Listkiewicz ocenił debiut Paulo Sousy. "Nie jesteśmy na to gotowi"

Michał Listkiewicz po meczu Węgry - Polska (3:3) w rozmowie ze Sport.pl chwali obydwu selekcjonerów, choć przyznaje, że Węgrzy grali przeciętnie, "narzucali chaos" i skorzystali z polskich prezentów. Uważa, że w całych eliminacjach punkt w Budapeszcie "będzie nam bardziej pomagał niż przeszkadzał", choć po wyrównaniu biało-czerwonych na 2:2 czuje niedosyt.

- Węgrzy niczym mnie nie zaskoczyli. Grali średnio. Pokazali jedynie, że są bardzo zgrani i zdyscyplinowani. Widać było, że to jest zespół, który już jakiś czas razem funkcjonuje. Jednak to, że strzelili 3 bramki, to była już nasza pomoc, chyba takie pokłosie dnia przyjaźni polsko-węgierskiej, który był we wtorek - ocenia mecz Madziarów z biało-czerwonymi Michał Listkiewicz. Były prezes PZPN, gole Węgrów nazywa bardziej polskimi prezentami niż wypracowanymi, wyrachowanymi sytuacjami stworzonymi przez rywala.

Zobacz wideo "Kadra Sousy jest w stanie dawać nam emocje. Są powody do optymizmu"

- No może poza ich pierwszą bramką, bo podanie do Rolanda Sallaia było znakomite. Natomiast po swoich dwóch golach Węgrzy narzucili chaos, postawili na doskakiwanie, skracanie pola gry. Trochę daliśmy się w to wciągnąć. Jakość, kultura gry i wrażenie wizualne było na naszą korzyść. Piłka taka jest, że to jednak o niczym nie decyduje. Słowa uznania dla Polaków, że przy wyniku 0:2 i 2:3. wyciągnęli wynik i zapewnili sobie cenny punkt - zwraca uwagę Listkiewicz. W przebiegu meczu odnotowuje też niezrozumiały moment, który mógł zadecydować o polskiej porażce.

"Przy 2:2 powinniśmy się zachować jak pięściarz"

- Po naszym wyrównaniu na 2:2 wydawało się, że Węgrzy są podłamani. Polacy z niezrozumiałych dla mnie powodów nie przyspieszyli. Wtedy powinniśmy się zachować jak pięściarz, który pierwszy raz powali na deski swojego rywala. Jeśli ten wstanie, trzeba go przycisnąć i nie dać mu czasu na złapanie oddechu. A Węgrzy ten oddech złapali - zauważa Listkiewicz. Ciekawi go jak w potyczkach z Węgrami spiszą się inni rywale z eliminacyjnej grupy. Sugeruje, że punkt przywieziony z Budapesztu wypada szanować.

- Uważam, że ten punkt w Budapeszcie w ogólnym rozrachunku będzie bardziej nam pomagał, niż przeszkadzał. Zobaczmy, co się w tych eliminacjach wydarzy dalej. Jeśli po zakładanym zwycięstwie z Andorą udałoby nam się zremisować na Wembley, to myślę, że ta wiosna byłaby dla nas dobra. 5 punktów po m.in. dwóch wyjazdach do najgroźniejszych w grupie rywali, należałoby szanować.

Sousa? "Mam dobre wrażenie"

Człowiek, który sam postawił w polskiej kadrze na zagranicznego trenera, zwraca też uwagę na pracę obydwu selekcjonerów.

- Trener Marco Rossi pokazał, że jest dobrym fachowcem. To była taka włoska szkoła futbolu, trochę takie catenaccio, w którym zneutralizowano mocne strony Polski. Mam wrażenie, że przy normalnej dyspozycji polskiej obrony, to spotkanie było jednak do wygrania - podsumowuje były międzynarodowy arbiter. Na pracę Paulo Sousy na razie patrzy optymistycznie.

- Jeśli chodzi o trenera Sousę mam dobre wrażenie. Szczególnie jeśli chodzi o jego reagowanie, prowadzenie meczu. Poprzestawianie zawodników w trakcie spotkania. Podbudowanie drużyny w przerwie, bo widzieliśmy różnicę po wyjściu na drugą połowę. Po meczu podobało mi się to, że Sousa konkretnie powiedział, co było złe, co musimy poprawić. Morale drużyny po takim starciu powinno być wyższe. Ja bym powiedział, że po tym 3:3 szklanka jest do połowy pełna - mówi nam Listkiewicz.

"Nie jesteśmy gotowi na rezygnację z Kamila Glika"

Listkiewicz, chociaż zdaje sobie sprawę, że jednym ze słabszych zawodników spotkania był Michał Helik, to sugeruje, by nie skupiać na nim krytyki.

- Dla Helika to był pechowy mecz. Myślę, że on jeszcze nie raz i dużo lepiej zagra w reprezentacji, natomiast spotkanie w Budapeszcie, wyglądało tak, że to po jego zejściu podgoniliśmy wynik, a nasza gra zaczęła się układać. To był jednak debiut Michała. Nie traktujmy tego piłkarza tak surowo. Również Wojciech Szczęsny nie może zaliczyć tego spotkania do najbardziej udanych. Mam nadzieje, że limit błędów w polskiej defensywie już się na te eliminacje dla nas wyczerpał - mówi nam Listkiewicz. Sousę za eksperyment z Helikiem nie gani, choć uważa, że Glik dalej będzie czołową postacią defensywy.

- Myślę, że chyba na razie nie jesteśmy gotowi na rezygnację z Kamila Glika. Zapewnia on spokój w obronie, poprawia komunikacje. Jeśli jednak chodzi o dłuższą perspektywę, czy Euro, to dlaczego nie Helik? Kazimierz Górski kiedyś postawił na Władysława Żmudę, mimo że Mirosław Bulzacki był świetnym obrońcą. No i pan Kazimierz strzelił w dziesiątkę. Opcja z młody debiutantem wypaliła - przypomina były prezes PZPN.

Listkiewicza zapytaliśmy też o to, co zdradził w ostatniej Sekcji Piłkarskiej. Chodziło o przedmeczowy zakład z prezesem Węgierskiego Związku Piłki Nożnej o zwycięzcę spotkania w Budapeszcie. Jeśli Polska zdobyłaby 3 punkty, do Listkiewicza miał trafić karton węgierskiego wina. Jeśli wygraliby Węgrzy, karton z kaszubskim trunkiem dostałby prezes.

- Wino na razie właściciela nie zmieni. Czekamy na 15 listopada, na rewanż. Wino jak wiadomo im starsze, tym lepsze - uśmiecha się nasz rozmówca.

Polacy w el. MŚ 2022 zagrają jeszcze w marcu z Andorą (w niedzielę w Warszawie), a w najbliższą środę czeka ich starcie na Wembley z Anglikami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.