Czy warto było ryzykować zdrowiem Lewandowskiego? Plan Sousy właśnie się rozsypał

Robert Lewandowski nie zagra z powodu urazu w środowym meczu eliminacji mistrzostw świata przeciwko Anglii. Czy warto było ryzykować, wystawiając go przeciw Andorze?

Polski rząd i Polski Związek Piłki Nożnej walczyli o to, by Robert Lewandowski mógł zagrać na Wembley i nie musiał przechodzić kwarantanny po powrocie do Niemiec z Wielkiej Brytanii. Niemcy ostatecznie zmienili przepisy sanitarne dla przybywających z Wysp, a Bayern Monachium nie robił problemów. Lewandowski jednak i tak nie wystąpi w środę z Anglią. Wszystko przez uraz, którego doznał w niedzielnym meczu z Andorą (3:0).

Zobacz wideo Duda o Lewandowskim: Nasz bohaterze narodowy, w tym sportowym znaczeniu

Rywale nie oszczędzali Lewandowskiego

Czy warto było wystawiać naszego najlepszego piłkarza w meczu ze słabym rywalem? Z jednej strony bez niego być może nie odnieślibyśmy zwycięstwa. To Lewandowski trafił na 1:0 i podwyższył na 2:0. Z drugiej strony drużyna bez niego może zaprezentowałaby się inaczej? Może zmobilizowałaby się bardziej, a nie liczyła, że i tak sprawę załatwi jej kapitan? 

Paulo Sousa wystawił Lewandowskiego w niedzielę od pierwszej minuty. Napastnik Bayernu Monachium był dwukrotnie faulowany przed agresywnych Andorczyków. Goście bardzo chcieli pokazać, że nawet jeśli nie mają takich umiejętności jak nasi piłkarze, to nie brakuje im zaangażowania. Stąd częste faule, w całym spotkaniu naliczono im aż 22 przewinienia (biało-czerwonym osiem). To było do przewidzenia, bo słabsza drużyna braki w jakości często próbuje zastąpić walką. 

Lewandowski opuścił murawę w 63. minucie. O własnych siłach, ale od razu po zejściu z boiska podszedł do sztabu medycznego i najprawdopodobniej oznajmił, że boli go kolano. Sousa na konferencji prasowej wyznał, że ma nadzieję, iż to nic poważnego. - Robert Lewandowski odczuwa ból w kolanie. Jak tylko go zdjęliśmy, miał przykładany lód. Myślę jednak, że się dobrze wyśpi i w poniedziałek obudzi się bez bólu. Taką mam nadzieję - mówił Portugalczyk.

Plan miał być inny

Niestety spełnił się czarny sen. Do Londynu polecimy bez kapitana. - Badania kliniczne i obrazowe wykazały uszkodzenie więzadła pobocznego prawego kolana. Krótki czas pozostający do kolejnego meczu kadry wyklucza udział kapitana reprezentacji w tym spotkaniu. Wiązałoby się to ze zbyt dużym ryzykiem pogłębienia urazu. Taka decyzja jest jedyną słuszną, mając na uwadze zbliżające się mistrzostwa Europy - poinformował w poniedziałek przed południem PZPN.

Jeśli Sousa chciał koniecznie wystawić kapitana biało-czerwonych od pierwszej minuty, to może należało go zdjąć w przerwie, gdy był już korzystny wynik dla naszej reprezentacji (1:0)? Polacy pod bramką rywala nie imponowali, ale szansa, że stracą gola była minimalna, bo goście ani razu nie zagrozili bramce Wojciecha Szczęsnego. Do tego gdyby Lewandowski czuł się źle, pewnie nie wyszedłby na drugą połowę. A tak ból musiał poczuć już po wznowieniu gry.

Sousa posyłając na murawę tak mocny i ofensywny skład (nie tylko Lewandowski, ale i m.in. Milik, Piątek, Zieliński, Rybus, Jóźwiak) chciał najprawdopodobniej wygrać wysoko z Andorą i poprawić nastroje przed środowym meczem z Anglią. Ten plan nie powiódł się. Polacy odnieśli zwycięstwo 3:0, ale styl ich wygranej nie był przekonujący. Brakowało składnych akcji, przyśpieszenia. A teraz jeszcze okazało się, że straciliśmy Lewandowskiego.

Część ekspertów była zdziwiona wyborem personalnym, na jaki zdecydował się portugalski selekcjoner od pierwszej minuty z Andorą. Wydawało się, że będziemy chcieli ćwiczyć ustawienie 3-5-2, którym wyszliśmy na mecz z Węgrami w Budapeszcie. Tymczasem zaczęliśmy niedzielne spotkanie systemem 3-4-3, którym kończyliśmy starcie z Węgrami. A to przecież 3-5-2 miało być naszym docelowym nowym ustawieniem. Wobec nieobecności Lewandowskiego z Anglią trudno przewidzieć, jak zagramy na Wembley. Z kadrze pozostali napastnicy: Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek i Karol Świderski. 

Powracające pytanie

Po poniedziałkowym rezonansie magnetycznym okazało się, że nie jest to zwykłe przeciążenie, a kontuzja. PZPN informuje, że wyleczenie tego typu urazu trwa zazwyczaj od 5 do 10 dni. To oznacza, że Lewandowski może nie zagrać w sobotnim meczu Bayernu z Lipskiem, w którym zmierzą się lider Bundesligi z wiceliderem. Cztery dni później mistrzowie Niemiec zagrają pierwszy mecz ćwierćfinałowy Ligi Mistrzów z PSG. Wieloletni prezes Bayernu Monachium, Uli Hoeness, zapytany przez dziennikarza niemieckiej telewizji RTL o uraz naszego kapitana, przyznał: Jak to zobaczyłem, aż serce mi stanęło. 

Nikt nie chce ryzykować dłuższej przerwy Lewandowskiego, dlatego napastnik nie poleci do Anglii. Niewykluczone, że Bayern naciska też na PZPN, by oszczędzić piłkarza przed najbliższymi trudnymi spotkaniami w klubie. Pytanie, czy trzeba było narażać jego zdrowie w meczu z Andorą będzie pewnie powracać przez najbliższe tygodnie. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.