Andrzej Juskowiak wskazał największy pozytyw meczu z Ukrainą. Ocenił też Zielińskiego

- Z październikowych meczów został nam nawyk szukania zwycięstwa. To największy pozytyw - mówi Andrzej Juskowiak po zwycięstwie Polski nad Ukrainą 2:0 w towarzyskim meczu z Chorzowie. Według byłego reprezentanta Polski najlepszym zawodnikiem był nasz bramkarz, Łukasz Skorupski. 15 listopada zagramy w Rzymie z Włochami, a 18 listopada w Chorzowie z Holandią w Lidze Narodów.
Zobacz wideo

Łukasz Jachimiak: Zgodzi się Pan, że Ukraińcy zrobili nam ładny prezent na Święto Niepodległości?

Andrzej Juskowiak: Tak, ale błędy rywala trzeba umieć wykorzystać. Pierwsza połowa była dobra w wykonaniu Ukraińców, natomiast nie potrafili tego przekuć na gole. Mieli okazje [m.in. rzut karny, z którego Andrij Jarmolenko strzelił w słupek], w całym meczu oddali więcej strzałów niż nasza reprezentacja, ale byli albo niedokładni, albo w porę udawało nam się uderzenia zablokować, albo dobrze bronił Łukasz Skorupski. Chyba zmiany Ukrainy w przerwie meczu zadziałały na spadek jakości jej gry ofensywnej. A u nas zmiany dały stabilizację w środku pola. Mieliśmy tam do przerwy sporo problemów. Najważniejsza chyba była zmiana na lewej stronie, gdzie wszedł Kamil Jóźwiak i grał przeciw już nie Jarmolence, jak wcześniej Piotr Zieliński, tylko przeciw Marlosowi. Jóźwiak w ogóle jest skrzydłowym, który potrafi dobrze bronić. To zupełnie inaczej niż Zieliński. On się na skrzydle średnio czuł, często schodził do środka i zostawiał osamotnionego Rybusa, który miał bardzo dużo problemów, żeby wszystko w defensywie ogarnąć.

Czyli trener Jerzy Brzęczek nadal nie może powiedzieć, że Piotrowi Zielińskiemu coś przeskoczyło w głowie i mamy zawodnika, którego zazdroszczą nam wszyscy na świecie?

- No nie może. Ale asystę Zieliński zaliczył. Dobrze poszedł do końca i pomógł Piątkowi wykorzystać błąd bramkarza. Wielu zawodników na miejscu Zielińskiego by się w tej sytuacji odwróciło, odpuściło, bo na 10 wyjść w takich sytuacjach dziewięć razy bramkarz trafia w piłkę. A Zieliński czekał do końca i z zimną krwią zagrał spokojnie do Piątka.

Czy według Pana któryś z zawodników zwykle drugoplanowych zagrał na tyle dobrze, żeby wskoczyć do składu na mecze z Włochami i Holandią w Lidze Narodów?

- To nie był mecz, w którym można się było mocno wykazać, bo Ukraińcy postawili trudne warunki. Najlepiej indywidualnie zagrał Skorupski. W jednym i drugim przypadku uchronił nas od straty gola, miał bardzo pewne interwencje. Ale przecież jemu będzie najtrudniej wejść do składu na ważniejsze mecze. Kto może to zrobić? Po Robercie Gumnym i Przemysławie Płachecie było widać brak zgrania i szybkości podejmowania decyzji na poziomie reprezentacyjnym. Oni raczej się skupiali na zabezpieczeniu swoich pozycji niż na ofensywie. Trochę w pierwszej połowie brakowało mi jakości w rozegraniu w środku. To że Jacek Góralski potrafi bardzo dobrze odbierać i atakować rywali wślizgami, to wiemy. Ale jego gra do przodu nie bardzo wyglądała. Tu jakości brakowało. Ale z Włochami i Holendrami on może być potrzebny, bo tam pewnie jeszcze mniej będziemy przy piłce i zawodnik grający częściej w defensywie się przyda. Podobało mi się, że Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek w końcu szukali akcji dwójkowych. Może to nie były jakieś płynne i swobodne rozegrania piłki między nimi, ale ważne, że pojawiły się próby znalezienia kolegi. Ta współpraca rokuje. Często oni dwaj zamiast grać razem starali się pokazać, że jeden jest lepszy od drugiego, a na koniec wychodziło, że ani jeden, ani drugi dobrze nie wyglądał.

Jeśli Jerzy Brzęczek chciałby dołączyć jednego z nich do Roberta Lewandowskiego, to raczej Piątka?

- Piątek jest typową "dziewiątką". On na innych pozycjach raczej sobie nie poradzi. Milik radził sobie już i jako cofnięty napastnik, i nawet jako schowany gdzieś na skrzydle.

Może trener będzie chciał, żeby Piątek był "dziewiątką", a Lewandowskiego ustawi inaczej, bo on umie zagrać i na innej pozycji?

- To prawda, ale szkoda byłoby odsuwać Roberta od bramki, bo z Włochami i z Holandią możemy mieć tylko po dwie-trzy sytuacje.

Albo po pół.

- Tak. I jeżeli mamy liczyć, że ktoś wykorzysta okazję, to oczywiście Lewandowski.

Wróćmy jeszcze do tych, których można pochwalić za grę przeciw Ukrainie. Mówił Pan o Jóźwiaku, a chyba warto też zauważyć występ Jakuba Modera?

- Tak, zagrał dobrze i przede wszystkim skutecznie. Znalazł się w odpowiednim miejscu w polu karnym i zdobył gola. Ale też podobała mi się jego pewność w rozegraniu. On ją ma na poziomie reprezentacji. Potrafi i odebrać piłkę, i bardzo szybko przetransportować ją do przodu. Nie holuje, jemu bardzo trudno piłkę odebrać. A to na poziomie reprezentacji bardzo istotne, to robi różnicę. Moder nie daje rywalowi możliwości przechwytu. No i zawsze bardzo cenny jest zawodnik, który wchodzi z ławki i strzela gola. W środku pola bardzo ważny był też Karol Linetty. Jego wejście wniosło dużo spokoju, pomogło ustabilizować grę.

Po tym wygranym, ale nie jakimś wyjątkowo dobrym, meczu z Ukrainą jest Pan optymistą przed spotkaniami z Italią i Holandią?

- Będzie trudniej, ale cieszę się, że z październikowych meczów został nam nawyk szukania zwycięstwa. To jest największy pozytyw. Mecz z Ukrainą był trudny, wydawało się, że wygrają rywale, bo mieli przewagę, a jednak potrafiliśmy wygrać 2:0. To cenne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.