Pierwsza część czwartkowej konferencji Zbigniewa Bońka poświęcona była analizie zwolnienia Jerzego Brzęczka. Prezes PZPN kilkukrotnie podkreślał, że z byłym lub nowym selekcjonerem i tak najwięcej oczekuje od samych piłkarzy. - Trener jest potrzebny, by poprawić wyniki, ale najwięcej wymagam od zawodników - powiedział. Później dodał: "Doszło do dziwnego rozkładu presji. Nie wiem dlaczego, ale presja była wyłącznie po stronie trenera. Obserwowaliśmy reakcje piłkarzy po spotkaniach typu: "to nie ja, to on", wskazujące na trenera". Trudno się z tym nie zgodzić.
Zmieniając selekcjonera, Boniek mówi reprezentantom Polski: "Sprawdzam". Jeśli pod wodzą nowego szkoleniowca, w dodatku zagranicznego, nie będą grali lepiej, świadczyć to będzie - w myśl logiki przedstawionej przez szefa PZPN - o nich samych. A już na pewno nie o prezesie związku. - Czytałem ostatnio, że robię ryzykowny ruch, bo zwalniając Brzęczka i zatrudniając nowego selekcjonera, biorę odpowiedzialność za wyniki. To absolutnie niezrozumiała sytuacja. Za wyniki na boisku odpowiadają selekcjoner i piłkarze. Prezes jest od tego, żeby na to patrzył, nadzorował i stwarzał im jak najlepsze warunki. Jeśli będziemy myśleli w Polsce, że za to, czy strzelimy gola, kogoś pokonamy, odpowiadają działacze lub prezes, a nie piłkarze, to nie będzie to lepiej wyglądało - powiedział szef PZPN.
To zaskakująca argumentacja, z którą trudno się zgodzić, bo to nie kto inny, jak Boniek wybiera selekcjonera, który jest jednym z odpowiedzialnych jego zdaniem za wyniki. To tak, jakby powiedzieć, że np. prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner nie odpowiada za rezultaty skoczków, a przecież to on zatrudnił Michala Doleżała, dzięki czemu nasi zawodnicy skaczą w tym sezonie tak daleko. Za wyniki odpowiadają zawodnicy, trenerzy i działacze - tak jest w każdej dyscyplinie sportu.
A kogo zatrudnił Zbigniew Boniek? Paulo Sousa z pewnością jest lepszym trenerem niż Jerzy Brzęczek. Nie pracował w Wiśle Płock czy Lechii Gdańsk, ale m.in. w Fiorentinie, Bordeaux czy FC Basel. Z tym ostatnim zespołem wyszedł nawet z grupy Ligi Mistrzów kosztem Liverpoolu. Portugalczyk był też lepszym piłkarzem od Brzęczka. Dwa razy wygrał Ligę Mistrzów, grał m.in. w Juventusie i Borussii Dortmund. To wszystko sprawia, że powinien mieć większy autorytet u naszych reprezentantów.
- Sam się zastanawiam, dlaczego on chce pracować z reprezentacją - powiedział Boniek o Sousie. Przyczyn może być kilka. Raz, że od sierpnia Portugalczyk był na bezrobociu. Dwa, że będzie mógł pracować z najlepszym obecnie piłkarzem świata, Robertem Lewandowskim. Trzy, że ma wyjątkową okazję poprowadzenia drużyny narodowej i to od razu na wielkim turnieju. W czerwcu rozpoczną się mistrzostwa Europy, wcześniej startują eliminacje do mistrzostw świata, które zakończą się w listopadzie. Portugalczyk wejdzie do naszej kadry z marszu. Jeśli mu się nie powiedzie, będzie miał alibi, że nie miał czasu na przygotowania. Jeśli mu się powiedzie, udowodni, że warto było na niego postawić.
Z tym ostatnim nie zgadza się prezes Boniek. Na pytanie, czy nie obawia się, że nowy trener będzie tłumaczył się w przypadku porażki, że miał mało czasu do eliminacji do mundialu i do Euro, odpowiedział: "Wątpię, by nowy trener się tym zasłaniał. Ma zapisane cele w umowie - wyjście z grupy na Euro i awans do baraży eliminacji MŚ. Czy jest mało czasu? Niektórzy wcześniej mieli go jeszcze mniej."
Niektórzy rzeczywiście mieli go mniej. Stefan Majewski debiutował pod koniec eliminacji do mundialu 2010, a Paweł Janas po dwóch meczach eliminacji do Euro 2004. Ale żaden z dotychczasowych selekcjonerów nie miał przed sobą roku, w którym odbędą się mistrzostwa Europy przeplatane eliminacjami do MŚ. To spore wyzwanie dla Paulo Sousy i dlatego argument czasu będzie wracał jak bumerang. Jak samo zwolnienie Jerzego Brzęczka było słusznym krokiem, tak jego moment spóźnionym. Od listopada i ostatniego meczu kadry do stycznia zmieniło się tyle, że nowy selekcjoner ma jeszcze mniej dni na przygotowania. Pierwszy trening kadry poprowadzi tuż przed wyjazdowym eliminacyjnym spotkaniem z Węgrami zaplanowanym na 25 marca.
Po latach przekonywania, że selekcjonerem powinien być Polak, prezes PZPN zdecydował się na obcokrajowca. Jak to wytłumaczył? - Zagraniczny trener nie będzie musiał czytać w mediach społecznościowych specjalistów, którzy już wiedzą, że jest "be" - powiedział Zbigniew Boniek. Krytyka nie była chyba największym problemem, z jakim nie radził sobie Jerzy Brzęczek. Nie brała się z kosmosu. Była efektem słabej gry naszej drużyny i braku zauważalnego postępu na przestrzeni dwóch ostatnich lat. W kontekście nominacji Sousy ciekawie brzmią też słowa prezesa z wywiadu z "Przeglądu Sportowego" sprzed dwóch lat. Przypomniał je Łukasz Olkowicz: "Jeżeli pan uważa, że portugalski trener jest taki dobry, dlaczego polskie kluby nie wezmą sobie ich szesnastu? Weźcie sobie! Pan ma receptę na piłkę: wyedukowanych, dobrych trenerów z Portugalii. W Polsce ciągle obce jest lepsze od naszego."
Na ten moment wśród asystentów Paulo Sousy nie ma Polaków. Boniek zapewnił jednak, że po rozmowach z selekcjonerem liczy, że dwie lub trzy osoby z Polski dołączą do jego sztabu. Leo Beenhakker miał wśród współpracowników Bogusława Kaczmarka, Dariusza Dziekanowskiego i Adama Nawałkę. Ten ostatni nauczył się tyle, że po latach sam z sukcesami prowadził kadrę. Może uda się powtórzyć ten manewr i doczekamy się drugiego Nawałki przy zagranicznym selekcjonerze?
Moi rozmówcy chwalą Paulo Sousę. - Jest dobrym trenerem, ma bardzo dokładne wyobrażenie, jak powinna grać jego drużyna: ofensywnie, wysoko pressingiem. Piłkarze lubią z nim pracować, bo czuje grę. Jest bardzo ambitny. Potrafi się umiejętnie komunikować, ma dobry kontakt z mediami - powiedział Nicolas Le Gardien z dziennika "Sud Ouest", wydawanego na terenie południowo-zachodniej Francji. To tam leży Bordeaux, gdzie Portugalczyk prowadził miejscowy Girondins.
- Sousa jest bardzo dobrym trenerem, korzysta z kilku systemów taktycznych. We Włoszech grał 3-5-2 z Fiorentiną, we Francji grał inaczej. Dba o stronę taktyczną. Myślę, że będzie to udany ruch ze strony polskiej federacji. Sousa ma charyzmę, wie, jak prowadzić zespół - mówi Luis Martins z portugalskiego Canal 11.
- Paulo Sousa to dobry szkoleniowiec. Mądry człowiek z wielką pasją do futbolu i dużym doświadczeniem. W Szwajcarii, Izraelu i na Węgrzech udowodnił, że wie, jak budować drużynę. Ma odpowiednie umiejętności komunikacyjne, łatwo dostosowuje się do nowych miejsc pracy - twierdzi Pedro Barata z dziennika "Marca".
Przed Paulo Sousą niełatwe zadanie. Dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak mu pójdzie. Rozgrywki reprezentacyjne wymykają się często logice, jaka panuje w rywalizacji klubowej. Choć Nawałka miał doświadczenie w pracy z kadrą za Beenhakkera, niewielu wierzyło, że powiedzie mu się z drużyną narodową. Sousa był asystentem Carlosa Queiroza w reprezentacji Portugalii. To, czego może mu zabraknąć, to kilku dodatkowych treningów, spotkań nie o stawkę i rozmów z piłkarzami. Nie ma jednak na to wpływu, bo decyzję o momencie jego zatrudnienia podjął prezes PZPN. Ten sam, który twierdzi, że nie ponosi odpowiedzialności za wyniki reprezentacji.