Jerzy Brzęczek z funkcji trenera reprezentacji Polski został zwolniony 26 stycznia tego roku po 2,5 roku pracy. Już wtedy Zbigniew Boniek był po słowie z Paulo Sousą, następcą Jerzego Brzęczka, który nie spodziewał się zwolnienia.
Jerzy Brzęczek po dymisji pojechał w rodzinne strony. Nie chciał komentować swojego zwolnienia. Pod koniec lutego nieoficjalnie mówiło się, że może on zostać nowym trenerem Śląska Wrocław.
Teraz wreszcie Brzęczek po raz pierwszy udzielił wywiadu po zwolnieniu. W rozmowie z Antonim Bugajskim, dziennikarzem "Przeglądu Sportowego" nie mówi jednak nic o reprezentacji Polski. Z okazji swoich urodzin wspomina za to dawne czasy i opowiada o dobrych relacjach z Grzegorzem Mielcarskim, który był jego świadkiem na jego ślubie, o tym jak wcześnie został kapitanem drużyny z ekstraklasy.
– Jeszcze nie skończyło się moje wesele, a już musieliśmy jechać z Grzegorzem Mielcarskim na zgrupowanie olimpijskiej reprezentacji Polski. Z żoną śmiejemy się, że w podróż poślubną pojechałem nie z nią, a z „Mielcarem” – mówi Jerzy Brzęczek, który dziś świętuje 50. urodziny.
- Jeszcze przed weselem chciałem nas zwolnić z pierwszego dnia zgrupowania, ale trener Janusz Wójcik stwierdził, że nie ma takiej możliwości, bo w poniedziałek zaczynamy od badań wydolnościowych. Wynegocjowałem z nim tylko tyle, że przyjedziemy rano, czyli tuż przed badaniami. Zaczęliśmy od jazdy na rowerku. Jakoś dawałem radę, ale gorzej było z moim świadkiem ze ślubu. Pani nadzorująca testy już po minucie powiedziała do Grzesia: „Pan niech już lepiej zakończy te badania”. Tak się zaczęły nasze trzytygodniowe przygotowania do igrzysk w Barcelonie. Z żoną śmiejemy się, że w podróż poślubną pojechałem nie z nią, a z „Mielcarem” - opowiada Brzęczek.