Absurdalna krytyka Paulo Sousy. "Z Brzęczkiem strzelilibyśmy Anglii dwa gole"

Paulo Sousa nie zdążył jeszcze dobrze poznać polskich piłkarzy, a znalazł się już w ogniu krytyki ludzi polskiego futbolu. Grzegorz Lato, Orest Lenczyk i Roman Kosecki przekonują, że Jerzy Brzęczek poradziłby sobie z reprezentacją lepiej niż Portugalczyk.

- Uważam, że Jerzy Brzęczek powinien być selekcjonerem do końca Euro i kwalifikacji do mistrzostw świata. Zmianę trenera tłumaczono tym, że chciała tego opinia publiczna. A ja pytam, kto to jest opinia publiczna? To prawdopodobnie doradcy jednego człowieka, który się bardziej martwi o swoje koryto niż o polską piłkę. Jerzy Brzęczek zasłużył, by do końca pracować z tą kadrą. A potem słyszałem jeszcze, że opinia publiczna domaga się, aby na stanowisko wrócił poprzednik Jurka - powiedział w rozmowie z TVP Sport trener Orest Lenczyk. 

Zobacz wideo "Jego notowania u wszystkich kibiców poszły do góry". Wybraliśmy największych wygranych i przegranych zgrupowania kadry

- Dla mnie większym błędem od tego karnego za faul Helika była zamiana Jerzego Brzęczka na Paulo Sousę. Brzęczek miał zostać do końca rozgrywek, a nowy trener miał przyjść po Euro, jeśli by była taka potrzeba. Sousa wziął kadrę z marszu i od początku grał w totka. Wszyscy płakali, że Brzęczek słaby, zapominając, że awansował na Euro, czyli wykonał zadanie. Uważam, że mieliśmy dobre wyniki, jak byli polscy trenerzy. Nie wiem, dlaczego uparliśmy się na zagranicznego szkoleniowca. Na razie potrzeba nam cudu, żeby awansować na mundial - dodał były prezes PZPN Grzegorz Lato w rozmowie z Polsatem Sport.

- Nie podobało mi się to, że Zbigniew Boniek wziął kryształową kulę i powiedział, że z Jerzym Brzęczkiem nic nie zdobędziemy, a z Paulo Sousą wygramy mistrzostwo Europy i mistrzostwo świata. Nie daliśmy Brzęczkowi dokończyć. Za Brzęczka nie byłoby tylu błędów w składzie wyjściowym, jakie popełnił Sousa. Nie gralibyśmy tych pierwszych połów tak bojaźliwie. Z Brzęczkiem strzelilibyśmy dwa gole na Wembley - powiedział były reprezentant Polski Roman Kosecki w programie "Stan Futbolu" na antenie Weszło i TVP Sport.

Krytyka łatwa do przewidzenia

Można było spodziewać się, że gdy tylko zakończy się pierwsze zgrupowanie za kadencji Paulo Sousy, część polskich działaczy, ekspertów i byłych piłkarzy rozpocznie atak na Portugalczyka. Że zły, bo zagraniczny, lepszy byłby Polak, Sousa za dużo zmienia, a najlepiej to jakby dalej kadrę prowadził Jerzy Brzęczek. Najlepiej dla kogo?

Raczej nie dla samej kadry. Wbrew temu co twierdzi Kosecki, prezes Boniek nie musiał brać żadnej kryształowej kuli, by przewidzieć, jak wypadniemy z Brzęczkiem w eliminacjach do mistrzostw świata i na Euro. Wystarczyło oglądać uważnie spotkania za jego kadencji. 

Awans na mistrzostwa Europy nie jest żadnym wielkim sukcesem w sytuacji, gdy na turniej jedzie prawie połowa drużyn ze Starego Kontynentu, a w grupie eliminacyjnej rywalizowaliśmy z Austrią, Słowenią, Macedonią Północną, Łotwą i Izraelem. A i tak z tymi średniakami grywaliśmy przeciętnie (m.in. 0:0 z Austrią u siebie, porażka ze Słowenią na wyjeździe, zwycięstwo domowe z Łotwą odniesione w końcówce). Najgorzej było jednak w starciach z potęgami. Tylko pierwszy mecz za Brzęczka z Włochami (1:1) był udany. Kolejne pojedynki z Włochami, Holandią i Portugalią były coraz gorsze.

Z Brzęczkiem byłoby lepiej?

- Za Brzęczka nie byłoby tylu błędów w składzie wyjściowym, jakie popełnił Sousa. Nie gralibyśmy tych pierwszych połów tak bojaźliwie. Z Brzęczkiem strzelilibyśmy dwa gole na Wembley - twierdzi Kosecki. Nasz były selekcjoner do końca życia będzie mógł przekonywać, że z Węgrami, Andorą i Anglią wypadłby lepiej niż Paulo Sousa. Jeśli reprezentacja zawiedzie na Euro, Brzęczek będzie mógł wyjść i oznajmić: "Ja bym wyszedł z grupy". Słowa nieweryfikowalne. 

Argument, że pod wodzą Brzęczka nie gralibyśmy w Budapeszcie i na Wembley tak bojaźliwie jest absurdalny. Szczególnie w kontekście spotkania z Anglią. Jak nasza reprezentacja prezentowała się jesienią ubiegłego roku w Amsterdamie z Holandią i w Reggio Emilia z Włochami? Wyniki odpowiednio 0:1 i 0:2 nie oddają przebiegu tych pojedynków. Polacy grali katastrofalnie, rzadko wychodzili z własnej połowy. Najlepszym podsumowaniem ich występów był desperacji strzał z dalszej odległości Roberta Lewandowskiego na bramkę Gianluigiego Donnarummy.

W środę z Anglią było podobnie, ale tylko w pierwszej połowie. W drugiej biało-czerwoni wyglądali o niebo lepiej. Sama bramka dla Polaków to efekt zupełnie innego podejścia do gry: Jakub Moder zaatakował wysoko angielskiego obrońcę, zmusił do błędu, a potem wykorzystał sytuację i strzelił gola. Takich akcji nie widzieliśmy ze strony naszych reprezentantów w Amsterdamie i w Reggio Emilia. 

Paulo Sousa ewidentnie nie trafił z wyjściowym składem w żadnym z trzech pierwszych spotkań. To jednak nie jego wina, tylko prezesa Zbigniewa Bońka. Gdyby Sousa dostał szansę pracy z reprezentacją wcześniej, np. jesienią w czasie meczów Ligi Narodów, miałby kiedy sprawdzić nowe ustawienia i nowych piłkarzy. Nie musiałby dokonywać tych wszystkich zmian na żywym organizmie - już w czasie piekielnie ważnych spotkań eliminacyjnych do mistrzostw świata, na dwa mecze przed startem Euro.

Będzie czas na rozliczenie

Powtarza się historia, która miała miejsce za Leo Beenhakkera. Gdy Holender prowadził naszą kadrę, wielu przedstawicieli polskiego środowiska piłkarskiego tylko szukało pretekstu, by go skrytykować. Podobnie jest i będzie za Paulo Sousy. Miejmy nadzieję, że Portugalczyk nie będzie się tym kompletnie przejmował. Przyszedł po to, by świeżym okiem spojrzeć na reprezentację Polski. Nie jest uwikłany w żadne układy, znajomości. Powołuje na podstawie własnych doświadczeń i intuicji. Konsultuje się tylko z asystentami, wśród których nie ma Polaków. 

Nie wiadomo, do czego to doprowadzi. Skoro jednak w innych dyscyplinach drużynowych (siatkówka, piłka ręczna, koszykówka) zagraniczni selekcjonerzy odnosili u nas sukcesy w ostatnich latach, to warto dać chociaż szansę Paulo Sousie. Portugalczyk jest w trudnej sytuacji, ma bardzo mało czasu na poznanie drużyny, na wnioski, na wpojenie piłkarzom nowych pomysłów. Rozliczać będziemy go jednak dopiero najwcześniej po Euro. Teraz nie ma to sensu. Dajmy mu pracować.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.