Siedem kontaktów w obrębie pola karnego, zero w polu karnym. To liczby wstydu z pierwszej połowy, w której Polska nie istniała w meczu z Włochami. 0:1 to było najlepsze, co płynęło z tego spotkania po pierwszych 45 minutach. Ale później wcale nie było lepiej. - Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie wiem, z czego to wynikało, że cały mecz się broniliśmy. Nie przypominam sobie takiego spotkania - mówił podłamany Kamil Glik, który jako pierwszy stanął przed kamerą TVP.
- Zostaliśmy dziś sprowadzeni na ziemię. I być może dobrze, bo już słyszałem takie głosy, że możemy tę grupę wygrać. Nie jesteśmy tak mocni, jak Włosi, Hiszpanie czy inne czołowe zespoły w Europie. Jesteśmy średnią drużyną, która przy dobrym przygotowaniu mentalnym może napsuć krwi każdemu. Dziś nie napsuliśmy. Ale to może i dobrze, że taki mecz nam się przytrafił, bo trochę lodu przyda się na te wszystkie rozgrzane głowy - dodał Glik.
Polska na kolejkę przed końcem fazy grupowej zajmuje trzecie miejsce w tabeli. Ma siedem punktów. O jeden mniej od Holendrów i o dwa mniej od Włochów. Jedyna dobra wiadomość jest taka, że po niedzielnej porażce Bośni i Hercegowiny (1:3 z Holandią) jesteśmy już pewni utrzymania w Dywizji A. W środę, w ostatnim meczu fazy grupowej, o awans do turnieju finałowego Ligi Narodów walczyć będziemy z Holandią.
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a