Paulo Sousa powołał 17-latka. Dlaczego mówi się, że to największy polski talent?

Dawid Szymczak
- To największy polski talent - nie ma wątpliwości skaut Jacek Kulig. Amerykański magazyn "World Soccer" umieścił Kacpra Kozłowskiego na liście 100 najbardziej pożądanych młodych piłkarzy, zwiadowcy Tottenhamu wystawili mu najwyższą ocenę. To coś zobaczył w nim też Paulo Sousa i powołał go do szerokiej kadry na mecze eliminacji mundialu z Węgrami, Anglią i Andorą. - Akurat Kacper od tego wszystkiego nie zwariuje - słyszymy w Pogoni Szczecin.

Odkąd Paulo Sousa został selekcjonerem reprezentacji Polski, Kacper Kozłowski zagrał tylko w dwóch meczach - w sumie 74 minuty. A jednak otrzymał powołanie do szerokiej kadry, która do 15 marca zostanie jeszcze uszczuplona. Być może właśnie o Kozłowskiego, który nie ma rytmu meczowego i na ważne starcia eliminacji mundialu może być dla niego za wcześnie. Sousa wysłał mu jednak ważny sygnał: doceniam twój talent, pracuj, jesteś blisko, możesz być przyszłością tej kadry. To też sygnał dla wszystkich zawodników: nie ma za młodych na grę w reprezentacji.

Zobacz wideo Kapustka znów puka do drzwi kadry. "Nie tylko Sousa będzie miał z niego pożytek"

Jak selekcjoner wpadł na Kozłowskiego? Mógł go polecić Maciej Stolarczyk, trener młodzieżówki, z którym po rozpoczęciu pracy z polską kadrą naradzał się Sousa. I jeśli później zobaczył jak Kozłowski radził sobie meczach rundy jesiennej ekstraklasy - powołanie nie dziwi już tak mocno. Kozłowski był wtedy w formie, imponował wtedy talentem, ale przede wszystkim jego gra przełożyła się na dobre wyniki Pogoni Szczecin.

- Zakochałem się w nim podczas Pucharu Syrenki i meczu z Anglikami. U nich w pomocy grali Jamal Musiala, który dzisiaj jest w Bayernie, Jude Bellingham z Borussii Dortmund czy Harvey Elliott z Liverpoolu. Niesamowita drużyna. Kozłowski był jednym Polakiem, który wstawiony do Anglików nie odbiegałby od nich umiejętnościami. Nie byłoby widać różnicy. Podkreślmy to: nie odstawał od najbardziej utalentowanych chłopców na świecie. Bardzo mi to wtedy zaimponowało - mówi Jacek Kulig, autor bloga "Football Talent Scout".

W XXI wieku nie było młodszego piłkarza w ekstraklasie

Tamten turniej odbył się we wrześniu 2019 roku, Kozłowski miał niecałe szesnaście lat, był już po debiucie w ekstraklasie, ale przed wypadkiem samochodowym, który nieco spowolnił jego rozwój. Był styczeń, siedział na miejscu pasażera, jechał z kolegami na trening, ucierpiał najbardziej: złamał trzy kręgi w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, leżał w szpitalu, kilka tygodni po wyjściu nosił specjalny gorset, w sumie rehabilitacja trwała ponad pół roku. - Najtrudniejszy czas w moim życiu - przyznaje Kozłowski. - Odwiedzałem go wtedy w szpitalu i widziałem, że to był trudny moment. Kacper kocha grać w piłkę, a nagle nie mógł tego robić. To był cios, duży zawód. Nie mógł sobie poradzić z tą przerwą. Ale teraz widać, że dużo z tego wyniósł - twierdzi Patryk Dąbrowski, trener akademii Pogoni Szczecin.

Najważniejsze, że nie stracił pewności siebie, która zawsze go wyróżniała. W pierwszym meczu w rezerwach w pół godziny strzelił gola i asystował przy kolejnym, podobał się też trenerowi Koście Runjaiciowi w okresie przygotowawczym, ale początek tego sezonu jeszcze przegapił. Wracał powoli, ostrożnie, zgodnie z nakreślonym przez lekarzy harmonogramem.  - To ogromny talent, ale nie będzie jeszcze naszym zbawcą. On ma grać przez następnych 15 lat, więc musimy na niego uważać i zatroszczyć się o jego zdrowie - tłumaczył trener Pogoni. I dopiero w końcówce poprzedniej rundy zaczął regularnie wpuszczać Kozłowskiego na boisko. Efekt? Jeśli zaczynał mecz w pierwszym składzie, Pogoń nie przegrywała. Odniosła pięć zwycięstw, raz zremisowała i awansowała na trzecie miejsce w tabeli. 

Z Kozłowskim na boisku grała odważniej, szybciej, łatwiej przychodziło jej stwarzanie okazji podbramkowych. Często je napędzał: to szybkim podaniem, to dryblingiem. Podejmował ryzyko i stwarzał przewagę. Gdy przyjmował piłkę, widać było, że myśli przede wszystkim o tym, żeby zagrać ją do przodu. Nie wybierał najłatwiejszych rozwiązań. Średnio sześć razy na mecz udaje mu się okiwać przeciwnika i wygrać dziewięć pojedynków.   

- Nie dziwi nas to. Kozłowski wszędzie wchodził jak do siebie: przechodząc z zespołu U-15 do U-17, później z U-17 do drużyny rezerw i stamtąd do ekstraklasy. Nigdzie nie potrzebował adaptacji. Mając 14 lat radził sobie w CLJ, a rok później grał już z seniorami w trzeciej lidze. Raz na ileś lat rodzą się tacy chłopcy, którzy nie wchodzą szczebel po szczebelku, tylko zasuwają po trzy-cztery - tłumaczy Sławomir Rafałowicz, szef skautów Pogoni Szczecin i analityk pierwszej drużyny. 

Ekstraklasa? Kacper Kozłowski gra jak na podwórku

Kozłowski do dziesiątego roku życia grał na podwórku z kolegami - amatorsko, bez trenera i żadnych wymagań. Kiwał, bawił się, kopał do woli. Dzisiaj trenerzy twierdzą, że to mu pomogło i wciąż widać w jego grze podwórkowe nawyki. - To komplement, bo mamy na myśli pewną przebojowość, kreatywność, granie do przodu, odwagę. Ma mocny mental i nie boi się przenosić do ekstraklasy tego, co wytrenował na podwórku. Nigdy nikt mu nie krzyczał: "Kacper, nie kiwaj". Nie robimy tego w naszej akademii. Chcemy, żeby nasi zawodnicy kiwali, stwarzali przewagę, nie bali się tego - wyjaśnia Dąbrowski. 

Po jednym z podwórkowych meczów Kacper wrócił do domu i poprosił rodziców, żeby zapisali go do klubu. Wybrali Bałtyk Koszalin. Przed pierwszym treningiem ze stresu Kacpra bolał brzuch, ale gdy już wszystko się zaczęło, emocje były tylko pozytywne. Kozłowski trenował tam trzy lata, trenerzy musieli wykazać się kreatywnością, żeby wciąż zapewniać mu warunki do rozwoju. I tak - czasami na treningowych gierkach do Kacpra dobierali tylko jednego kolegę, dorzucali im bramkarza i naprzeciwko nim wystawiali sześcioosobowy zespół. Dopiero wtedy gra była w miarę wyrównana.

Na jednym z meczów - już w pełnych składach - wpadł w oko Dariuszowi Adamczukowi, dyrektorowi sportowemu Pogoni. Nie dało się go przeoczyć: strzelił dwa gole, przy kolejnym asystował, brał udział w każdej akcji swojej drużyny. Okazało się jednak, że wiedzą już o nim w Lechu Poznań i nawet zabrali go na przedsezonowy obóz. Zapraszali na stałe, ale Pogoń nie odpuściła. Zachęciła Kacpra, przekonała rodziców. Nie bez znaczenia była też mniejsza odległość z Koszalina do Szczecina niż do Poznania.

"Podaj do wujaszka, wujaszek już coś z tą piłką zrobi"

- Wszedł do akademii bardzo pewny siebie, rzucił żartem, dowcipem. Słynny stał się ten jego "wujaszek": "Podaj do wujaszka, wujaszek już coś z tą piłką zrobi". Mówił tak nawet do starszych zawodników. Trafił do nas z Bałtyku Koszalin i szybko sobie wszystkich poustawiał. Jest bardzo pewny siebie, ale nie krnąbrny czy arogancki. Balansuje na tej cienkiej granicy, ale jej nie przekracza. Ma to zdrowo wyważone i pomaga mu na boisku, bo przykładowo nie boi się wejść w drybling albo niekonwencjonalnie zagrać. Często zdarza się, że młodzi piłkarze mają umiejętności, ale nie wykorzystują ich w pełni podczas meczów. Ogranicza ich głowa, dlatego intuicyjnie decydują się na prostsze rozwiązania. U Kacpra tego nie ma, głowa współgra z nogami. Po prostu wie, że jest dobry - tłumaczy trener Patryk Dąbrowski.

- Zawsze był dojrzały jak na swój wiek: fizycznie i emocjonalnie, bo bardzo dobrze znosi to co się wokół niego dzieje. Proszę zwrócić uwagę, że gdy ma piłkę, to swoimi ruchami wręcz zachęca przeciwnika, żeby do niego podszedł i spróbował ją zabrać. Wtedy może wejść z nim w pojedynek, stworzyć przewagę i wykorzystać swój dobry przegląd pola. Ma taką pozytywną bezczelność piłkarską. Nie boi się odpowiedzialności - dodaje Sławomir Rafałowicz. - I pewnie zaraz ktoś będzie ostrzegał, że Kacpra zagłaszczemy. Spokojnie. Nie zrobimy tego. On ma swoje dalekosiężne cele i tym co jest teraz na pewno się nie zadowoli. Jest świadomy, twardo stąpa po ziemi, nie odlatuje. 

Wady? Trudno wskazać coś oczywistego 

- To największy talent w Polsce wśród zawodników do 21 lat. Jest bardzo wszechstronny, może grać na każdej pozycji w pomocy, ale to taki nowoczesny box-to-box z inklinacjami do rozgrywania piłki. Trudno znaleźć u niego słaby punkt. Jak na nastolatka wszystkie umiejętności ma rozwinięte bardzo wysoko. Talent ogromny. Jeszcze w grze obronnej ma pewne braki, myślę, że nad tym powinien pracować. Ale nie można powiedzieć, że jest w tym słaby, bo zadziornością sporo nadrabia. Chodzi raczej o pewne błędy w ustawianiu się - charakteryzuje go Jacek Kulig.

- Taki chłopiec rodzi się raz na kilka lat. Dotychczas nie miałem do czynienia z bardziej utalentowanym piłkarzem. I widzi pan, nie boję się, że te słowa mu zaszkodzą, bo on sobie radzi z tym szumem, z tymi oczekiwaniami czy presją. Wręcz motywuje go to do jeszcze cięższej pracy - mówi Dąbrowski. - Co do poprawy? Trudno wskazać, bo ma i dobrze uderzenie, i wizję gry, i kreatywność, i technicznie wszystko się u niego zgadza. Może te parametry szybkościowe, bo sprinterem nie jest, gazu mu brakuje. Ale to akurat bardzo trudno poprawić. Można zyskać jedynie setne sekundy - tłumaczy trener Akademii Pogoni Szczecin.

- Tą szybkość można postrzegać dwojako. Rzeczywiście, ta lokomocyjna mogłaby być u niego na lepszym poziomie, ale warto zwrócić uwagę, że z piłką przy nodze staje się szybki. Prowadzi ją w nieszablonowy sposób, szybko nią operuje, szybko reaguje na to co dzieje się boisku, szybko myśli. Przecież to też jest szybkość, prawda? - uśmiecha się Rafałowicz. 

Dotychczas Kacper Kozłowski ma rozegranych 15 meczów w ekstraklasie. Byłoby ich więcej, gdyby nie wspomniany wypadek. Kosta Runjaić mu ufa i z tego co słyszymy w nadchodzącej rundzie 17-letni pomocnik ma odgrywać w Pogoni jeszcze ważniejszą rolę. Czy zatem powinniśmy się spodziewać, że już latem odejdzie do klubu z silniejszej ligi? Wiemy przecież, że z ekstraklasy wyjeżdżają coraz młodsi piłkarze i czasami wystarczy kilkanaście rozegranych meczów, by zgłosił się po nich mocniejszy klub. Przykłady można mnożyć: Bartosz Białek odszedł z Zagłębia Lubin już po dziewiętnastu występach w ekstraklasie. Jakub Moder i Michał Karbownik w chwili podpisania umowy z Brighton mieli ich po 31, sama Pogoń sprzedała Sebastiana Walukiewicza po 32 meczach w ekstraklasie.

Kozłowski ma jednak inny plan i po tym sezonie żegnać się nie zamierza. W rozmowie z "Super Expressem" zdradził, że chce poczekać na otwarcie nowego stadionu Pogoni i na powrót kibiców na trybuny. Wtedy - przed kompletem publiczności - marzy mu się trafić do siatki. Nie spieszy mu się z wyjazdem: może odejdzie po kolejnym sezonie, może do Serie A, a może nawet do Serie B, żeby się otrzaskać. Wydaje się niewzruszony plotkami łączącymi go chociażby z Legią Warszawa czy informacjami, jakie kluby go obserwują.

- Mam nadzieje, że to będzie jego runda. Liczymy na to. Niech tylko dopisze mu zdrowie, a wtedy na pewno pokaże swoje umiejętności. Zawsze tak było, że rywale nie mieli dla niego znaczenia, nie oglądał się na nich, tylko grał swoje. Wychodził na reprezentację Belgii, na Anglików grających w Manchesterze City czy innych klubach Premier League, debiutował w ekstraklasie i wszędzie pokazywał swoje umiejętności. Nie miał żadnej blokady - opowiada trener Dąbrowski. 

- Dobrze jakby nie była to jego ostatnia runda w ekstraklasie. Niech ją dogra, później zostanie w Pogoni na jeszcze jeden sezon. Zawsze mówię, że jeden mecz w seniorach, nawet w tak słabej lidze jak polska, znaczy tyle co dziesięć meczów w juniorach w jakiejkolwiek lidze. A gdyby teraz Kozłowski odszedł do jakiegoś mocnego klubu, pewnie trafiłby do drużyny młodzieżowej np. U-23. Jeżeli odejdzie za półtora roku, pewnie pobije rekord ekstraklasy. Samymi umiejętnościami przebija Jakuba Modera, więc jeśli w Pogoni dobrze poprowadzą rozmowy, to za frytki go nie puszczą - mówi Jacek Kulig i zdradza, że skauci Tottenhamu wystawili Kozłowskiemu najwyższą ocenę - A. Ich zdaniem, z polskiej ligi tylko on na nią zasłużył.

- Widziałbym go we włoskiej albo niemieckiej lidze. Ale może najpierw dobrym kierunkiem byłaby Holandia i jakiś mocny zespół typu Ajax albo PSV? Mógłby tam jeszcze pójść do przodu i rozwinąć się przed przejściem do absolutnie topowej ligi - dodaje autor bloga "Football Talent Scout".

- Oglądam reprezentacje na różnych szczeblach i nie widziałem chłopca z takim potencjałem. Jak na swój wiek jest niemal kompletny, choć wiadomo, że dalej musi ciężko pracować. I znów - tu też nie można mu niczego zarzucić, bo nigdy nie widziałem, żeby się migał. Pracuś. Utalentowany pracuś. A to bardzo dobre połączenie - podsumowuje trener Dąbrowski.

Więcej o:
Copyright © Agora SA