Rok kadry doprowadził naród do histerii. Prawdziwe szaleństwo dopiero nadchodzi

2020 to rok odwołanego Euro, dziesięciu miesięcy bez spotkań reprezentacji, a później - dla odmiany - trzech zgrupowań, które wywołały skrajne emocje. Co w tym czasie wyszło Jerzemu Brzęczkowi, a co zrobił źle?

W marcu dyskutowaliśmy, czy przełożenie Euro pomoże selekcjonerowi zbudować silniejszą reprezentację. Tylko w tym roku niespodziewanie doszło mu aż osiem meczów, w których mógł testować nowych zawodników i sprawdzać taktyczne schematy. Mimo to, do mistrzostw nie jesteśmy dzisiaj przygotowani lepiej niż w listopadzie ubiegłego roku - po ostatnim meczu eliminacyjnym. Kadra ma wprawdzie więcej zawodników walczących o powołanie na turniej, piłkarzom trudniej też o miejsce w wyjściowej jedenastce, jednak wciąż mówimy, że najwięcej zyskuje ten, który akurat nie gra. W dodatku styl, w jakim przegraliśmy z Holandią i z Włochami, doprowadził do ogólnonarodowego szaleństwa.

Zobacz wideo Główna różnica między Lewandowskim i Brzęczkiem. "Nadają na innych falach"

Zaufanie do Jerzego Brzęczka nigdy nie było wysokie, ale jeszcze rok temu nie szorowało po dnie. Dzisiaj szoruje. Stąd te wszystkie domysły - analizowanie wypowiedzi Roberta Lewandowskiego, powątpiewanie w jego kontuzję, usilne doszukiwanie się pozasportowych powodów zmiany w przerwie meczu. Stąd chwilami absurdalna dyskusja o tym, jak piłkarze reagują na przegrany mecz zaraz po jego zakończeniu. Sprawdzanie, kto się śmiał, a kto miał smutną minę. To wszystko podszyte jest strachem przed Euro: bo o ile wizja gry z Hiszpanią przeraża podobnie jak w chwili losowania, tak meczów ze Szwecją i Słowacją obawiamy się bardziej niż wtedy. I to też dużo mówi o 2020 w wykonaniu naszej reprezentacji.

Dlaczego podchodzimy do reprezentacji tak histerycznie?

Na początku było słowo, dopiero później mecze. Małgorzata Domagalik przy udziale Jerzego Brzęczka napisała książkę "W grze", która dla krytyków selekcjonera była jak budzik przed pierwszym zgrupowaniem od dziesięciu miesięcy. Wyciszone brakiem spotkań emocje odżyły, a późniejsze mecze z bardzo dobrymi rywalami i komunikacyjne problemy selekcjonera nie pomogły ich stonować. Przeciwnie - w listopadzie doszliśmy do ściany: dyskutowaliśmy, czy mecz z Holandią, poprzedzony milczeniem Roberta Lewandowskiego, może być dla Brzęczka ostatnim. I byli tacy, którzy wierząc w to, kibicowali rywalom, by wysokim zwycięstwem doprowadzili do jego zwolnienia. Polska zagrała jednak na tyle lepiej niż przeciwko Włochom, że zmiany na stanowisku nie będzie. Jednocześnie za słabo, by rozwiać obawy przed Euro.

Jerzy Brzęczek objął reprezentację dwa lata temu, zaraz po mundialowej klęsce, gdy kibice reagowali na nią wręcz alergicznie. Dzisiaj nie ma już tej niechęci do piłkarzy. Ta przerodziła się w ogólną histerię podyktowaną słabym stylem gry i nieprzemyślanymi wypowiedziami selekcjonera. Zdradzę, że na potrzeby kilku reportaży ostatnie mecze kadry oglądałem w towarzystwie kibiców. Takich zwyczajnych, żadnych fanatyków ani ekspertów. Grała Polska, więc usiedli przed telewizorem. Pytałem: lubicie tę kadrę? Lubią piłkarzy, ale selekcjonera mniej. Dlatego niemal za wszystko co złe obwiniają jego. Lata temu kabarety kpiły z polskich piłkarzy. Dzisiaj robi się memy o selekcjonerze. - Jeśli ktoś jest w tej kadrze "niekochany" to właśnie on - usłyszałem. Panuje przekonanie, że mamy uzdolnione pokolenie, które gra w najlepszych ligach, ale Jerzy Brzęczek je marnuje. I choć sporo w tym prawdy, o czym za chwilę, to jednak za Włochów oberwał niemal wyłącznie selekcjoner, mimo że wszyscy nasi piłkarze z pola - abstrahując już od taktyki i założeń - zagrali tragicznie. 

Gdy przed i po meczach Brzęczek stawał przed mikrofonami, głośność telewizora szła w górę. "Zobaczymy, co zaraz palnie" - tak dzisiaj na selekcjonera reagują kibice. Zacząłem się zastanawiać, jak mogłoby się zmienić postrzeganie kadry i ocena jej problemów, gdyby Brzęczek był znakomitym krasomówcą otoczonym dobrymi PR-owcami. Gdyby nigdy nie przyznał, że po przegranym meczu jest zadowolony, być może nie mówiliby, że brakuje mu ambicji. Gdyby nie proste stwierdzenie, że Zielińskiemu musi przeskoczyć w głowie, może nie przyjęłoby się, że tylko na takie proste wytłumaczenie go stać. Może gdyby nie brnął w tłumaczenie, że Lewandowskiego nie było na dwóch treningach przed meczem z Włochami i dlatego nie wiedział, jak zespół chce grać, wypadłby poważniej. W głowie kibica po czasie zostają tylko pojedyncze skojarzenia: Adam Nawałka to dzisiaj trener od historycznego zwycięstwa z Niemcami, sukcesu na Euro i niskiego pressingu na zakończenie mundialu. Pięć lat w pigułce, reszta nie istnieje. Dlatego Brzęczek, mimo że całą swoją karierą piłkarską i trenerską cechował się wielką ambicją, przez to "bycie zadowolonym" po meczu z Holandią ambicję stracił.

Doprawdy, selekcjoner powinien zapamiętać tę zwrotkę z amerykańskiego kina akcji, że wszystko co powiesz, może zostać wykorzystane przeciwko tobie. Miał rację na ostatniej konferencji prasowej, że z jego wypowiedzi wyjmuje się pewne zwroty, odziera z kontekstu i dobiera do nich teorię. Ale w dużej mierze to on sam tym ciągłym dążeniem do konfrontacji, sztucznym budowaniem oblężonej twierdzy, kolejnymi niefortunnymi stwierdzeniami i niesłabnącym przekonaniem, że ktoś się na niego uwziął, chociaż krytykowanie selekcjonerów od lat nie wychodzi u nas z mody, do tego doprowadził. Wśród kibiców jest wrogiem numer jeden i do Euro się to nie zmieni.

Słabe mecze z silniejszymi od siebie, niespecjalnie przekonujące ze słabszymi

Spójrzmy na boisko: rok temu zwolennicy selekcjonera bronili go tym, że awansował na Euro z pierwszego miejsca w grupie. Krytycy mówili o słabym stylu. Dzisiaj w jego obronie wymienia się utrzymanie w elicie Ligi Narodów, zarzuty pozostały te same. Tyle że dodatkowo poparte beznadziejnymi występami w Amsterdamie i Bolonii. Do Euro pozostało siedem miesięcy, a my wciąż nie wiemy, kto jest podstawowym bramkarzem, jak wygląda hierarchia na lewej obronie, na skrzydłach i w środku pola. Rok temu typując wyjściową jedenastkę na pierwszy mecz Euro pewnie popełnilibyśmy mniej błędów niż dziś. Czy to dobrze? Niekoniecznie, bo większa rywalizacja w zespole nie przełożyła się na poprawę gry. Z silnymi zespołami za kadencji Brzęczka nieustannie zawodzimy:

  • Włochy - Polska 1:1
  • Polska - Portugalia 2:3
  • Polska - Włochy 0:1
  • Portugalia - Polska 1:1
  • Holandia - Polska 1:0
  • Polska - Włochy 0:0
  • Włochy - Polska 2:0
  • Polska - Holandia 1:2

Trzy punkty w ośmiu spotkaniach. Brak progresu. Brak zwycięstwa z wyżej notowanym zespołem. A co gorsza - wyniki nie oddają przewagi naszych rywali. Nie widać też, by kadra była dzisiaj bliżej znalezienia pomysłu na to, jak grać przeciwko lepszym od siebie. Wyciąganie wniosków idzie opornie - choćby we Włoszech powieliliśmy większość błędów z wyjazdowego meczu z Holandią. Wciąż na lepszych od siebie wychodzimy przestraszeni, schowani za podwójną gardą.Oczekiwania wobec kadry zostały zweryfikowane - nikt nie oczekuje, że Polacy będą ścigać się z Holendrami, Włochami czy Hiszpanami. Ale niech przynajmniej wiedzą, jak wsadzić im kij w szprychy. Pod tym względem nieźle wyglądał pierwszy kwadrans meczu z Holandią w Chorzowie. Dopóki naciskaliśmy na rywali dość wysoko - wyglądaliśmy nieźle. Przy nagłym przechwycie potrafimy przeprowadzić sprawny kontratak i wypracować okazję do strzelenia gola. Z czasem wróciliśmy do starych przyzwyczajeń i daliśmy się wyraźnie zdominować. Trudno też stwierdzić, czy już pierwotny plan na to zgrupowanie zakładał odważniejszą grę na początku meczu z Holandią, czy była to jedynie reakcja na fatalną postawę przeciwko Włochom.

Z tymi wątpliwościami zostaniemy przynajmniej do marcowych meczów eliminacji mistrzostw świata. A jeśli w marcu przyjdzie nam zagrać z drużynami z trzeciego, czwartego i piątego koszyka (losowanie w grudniu) to pojedziemy z nimi na Euro. Bo akurat z drużynami słabszymi od siebie, reprezentacja Polski na końcu potrafi wygrywać: bywa toporna - jak w pierwszym meczu z Bośnią i Hercegowiną, kiedy zareagowała dopiero po stracie pierwszej bramki, czasami mecz zwyczajnie jej się układa - jak rewanż z Bośniakami, w którym już od 15. minuty graliśmy w przewadze jednego zawodnika, niekiedy ma furę szczęścia - jak w sparingu z Ukrainą, kiedy to rywal grał zdecydowanie lepiej, ale to my wykorzystaliśmy jego dwa błędy i wygraliśmy 2:0. Z brzydkim wygrywaniem kojarzą się też eliminacje do Euro: od oglądania meczów z Łotwą czy Macedonią Północną bolały zęby, ale można było dopisywać po trzy punkty. Był też w tym roku wygrany aż 5:1 mecz z Finlandią - najlepszy w naszym wykonaniu, mimo że i w naszej drużynie, i u rywala brakowało najważniejszych piłkarzy. To też potwierdza, że dopóki nasza kadra czuje się lepsza od przeciwnika, zazwyczaj znajduje sposób na zwycięstwo.

Reprezentacyjny bałagan

Abstrahując jednak od umiejętności rywali - Jerzy Brzęczek jest selekcjonerem od 26 miesięcy, a wciąż nie znalazł skutecznego pomysłu na wykorzystanie potencjału Roberta Lewandowskiego, który pierwszy raz od ośmiu lat nie jest najlepszym strzelcem reprezentacji w danym roku. Trafił do siatki tylko w wygranym 3:0 spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną, a w pozostałych spotkaniach pozostawał odseparowany od reszty drużyny. Drugi piłkarz z największym potencjałem - Piotr Zieliński, wciąż był bezskutecznie rzucany na różne pozycje w poszukiwaniu tej najwłaściwszej. Miewał mecze lepsze i gorsze, ale wyraźnego przełomu się nie doczekaliśmy. To zresztą kolejna cecha charakterystyczna tej kadry: poszczególni piłkarze grają bardzo nierówno, więc bywa, że bohater października już w listopadzie jest jednym z najbardziej krytykowanych. 

W ogóle większość opinii okazuje się mieć termin ważności krótszy niż cztery tygodnie: bo odbudował się Karol Linetty czy jednak nie? Kamil Grosicki da radę choćby nie grał w klubie? W październiku zabłysnął hat-trickiem, ale już miesiąc później zupełnie przepadł. Jacek Góralski to piłkarz do pierwszego składu czy trochę strach, bo w Bolonii zagrał tak, że włoscy kibice ustawiali go obok Jokera i Hannibala Lectera wśród najbardziej niebezpiecznych morderców? Mateusz Klich to w ustawieniu reprezentacji "ósemka" czy "dziesiątka"? Jakub Moder przyda się już teraz czy jednak na Euro nie pomoże? Dzisiaj to zagadka. A jak wiele w tej reprezentacji zależy od przypadku, pokazał Przemysław Płacheta - powołany awaryjnie bohater meczu z Holandią, który po dwóch niezłych meczach wydaje się bliżej pierwszego składu niż jeden z lepszych piłkarzy całych eliminacji - Sebastian Szymański. Były piłkarz Legii Warszawa ostatnie mecze w kadrze ma słabe, a w Dynamie Moskwa najczęściej gra w środku pola. Brzęczek dotychczas na tej pozycji go nie sprawdził. 

Dodatkowy rok przygotowań do Euro namnożył wątpliwości. Do kadry dołączyli młodzi piłkarze i widać, że stara hierarchia przestała obowiązywać. Niestety, nowej jeszcze nie znamy. Przed Brzęczkiem mnóstwo pracy w warunkach ciągłego powątpiewania, braku zaufania i szyderstw. Do Euro siedem miesięcy, do ważnych eliminacji mundialu - tylko cztery. Ten odpoczynek od kadry - przed tak zwariowanym rokiem - przyda się wszystkim. Bo prawdziwe szaleństwo dopiero nadchodzi. Strach się bać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA