Książka Domagalik szkodzi Brzęczkowi, ale też Bońkowi. Kuriozalne słowa o Kloppie

Książka o Jerzym Brzęczku Małgorzaty Domagalik raczej selekcjonerowi szkodzi, niż pomaga. Przy okazji też innym np. Zbigniewowi Bońkowi. PR-owy samobój, jakiego polski futbol mógł i powinien uniknąć.

Już po opisach promocyjnych książki "W grze" wiadomo było, że w głównej mierze będzie to obrona selekcjonera przed krytyką dziennikarzy i kibiców. I rzeczywiście, Małgorzata Domagalik wcieliła się w rolę adwokata. Większa część książki to polemika z krytycznymi komentarzami o Brzęczku. Chciałoby się napisać: "większa część biografii Brzęczka". Ale ta książka nie jest biografią. Albo inaczej: biografia jest tu tylko dłuższym przerywnikiem między wywodami autorki na temat hejtu, zepsucia świata i jakiejś rzekomej medialnej zmowy przeciw selekcjonerowi. Najczęściej jest to zresztą krytyka tego, co kto napisał albo powiedział w mediach społecznościowych, a nie na łamach gazet czy w telewizyjnym studiu. I często bez wywoływania krytyków z imienia i nazwiska. Pełno tu niedopowiedzeń, z których wynika, jakoby właściwie wszyscy się zmówili przeciw trenerowi i nie było już w Polsce nikogo - poza Małgorzatą Domagalik -  kto jest w stanie skrytykować selekcjonera za złe decyzje, pochwalić za dobre, a w ogóle nie zwracać uwagi na to, czy selekcjoner jest ze wsi, czy nie - to jakaś obsesja autorki w tej książce - czy ma diastemę, czy nie, i czy jest wysoki, czy niski. 

Zobacz wideo "Bielsa buduje Mateusza Klicha w ten sposób, w jaki Brzęczek nie potrafi"

Sama konstrukcja książki jest dość ciekawa. Składa się wielu rozmów Domagalik z Brzęczkiem na przestrzeni ostatnich dwóch lat, gdy trener zaczął prowadzić kadrę, oraz rozmów z jego rodziną, przyjaciółmi, szefami. Te rozmowy przeplatają przemyślenia autorki. O Brzęczka pytany jest m.in. Zbigniew Boniek.

Jerzy Brzęczek a James Bond

Zakładam, że wszystkie rozmowy musiały być autoryzowane. I że selekcjoner wiedział wcześniej, o czym napisze Domagalik. Czy miał prawo ingerowania w jej przemyślenia, nie wiemy. Jeśli tak, to mógł zaprotestować przy niektórych fragmentach. Wspominanie o bondowskich inicjałach trenera wystawiło go tylko razem z autorką na kpiny, bo w takim kontekście, w jakim pojawia się w książce, nie brzmi ani przekonująco, ani zabawnie. Podobnie jak nielogiczny wątek o testosteronie selekcjonera. Domagalik pisze: "Niewielu znam mężczyzn, zwłaszcza tych z wysokim testosteronem, którzy przyznają, zwłaszcza przed kobietą, że czegoś nie wiedzą. Tak właśnie mierzę poziom testosteronu. U selekcjonera, bohatera tej książki, również". 

Zbigniew Boniek o Jurgenie Kloppie

Książka o Brzęczku nie służy także prezesowi PZPN. Tak jak m.in. ten fragment, w którym wypowiada się on o Jurgenie Kloppie, trenerze Liverpoolu.

Z rozdziału drugiego dowiadujemy się, że Boniek nie był zwolennikiem powstania tej biografii. Uważał, że jest na nią za wcześnie. Ale tu chyba nie wybór momentu jest problemem. Tylko sam pomysł na książkę. Brzęczek ma na tyle ciekawą biografię, że można było nią zaciekawić czytelnika nawet bez jakiegoś sukcesu na Euro. Ale czytelnik "W grze", zanim dotrze do naprawdę ciekawych rozdziałów biograficznych, musi przetrwać kilkadziesiąt stron zdominowanych przez odautorskie dywagacje i analizy.

Szkoda też, że rozmowy dotykające sedna problemu, jaki wielu komentatorów i kibiców ma z drużyną Brzęczka, czyli stylu gry, urywają się za szybko. Brzęczek pytany o styl, czy jest ważny, odpowiada w książce: "Oczywiście, że jest ważny. Kibic chce, żeby jego reprezentacja wygrywała w wielkim stylu, tak jak to robią drużyny klubowe. Ale między nimi a kadrą jest różnica (…)”. W innym miejscu książki przyznaje, że ze swoimi piłkarzami cały czas musi walczyć o to, żeby zrozumieli, że w kadrze nie będzie odwzorowywania treningów, jakie mają w klubach. Wspomina o tym, jak musiał przekonywać do siebie Roberta Lewandowskiego, początkowo nieufnego. Brzęczek nazywa to ciągłym przeciąganiem liny i to jest arcyciekawy wątek. Niestety, zabrakło pogłębienia. 

Wszystkie kontrowersyjne wypowiedzi Jerzego Brzęczka zawarte w książce pośrednio uderzają także w Zbigniewa Bońka. To szef PZPN zdecydował dwa lata temu o jego zatrudnieniu. Jeśli prezes był przeciwny powstaniu książki, to nie mógł przekonać podwładnego i dziennikarkę, że to słaby pomysł?

Biografia, która nie jest biografią

Książka reklamowana jako "biografia Jerzego Brzęczka", tylko w teorii jest biografią. Są tam historie z dzieciństwa selekcjonera, opis jego kariery piłkarskiej, potem trenerskiej, są tabelki z osiągnięciami, ale to wszystko ginie przy głównym wątku, jakim jest odpowiedź na krytykę dziennikarzy i kibiców. Jerzy Brzęczek zasługuje na prawdziwą biografię, a nie książkę w większości o jego dwóch pierwszych latach pracy z reprezentacją. 

"Jestem kobietą". Ale to naprawdę nie ma znaczenia

- Zarzuty wobec mnie łatwo było przewidzieć. Po pierwsze - jestem kobietą. W związku z tym nie mam prawa znać się na piłce. A pisanie o niej to raczej jakiś kaprys mój, prawda? Po drugie - jak się okazuje, mam poglądy, które nie przystają do tych aktualnie obowiązujących w temacie selekcjonera Brzęczka. Przecież procent tych, którzy myślą o nim jak ja, jest marginalny. Większość jest na "nie". Poza tym - grafomanka, znajoma rodziny, generalnie całkiem do kitu - mówi Domagalik o książce w rozmowie z Interią.

Problemem tej książki naprawdę nie jest to, czy autor to kobieta, czy mężczyzna, czy znajoma rodziny, czy nie. Problemem są argumenty używane w obronie selekcjonera. Małgorzata Domagalik naprawdę zdaje się wierzyć, że Jerzy Brzęczek jest najmocniej krytykowanym selekcjonerem w historii polskiej piłki, że Adam Nawałka w pierwszych sezonach pracy z kadrą nie musiał odpowiadać na zarzuty o brak stylu czy o swoje wybory personalne, że Arsene Wenger naprawdę był w podobnej sytuacji jak Brzęczek, gdy zaczynał pracę w Arsenalu. Książka pełna jest pouczeń, jak kto powinien wykonywać swoją pracę, ale autorce też przydałaby się refleksja, czy zgromadziła dość materiału porównawczego na temat traktowania w mediach kolejnych selekcjonerów. Być może nie tworzyłaby piętrowych teorii, gdyby przypomniała sobie, co pisano na początku pracy o Jerzym Engelu, jak był traktowany Paweł Janas, co wypominano Waldemarowi Fornalikowi. I tak dalej. 

Efekt odwrotny

Krytyka, jaka spotyka Jerzego Brzęczka w mediach społecznościowych, jest często mało merytoryczna, personalna, wulgarna. Ale taka generalnie jest krytyka w mediach społecznościowych. Nie tylko Brzęczek tego doświadcza. Jedną z najlepszych rad, jaką można dać każdej osobie publicznej, jest: nie czytaj o sobie w sieci. Mało tego: nie pozwól też, żeby inni ci relacjonowali, co o tobie piszą w sieci. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.

Domagalik pisze: "Wystarczy poczytać komentarze w sieci po każdym meczu kadry. Te wszystkie: wuja, wypad, nos ci się świeci, ty wsioku, zęby sobie zmień, nic nie umiesz, wypier…". Ale po co to czytać? Zwłaszcza że autorka pisze w książce: selekcjoner nie ma konta na Facebooku ani Twitterze. Skoro on sam nie ma takiej potrzeby, nie uważa tego za dość ważne, by się w to samemu zaangażować, po co mu to relacjonować? I jeszcze poświęcać temu w książce tyle miejsca. A tak zostaje po lekturze wrażenie zmarnowanej szansy: zamiast czytać o ciekawym człowieku, o jego drodze, problemach. na które sam zwraca uwagę w pracy z kadrą, o tym, co pozwoliłoby nam wszystkim lepiej zrozumieć selekcjonera, czytamy długie połajanki, że nie rozumiemy selekcjonera. Szkoda.

"W grze" dostępne w sklepach od 30 września.

Masz ciekawy temat związany ze sportem? Wiesz o czymś, co warto nagłośnić? Chcesz zwrócić uwagę na jakiś problem? Napisz do nas: sport.kontakt@agora.pl

Przeczytaj też:

Więcej o:
Copyright © Agora SA