Blue Monday 2021 (jak niektórzy twierdzą, to najbardziej depresyjny dzień w roku, przypada na trzeci poniedziałek stycznia) okazał się pechowy dla Jerzego Brzęczka. Choć w piłce reprezentacyjnej trwa sezon ogórkowy, piłkarze i kibice dostali szokującą wiadomość: selekcjoner Jerzy Brzęczek został zwolniony. Szokującą z kilku powodów.
Prezes Zbigniew Boniek wielokrotnie zapewniał, że Brzęczek ma jego pełne poparcie. Tłumaczył to zawsze tak samo: zrealizował cele, jakie były przed nim postawione, czyli awans na Euro 2020 i dwukrotne utrzymanie w Lidze Narodów (za pierwszy razem tylko dzięki zmianie formuły rozgrywek). Tą decyzją Boniek zaprzeczył więc własnym słowom.
Zaskakuje także moment zwolnienia selekcjonera. Od ostatniego meczu kadry minęły równo dwa miesiące (18 listopada przegraliśmy z Holandią 1:2). Prezes i trener zdążyli od tego czasu już porozmawiać, zapewnić o dalszej współpracy mimo nawoływań ze strony dziennikarzy i kibiców. W maju zeszłego roku Brzęczek przedłużył nawet kontrakt do końca 2021 roku i miał nas prowadzić nie tylko w czasie tegorocznego Euro, ale i całych eliminacji do mundialu w Katarze.
Zmiana była od dawna oczekiwana. Brzęczek prowadził kadrę od dwóch lat, widocznej poprawy gry nie było. Z najlepszymi zespołami nie radziliśmy sobie prawie wcale, ze słabszymi wygrywaliśmy często bardzo szczęśliwie. Kpin nie brakował także z powodu biografii, w której Małgorzata Domagalik nazwała Jerzego Brzęczka „Kazimierzem Górskim na nowe czasy”. Tylko czy zwolnienie selekcjonera nie jest spóźnione? Następca Brzęczka zadebiutuje za nieco ponad dwa miesiące. I to od razu w pierwszym meczu eliminacji do MŚ na wyjeździe z Węgrami. Kilka dni później eliminacyjne spotkanie z Andorą u siebie, a potem Anglia na wyjeździe. Nowy trener nie będzie miał w ogóle czasu, by zapoznać się z drużyną. Wejdzie z marszu na mecze, w których noga nie może nam się podwinąć.
Na początku czerwcu zagramy dwa sparingi z Rosją i Islandią. To będzie jedyny moment na przećwiczenie pewnych rozwiązań dla następcy Brzęczka. Ale też co można zmienić, gdy kilka dni później startuje Euro? Niewiele. 14 czerwca zaczynamy mistrzostwa Europy meczem ze Słowacją. Potem w fazie grupowej czekają nas boje ze Szwecją i Hiszpanią.
W piłce klubowej, zwłaszcza polskiej, funkcjonuje pojęcie tzw. efektu nowej miotły. Działacze często liczą, że po zwolnieniu trenera drużyna odżyje i samo zwolnienie będzie już bodźcem mobilizującym ich do lepszej gry. Czy to sprawdzi się w naszej reprezentacji? Jaki plan ma w głowie Zbigniew Boniek, który zdecydował się na ten zaskakujący ruch? Nie ma wątpliwości, że musi mieć mocnego kandydata na nowego selekcjonera. Inaczej nie podjąłby takiej decyzji. Pytanie tylko, kto zdecyduje się na pracę w drużynie na mniej niż pół roku przed turniejem mistrzowskim, gdy po drodze są jeszcze trzy piekielnie ważne spotkania o awans na MŚ?
Decyzja o zwolnieniu Brzęczka wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony lepiej późno niż wcale. Z drugiej nowy selekcjoner będzie miał piekielnie trudne zadanie. Przejmuje zespół, którego nie zdąży poznać, a już zostanie rzucony na głęboką wodę. Gdy poznamy jego nazwisko, będziemy wiedzieli nieco więcej: czy utonie, czy też umie pływać.