dwa treningi, trochę kulis pokazały nam kamery "Łączy nas piłka". A czego nie mieliśmy okazji zobaczyć?

- Codziennie mieliśmy jakieś odprawy i analizy, wiedzy do przyswojenia było dużo. Selekcjoner nie chciał tracić czasu, dlatego zanim się w ogóle spotkaliśmy na zgrupowaniu, już mieliśmy za sobą wiele rozmów o tym, czego trener oczekuje, jakie ma plany, na czym chce się skupić, jakim systemem będziemy grać. Nie zdążyliśmy się zobaczyć, a te podstawy już znaliśmy. Chcieliśmy nadgonić. I później na zgrupowaniu było podobnie.

Na ile te plany udało się później zrealizować w Budapeszcie i Londynie?

- Wydaje mi się, że dużą część udało nam się przenieść na boisko. W takim meczu jak z Anglikami decydują jednak detale. Nie jest tak, że wykonasz tylko połowę planu i dlatego nie wygrasz. Możesz zrealizować go nawet w całości, ale dwie malutkie pomyłki, które zdarzają się każdemu zespołowi w każdym meczu, wpływają na wynik, bo przeciwnik jest na tyle dobry, że błyskawicznie je wykorzystuje. Najważniejsze jest to, że zawodnicy zaakceptowali ten nowy system. Czasami trener może rysować coś na tablicy, nawet najpiękniejsze pomysły, ale jeśli drużyna za tym nie pójdzie, to nic z tego nie będzie. Zespół musi uwierzyć w pomysł. Każdy piłkarz musi pomyśleć: "okej, to jest dobre, to nam wyjdzie". Tutaj coś takiego widziałem.

Mimo meczu na Węgrzech i dość prostych błędów w defensywie? Nie pojawiło się wtedy zwątpienie?

- Pod względem taktyki nie. Analizowaliśmy to spotkanie. Nasze błędy nie miały nic wspólnego z taktyką czy z ustawieniem.

Ale coś przed Euro trzeba jednak poprawić.

- Musimy lepiej bronić jako zespół. Pięć goli straconych w dwóch meczach wyjazdowych to za dużo. Nie jest to jednak wina tylko bramkarza czy obrońców. Reprezentacja grała dobrze i osiągała sukcesy, gdy była mocna w defensywie. Do tego musimy wrócić.

Dzisiaj coś w tym życiu kadry jeszcze się dzieje? Paulo Sousa wciąż w jakiś sposób stara się nadganiać?

- To, co możemy teraz zrobić dla kadry, to regularnie grać w klubach i wypracować wysoką formę przed Euro. To jest kluczowe. Nie musimy mieć teraz kontaktu z selekcjonerem. Każdy wie, jakie są wobec niego wymagania i co musi robić, żeby w czerwcu być gotowym. Mamy doświadczonych piłkarzy w kadrze i wiemy, kiedy zagraliśmy dobrze, kiedy źle i co trzeba jeszcze poprawić.

Pana irytują oceny kibiców i dziennikarzy, czuje się pan niesprawiedliwie oceniany? Takie odniosłem wrażenie na konferencji prasowej przed meczem z Andorą, gdy powiedział pan: "jak jest słabsze spotkanie, to trzeba Krychowiaka wyrzucić z kadry, dać młodego i on zagra cztery razy lepiej. A jak jest dobre spotkanie, to widzicie Krychowiaka z Sevilli".

- Przyzwyczaiłem się już do tego. Od Krychowiaka wymaga się dużo i będzie się wymagało zawsze więcej niż to co zrobił na boisku. Czasami mam wrażenie, że jestem oceniany za to, czego nie zrobiłem, a nie za to co zrobiłem. Ale spokojnie. Każdy ma prawo do swojej opinii, może mnie oceniać, może analizować moją grę. To normalne, bo reprezentuję czterdziestomilionowy naród. Ale dla mnie najważniejsze jest to, co myśli trener.

A Paulo Sousa był z pana zadowolony? Dostał pan od niego taki sygnał?

- Jeśli w trzech meczach zebraliśmy cztery punkty, to nikt z nas nie powinien być zadowolony.

Jednemu z kibiców na Facebooku, który zarzucał panu słabą grę w kadrze, odpisał pan, że w reprezentacji gra równie dobrze, jak w klubie, tylko, żeby to zrozumieć, trzeba znać założenia na dany mecz.

- Taktyka i poziom naszych przeciwników zawsze wpływają na to jak gram. W Lokomotiwie gram zupełnie inaczej niż w reprezentacji, bo tego wymagają ode mnie trenerzy. Nie mogę w meczu kadry podłączać się do ofensywy, bo mamy dwóch pomocników, którzy to robią, a ja mam zostawać za nimi. W Lokomotiwie to mnie ktoś asekuruje. To kluczowa różnica. Jeśli się tego nie wie, to patrzy się na mecz reprezentacji i stwierdza: "Aj, nie widać tego Krychowiaka za bardzo. Nic nie zrobił w ofensywie, słabo zagrał". Wiem, co o mnie piszą i mówią po danym meczu, bo mam rodzinę w Polsce, rozmawiam z bratem i siłą rzeczy zawsze czegoś się dowiaduję. Staram się nie zwracać na to uwagi.

Czasami jednak wychodzi pan temu naprzeciw. Odpisuje pan kibicom w Internecie. Nieraz coś tłumaczy, nieraz kontraatakuje.

- Portale społecznościowe to łącznik między mną a kibicami, więc staram się z nimi rozmawiać i wymieniać poglądy. Komuś odpowiem na pytanie o dietę, a komuś odpiszę na komentarz o stylu gry reprezentacji, żeby pewne sprawy wyjaśnić. Są różne komentarze i na pewno nie będę walczył ze wszystkimi. Ale jeśli widzę komentarz, z którym się nie zgadzam, a jest napisany na poziomie, to czemu nie wejść w dyskusję? Sport jest dla kibiców. Cieszę się, jak doceniają moją grę, ale akceptuję ich krytykę, a czasami po prostu mogę im coś lepiej wyjaśnić.

Ten temat wraca, bo znów zdobywa pan bramki. Może pan być w kadrze wykorzystywany w podobnej roli jak w Lokomotiwie? Paulo Sousa nad tym myśli?

- Ciężko powiedzieć. Od niego wszystko zależy, on podejmie decyzję, a ja się dostosuję. Pamiętajmy jednak, że wielu defensywnych pomocników niestety doznało w ostatnim czasie kontuzji. Patrząc też na to, jak blisko jest Euro… Może nie być czasu na roszady.

A z tych młodych środkowych pomocników powołanych na ostatnie zgrupowanie - jak Kacper Kozłowski, Sebastian Kowalczyk, Jakub Moder, którego wciąż możemy uznać za wchodzącego do reprezentacji - ktoś panu wpadł w oko?

- Dobrze, że mamy młodych piłkarzy, którzy do nas dołączają, ale z ocenami bym się jednak nie spieszył, dałbym im więcej czasu. Niech zagrają 15-20 meczów w kadrze, wejdą już naprawdę do tego zespołu i wtedy ich ocenimy.  

Paulo Sousa wymaga od pana czegoś innego niż Jerzy Brzęczek?

- System jest inny, więc gram trochę inaczej, ale to szczególiki. Najważniejsze zadania na mojej pozycji właściwie się nie różnią. To nie jest taka zmiana jak między klubem a reprezentacją.

Przede wszystkim w meczu z Andorą widzieliśmy z trybun, że selekcjoner wychodził z siebie niemal za każdym razem, gdy ktoś podawał w poprzek albo do tyłu.

Tak? A ja na boisku byłem bardzo spokojny. Nie odczuwałem tego, niczego nie słyszałem.

Nie wiem, czy wraca Krychowiak z Sevilli, ale na pewno Krychowiak wróci do Sewilli. Jak pan zareagował na zmiany miast-gospodarzy Euro?

- Nie ukrywam, że byłem bardzo zadowolony, że zagramy w Sewilli i w Sankt Petersburgu, czyli na stadionach, które bardzo dobrze znam. Chociaż ta decyzja o przeniesieniu meczu z Hiszpanią do Sewilli jest trudna. W czerwcu tam będzie bardzo, bardzo gorąco, mimo że gramy o 21. Pamiętam, że gdy tam grałem, potrzebowałem trochę czasu, żeby się do tych upałów przyzwyczaić. Z czasem to się udało i było już łatwiej. Teraz łatwo na pewno nie będzie, ale będziemy walczyć.

 A ponoć była szansa, żeby stadion w Sankt Petersburgu znał pan jeszcze lepiej, bo Zenit latem się panem interesował.

- Nie chciałbym o tym mówić, tym bardziej, że już w niedzielę gramy z Zenitem bardzo ważny mecz. Chcemy go wygrać i sprawić małą niespodziankę w walce o mistrzostwo Rosji. Jesteśmy też w finale Pucharu Rosji, więc do końca sezonu chcemy się bić o oba tytuły. Zadanie trudne, ale jesteśmy w bardzo dobrej formie. Przy okazji tego meczu sprawdzę stadion przed Euro, zobaczę, czy wszystko z nim dobrze. I mam nadzieję, że jak wrócę tam w czerwcu, będę miał pozytywne wspomnienia.  

A rozmawia już pan z Lokomotiwem o nowym kontrakcie? Obecny wygasa za rok.

- Na razie jeszcze nie. Tutaj tak to funkcjonuje, że wszystko załatwia się na ostatnią chwilę. Dla mnie to trochę zaskakujące, ale tak jest. Ja jednak nie chcę siadać do rozmów miesiąc czy dwa przed wygaśnięciem umowy i grać całego sezonu z telefonem w ręku, żeby co dwa tygodnie pytać, co z moją umową. Powiedziałem moim agentom, że do końca tego roku chciałbym tę sprawę rozwiązać, żeby wiedzieć na czym stoję i skupić się tylko na grze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.