"Małe literki, wielki wstyd". Hiszpańska telewizja publiczna upokorzyła rywala

Hiszpanie nie uznają niepodległości Kosowa i podkreślają to na każdym kroku. Robią to, co muszą i absolutnie nic więcej, dlatego komentatorzy państwowej telewizji mówią o "reprezentacji piłkarskiej federacji Kosowa", a skrót nazwy państwa jest napisany małymi literami.

"Małe literki, wielki wstyd" – napisał w pierwszej minucie meczu Hiszpania – Kosowo Aitor Lagunas, redaktor naczelny magazynu "Panenka". Odnosił się do tablicy wyników, na której – zgodnie z zapowiedziami – zobaczyliśmy napis "ESP" reprezentujący Hiszpanię oraz "kos" odnoszący się do Republiki Kosowa. A właściwie "zespołu piłkarskiej federacji Kosowa", bo z takim zespołem – przynajmniej według komentatorów państwowej telewizji TVE – gra w środę ekipa Luisa Enrique.

Zobacz wideo Co straci Polska na braku awansu do MŚ?

Hiszpańscy komentatorzy mieli zakaz mówienia o "Republice Kosowa"

Jak opisywaliśmy w Sport.pl, Hiszpanie nie uznają niepodległości Kosowa. Już po losowaniu grup eliminacyjnych mistrzostw świata mówiło się o potencjalnym problemie dyplomatycznym, który wybuchł w marcu, gdy goście - w odpowiedzi na informacje, że Hiszpanie nie pozwolą im na prezentowanie symboli narodowych - zagrozili, że w ogóle nie przyjadą na Półwysep Iberyjski. Mecz ostatecznie doszedł do skutku, ale odbywa się w atmosferze absurdu.

Hiszpanie robili bowiem wszystko, by nie legitymizować niepodległości rywala. Widać to było np. w mediach społecznościowych, gdzie państwowa TVE przeinaczała słowa Luisa Enrique. Choć selekcjonerowi wymsknęło się i nazwał rywala "Kosowem", to w opisie tweeta TVE była "piłkarska federacja Kosowa". Komentatorom TVE zakazano mówienia o "Republice Kosowa". Były za to "reprezentacja terytorium Kosowa", "ekipa z Kosowa" czy wspomniana wcześniej "drużyna piłkarskiej federacji Kosowa".

Hiszpanie gimnastykowali się, by spełnić wymogi UEFA i upokorzyć rywala

Na tym jednak nie koniec uszczypliwości. Zgodnie z przepisami na sewilskiej La Cartuja były flagi obu reprezentacji oraz FIFA i UEFA. Ale w transmisji telewizyjnej pokazano tylko flagę Hiszpanii, zamiast tej Kosowa było logo tamtejszej federacji. Zamiast hymnów narodowych były "przedmeczowe pieśni", o których komentatorzy TVE nawet nie wspomnieli. Zagrano hymn Hiszpanii, potem hymn Kosowa. "Raz, dwa, trzy, byle zapomnieć i iść dalej" – podsumowują dziennikarze "El Mundo".

Warto dodać, że w europejskim futbolu "normalnym" jest, że rywale nie chcą grać ze sobą z powodów politycznych. Każda z reprezentacji ma prawo wybrać sobie zespół, z którym nie chce grać. I tak Ukraińcy nie mogą trafić na Rosję, Azerowie na Ormian, a Kosowianie na Serbów czy Bośniaków. Hiszpanie też z tego prawa skorzystali, ale uznali, że wolą wykluczyć Gibraltar i potraktować Kosowo jako "mniejsze zło". 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.