Historia Krystiana Bielika mrozi krew w żyłach. "Chciało mi się rzygać"

Krystian Bielik ponownie zerwał więzadło krzyżowe w kolanie. W kolanie, które niedawno wyleczył. Polak doznał kolejnej poważnej kontuzji na Wyspach, przez którą straci kilka miesięcy i mistrzostwa Europy.

W 36. minucie sobotniego meczu z Bristol City Krystian Bielik opuścił boisko na noszach, trzymając się za kolano. Już wtedy wszyscy w Derby County obawiali się najgorszego. Przypuszczenia oficjalnie potwierdziły się w poniedziałek po badaniach, a we wtorek dowiedzieli się o tym wszyscy. Bielik ponownie zerwał więzadło krzyżowe w kolanie, które niedawno wyleczył.

Kontuzja, której doznał przed rokiem, wykluczyła go z gry na 10 miesięcy. Pomocnik Derby County nie stracił jednak Euro 2020, które z powodu pandemii koronawirusa zostało przełożone. Teraz o podobnym scenariuszu mowy raczej nie będzie. W ciągu 12 miesięcy jeden z największych polskich talentów dwukrotnie stracił ten sam turniej i kolejny czas, którego nikt mu już nie zwróci.

Bark, od którego zaczęło się nieszczęście

Dla Bielika to kolejna kontuzja, która wykluczy go z gry na dłuższy czas. Bielik trafił na Wyspy w styczniu 2015 roku, kiedy z Legii Warszawa wykupił go Arsenal. Po dwóch latach piłkarz trafił na półroczne wypożyczenie do grającego w Championship Birmingham. Po udanych sześciu miesiącach zaczęły się problemy zdrowotne, które zahamowały intensywny rozwój Bielika.

Latem 2017 roku, gdy zawodnik był blisko kolejnego wypożyczenia, w meczu drużyn do lat 23 między Arsenalem a Manchesterem City, wypadł mu bark. - Występ w tamtym spotkaniu był tylko moją decyzją. W klubie wiedzieli, że prawdopodobnie odejdę na wypożyczenie do Championship i nie naciskali na mnie, ale chciałem grać, być w odpowiednim rytmie, więc nie miałem żadnych wątpliwości - mówił nam Bielik w czerwcu 2019 roku, przed młodzieżowymi mistrzostwami Europy we Włoszech.

- Już na początku meczu upadłem i poczułem ogromny ból. Mimo wszystko dokończyłem tamto spotkanie, nawet wziąłem udział w przepychance. Grał z nami wtedy Jack Wilshere i jak zobaczyłem, że ktoś go odpycha, to podbiegłem do miejsca zdarzenia i też, mając rozwalony bark, kogoś odepchnąłem. Nie sądziłem, że jest aż tak źle, działała adrenalina.

- Dzień po meczu pojechaliśmy do kliniki, by zrobić badania. Okazało się, że bark mi wyskoczył i wrócił na swoje miejsce, ale doszło do odłamania jego kawałka. Lekarz powiedział, że daje 80 procent szans na to, że przy jakimkolwiek upadku bark znowu wyskoczy. Musieliśmy operować. Straciłem cztery miesiące - wspominał.

Przeklęty mięsień dwugłowy

Jak się okazało, był to dopiero początek pecha Bielika. Mimo że jesień 2017 roku piłkarz spędził na leczeniu w Arsenalu, to zainteresowanie klubów z Championship nie malało. Determinacja piłkarza i pośpiech w leczeniu nie okazały się jednak najlepszymi doradcami. Po wyleczeniu barku pojawiły się kolejne problemy. Tym razem z kolanem (małe) i (dużo większe) z mięśniem dwugłowym.

- Po przerwie spowodowanej na leczenie barku kluby z Championship wciąż były zainteresowane, jednak chciały zobaczyć mnie w jednym-dwóch meczach, by ocenić moją formę. Po drugim występie poczułem lekki ból w kolanie, dostałem w Arsenalu trzy dni wolnego. Po powrocie wyszedłem na zajęcia z trenerem od przygotowania fizycznego. Zrobiliśmy bardzo dobrą rozgrzewkę, ale przy jednym sprincie naderwałem mięsień dwugłowy. To był cios poniżej pasa - mówił Bielik.

Mimo drugiej kontuzji w krótkim czasie zawodnik wciąż wierzył i miał duże szanse na wypożyczenie. W styczniu 2018 roku trafił do Walsall. - Rehabilitacja po kontuzji mięśnia dwugłowego trwała cztery tygodnie, mocno naciskałem na fizjoterapeutów, bym wrócił na boisko jeszcze w zimowym okienku transferowym. Chciałem załapać się na wypożyczenie. I chociaż się udało, to pośpiech okazał się błędem. Zgłosiło się po mnie Walsall, gdzie po pięciu dniach znowu naderwałem mięsień dwugłowy. Tym razem poważniej, sezon skończył się dla mnie na czterech meczach w zespole do lat 23 - wspominał.

Przez kontuzję barku oraz dwukrotne zerwanie mięśnia dwugłowego Bielik stracił cały sezon 2017/18. Na kolejne rozgrywki trafił do grającego wówczas w League One Charltonu. Krok wstecz okazał się strzałem w dziesiątkę. Klub z Londynu wywalczył awans do Championship, a Bielik należał do najlepszych piłkarzy w zespole Lee Bowyera.

- Poza jedną, małą kontuzją, która wykluczyła mnie na cztery tygodnie, wszystko było w porządku. Zagrałem łącznie w 35 meczach. O to chodziło - mówił Bielik. To w Charltonie zapracował na transfer do Derby, które zapłaciło za niego rekordowe w skali klubu 10 milionów euro.

"Siłownia, rehabilitacja. Chciało mi się rzygać"

Skąd brały się opisane wyżej kontuzje? O barku sam Bielik mówił, że był to tylko pech. A co z mięśniem dwugłowym? - Może trochę go zaniedbałem, troszcząc się o bark? Z drugiej strony nie było tak, że rehabilitowałem tylko bark, zapominając o mięśniach nóg. Cały tamten rok był strasznie pechowy - wspominał Bielik.

Jak piłkarz radził sobie w trudnych chwilach? - O ile przy kontuzji barku było jeszcze w miarę okej, bo liczyłem na półroczne wypożyczenie, o tyle po naderwaniu mięśnia dwugłowego czułem się beznadziejnie. Tylko siłownia i rehabilitacja. Chciało mi się tym rzygać. Każdego ranka budziłem się z myślą, że przede mną kolejny dzień bez piłki. Kolejny dzień, w którym będę musiał wykonywać te same, monotonne ćwiczenia. Codziennie widywałem tych samych piłkarzy i piłkarki, którzy też się leczyli. To dobijało. Nie chciało mi się gadać z ludźmi, a już na pewno nie z dziennikarzami. Ci wydzwaniali do mnie i chcieli rozmawiać, a ja odpowiadałem, że przecież nie ma o czym - mówił.

- Wokół siebie miałem jednak polskich przyjaciół z Londynu i kilku bliskich kumpli z Arsenalu. Spędzałem z nimi wolny czas, zapominałem o codziennej monotonii. Dzięki nim nie zamykałem się w domu, nie siedziałem do późna przed komputerem, bo i tak się zdarzało. Ale z drugiej strony co mogłem robić?

- Miałem też ciągły kontakt z rodzicami i siostrą. Tata z jednej strony mocno podtrzymywał mnie na duchu, ale z drugiej strony wiedziałem, że jest smutny, że nie może oglądać mnie w akcji. Ostatecznie udało mi się nakręcić tylko na pełny powrót do zdrowia. Wyczekiwałem też wakacji, by wrócić do domu, odpocząć i odpowiednio przygotować się do kolejnego sezonu.

Jak przyznał Bielik, druga kontuzja mięśnia dwugłowego sprawiła, że zaczął on zwracać jeszcze większą uwagę na rozgrzewkę i ćwiczenia wprowadzające do treningu. Piłkarz podkreślał, że nigdy ich nie lekceważył, jednak kolejne urazy uświadomiły mu, iż musi podchodzić do tego jeszcze poważniej.

Pech nie opuszcza Bielika

Nie sprawiło to jednak, że Bielika opuścił pech. W styczniu zeszłego roku Polak po raz pierwszy zerwał więzadło krzyżowe. Bielika na boisku nie było przez 284 dni. Wrócił jednak w wielkim stylu. Pomocnik nie tylko szybko odbudował pozycję w zespole, ale stał się też najlepszym piłkarzem Derby County w ostatnich tygodniach.

- To był zdecydowanie najgorszy czas w mojej karierze. Od razu po tym starciu wiedziałem, co się stało i co mnie czeka. Ale wróciłem. Ciężka rehabilitacja sprawiła, że czuje się naprawdę dobrze. Zero bólu, kolano się nie odzywa, a głowa jest wolna od zmartwień - mówił Bielik w rozmowie z Tomaszem Zielińskim na portalu Meczyki.pl.

23-latek z meczu na mecz stawał się coraz lepszy, snuł plany na przyszłość z przełożonymi mistrzostwami na czele. Turniej obejrzy jednak w telewizji, bo znów czeka go długa przerwa, leczenie i żmudna rehabilitacja. Oby już naprawdę ostatnia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.