Koźmiński, wiceprezes do spraw sportowych PZPN, o planach zwolnienia Jerzego Brzęczka dowiedział się od Zbigniewa Bońka w niedzielę. Dzień przed dymisją. - Nie było mnie w poniedziałek w PZPN, gdy Jurek Brzęczek został zaproszony na rozmowę w cztery oczy z prezesem. To jest decyzja, którą prezes Boniek bierze na klatę. To on przyjmuje selekcjonerów, on zwalnia, tak to zostało ustalone i akceptuję to. Choć jestem tą decyzją zaskoczony. W rozmowie z prezesem byłem tak zaskoczony, że nawet nie zapytałem o nazwisko następnego selekcjonera - mówi Sport.pl Koźmiński, jeden z najpoważniejszych kandydatów na następcę Bońka w wyborach w PZPN zaplanowanych na 18 sierpnia.
- Cieszę się, że zostałem uprzedzony, usłyszałem też od prezesa argumenty za zwolnieniem. Argumenty obiektywne i argumenty subiektywne. Natomiast nie mogę powiedzieć, że znam pełną odpowiedź, dlaczego tak się stało. Żaden z nas poza prezesem nie zna tej odpowiedzi: ani ja, ani Maciek Sawicki (sekretarz generalny PZPN - red.). Uważam, że byłoby nieelegancko, gdybym zdradzał jakieś szczegóły argumentacji prezesa, zanim on to zrobi na czwartkowej konferencji prasowej. Prezes poda argumenty dlaczego tak zdecydował i dlaczego zdecydował właśnie teraz. To jest decyzja jednoosobowa. Mogę zdradzić tylko jedno: w naszej rozmowie o przyczynach zwolnienia ani razu nie padło: Robert Lewandowski. Mówię to, ponieważ już widziałem spekulacje, że to Robert zwolnił selekcjonera - mówi Koźmiński.
Marek Koźmiński to kolega Jerzego z boiska, razem zdobyli w igrzyskach 1992 w Barcelonie srebrny medal. Koźmiński był też jednym z tych, którzy w PZPN najmocniej wspierali Brzęczka podczas jego selekcjonerskiej kadencji.
- Nie rozmawiałem jeszcze z Jurkiem. Wysłałem esemesa z podziękowaniami, napisałem też, że jest mi przykro. Prezes Boniek też mi mówił, że źle się czuje z tym, że musi to zrobić. Że jest mu przykro, ale czuje, że tak musi postąpić. Zadzwonię do Jurka w bardziej sprzyjających okolicznościach, za dzień za dwa. Gdy już trochę opadną emocje - kończy Koźmiński.