- Ciężko się na niej grało. Nie była najlepszej jakości, niełatwo było na niej kontrolować piłkę - przyznał po mecz z Polską Andrij Szewczenko. Trener Ukrainy słabym stanem murawy próbował nawet wytłumaczyć błąd swego bramkarza przy stracie pierwszego gola.
- Nawierzchnie boisk, na których gramy w kraju, nie są optymalne - przytakiwał też Jerzy Brzęczek. Jeśli po ostatnim meczu na Stadionie Śląskim sporo mówiło się o problemach z trawą, to czy sytuacja poprawi się tydzień później podczas czekającego nas w środę meczu z Holandią? - Trudno o dokonanie cudu w tydzień. Dobrze jak nie będzie gorzej - słyszymy w związku. Przedstawiciele obiektu zapewniają nas, że robią, co mogą, by nawierzchnię na środowy mecz przyszykować. Przyznają i przypominają, że wcześniej mieli pecha.
W sprawie stanu murawy na Śląskim PZPN miał swoje poważne uwagi jeszcze w październiku. Związkowy greenkeeper opisywał je w kilku stronnicowym raporcie. W mediach pojawiły się informacje, że jeśli sytuacja się nie poprawi, chorzowski obiekt może listopadowe mecze stracić. Było to raczej zwrócenie uwagi na problem niż realna groźba. Faktem jest, że nawierzchnia Śląskiego po wrześniowych imprezach miała swoje kłopoty.
Na początku września odbywał się tu Memoriał Kamili Skolimowskiej. Dla murawy podczas lekkoatletycznych imprez zawsze najtrudniejsze jest pchnięcie kulą i rzut młotem. Ponoć trawa znacznie trudniej wytrzymuje tę pierwszą konkurencję. Po prestiżowej imprezie w nawierzchni było widać dziury. W połowie września na stadion wjechali też żużlowcy. Co prawda jeżdżą oni po swoim torze, ale ten zawsze nachodzi na narożni boiska, które po zawodach trzeba uzupełniać.
Pod koniec września na Stadionie Śląskim mierzył się Milan, Inter, Juventus i 22 inne drużyny. To były dziecięce zawody w ramach turnieju Copa Espanola. Dla murawy niby nic strasznego, ale po rywalizacji najmłodszych na trawie pojawił się grzyb. Tak przynajmniej przypuszczają ci, którzy się nią na co dzień zajmują.
- Mieliśmy pecha - przyznaje nam rzecznik prasowy Stadionu Śląskiego. - Dzieciaki grały tu na różnych nawierzchniach na boiskach bocznych i na płycie głównej stadionu. Możliwe, że coś się wtedy przeniosło. To też była dla nas nauczka, zmieniliśmy po tym procedury. Jeśli ktoś teraz musi wejść na murawę, to najpierw zobowiązany jest zdezynfekować obuwie preparatem antygrzybicznym - dodaje Przemysław Plisz.
Plisz opisuje, że stadionowi greenkeperzy w sprawie pielęgnacji działają i działali zgodnie z harmonogramem ustalonym z PZPN. Przed meczem z Ukrainą trawa była miejscowo dosiewana. Po towarzyskim meczu zrobiono, to co było można zrobić. Wymieniono najbardziej zniszczone fragmenty, poddano ją aeracji, czyli napowietrzaniu, utrzymywano odpowiednią temperaturę, dzięki ogrzewanej płycie boiska.
- Efekt wizualny może nie jest najlepszy. Zdajemy sobie sprawę, że ta murawa nie jest najwyższej jakości, szczególnie po tej infekcji. Ale wszyscy tu stanęli na głowie, by ją doprowadzić do lepszego stanu - mówi Plisz, komentując to, co działo się w ostatnich tygodniach i podkreślając, że pewnie byłoby o to łatwiej wiosną, a nie w połowie listopada.
Na Śląskim od meczu z Ukrainą odbył się tylko jeden trening kadry. Ten wtorkowy, godzinny przeprowadzony przez biało-czerwonych. Holendrzy zrezygnowali ze swych zajęć, co dla stadionowych greenkeeperów jest dobrą informacją.
Trawa we wtorkowy wieczór wizualnie wyglądała nieco lepiej niż podczas ostatniego meczu, ale zbliżając się do płyty boiska, dało się wyczuć specyficzny fetor, coś jak zapach zgnilizny. A może to była tylko specyficzna woń różnych środków. Podczas dotychczasowych meczów kadry na odnowionym Śląskim - graliśmy tu z Koreą Południową, Włochami i Portugalią - piłkarze zachwalali stan boiska. Mecz z Holandią będzie piątym rozegranym na odnowionym chorzowskim obiekcie. Ostatnie spotkanie Polaków w tym sezonie Ligi Narodów zaplanowano na środę, 18 listopada o godzinie 20:45. Relacja na żywo na Sport.pl.