W PZPN odpowiadają na krytykę Brzęczka. "Chyba co poniektórzy pomylili przeciwników"

- Też bym chciał widzieć lepiej grającą reprezentację Polski. Ale naprawdę, nie przesadzajmy. Graliśmy z topową drużyną, a chyba co poniektórzy pomylili przeciwników, bo myśleli, że przylecimy do Holandii i z nią spokojnie wygramy, będziemy prowadzić grę - mówi Sport.pl wiceprezes PZPN Marek Koźmiński.

Bartłomiej Kubiak: Selekcjoner Jerzy Brzęczek powiedział po przegranym 0:1 meczu z Holandią w Lidze Narodów, że jest zadowolony. A pan jest zadowolony?

Marek Koźmiński: Trudno być zadowolonym, jeśli przegrywasz spotkanie. Ale może zacznijmy od tego, że słowa selekcjonera zostały trochę wyrwane z kontekstu. On nie miał na myśli tego, że jest zadowolony z całego meczu, a z jego fragmentów, z pewnych założeń taktycznych, które realizowała drużyna. Taka była idea tej wypowiedzi.

Zobacz wideo Brzęczek wysłał powołania. "Walukiewicz może zostać w reprezentacji na co najmniej 10 sezonów"

Zdarza się panu bronić selekcjonera, mówić, że od mediów dostaje wiele ciosów, często niesłusznych. Nie uważa pan jednak, że takimi wypowiedziami jak po meczu z Holandią tylko sam na siebie sprowadza dodatkową i niepotrzebną krytykę?

- Zgadzam się, że te słowa były trochę niefortunne, ale jeszcze raz podkreślam: one zostały źle odczytane przez media. Zbyt dosłownie. I nie, wcale teraz nie bronię selekcjonera. Znam Jurka od lat, od dawien dawna jest moim kolegą, ale nie uważam, że on potrzebuje do obrony Koźmińskiego czy kogokolwiek innego. A nie potrzebuje dlatego, że w moim odczuciu broni się sam. Jako trener. Wynikami, sukcesami. Okej, przegrał w piątek z Holandią, ale jak spojrzymy na ostatnie osiem lat tej kadry, to przeciwnikiem Polski na takim poziomie były tylko reprezentacje Niemiec i Portugalii. Kolejnym była teraz Holandia.

A wracając jeszcze do pana pierwszego pytania, powtórzę: nie, nie jestem zadowolony z tego meczu, bo nie mogę być, jeśli przegrywamy. Ale z drugiej strony też podchodzę do niego rozsądnie. Uważam, że graliśmy z jedną z czterech najlepszych reprezentacji na naszym kontynencie. Niemcy, Hiszpania, Francja i właśnie Holandia - to jest w tej chwili TOP 4. Jak popatrzymy na historię naszych spotkań z Holandią, też zobaczymy, że przegrywały z nią inne, nawet wielkie ekipy. Na czele z reprezentacją Kazimierza Górskiego, która w 1975 roku przyleciała do Amsterdamu i przegrała tam 0:3. Nie chciałbym, żeby to teraz zabrzmiało jak szukanie alibi. Bo graliśmy w piątek z bardzo dobrą drużyną, byliśmy słabsi i zasłużenie przegraliśmy. Ale to też nie było takie spotkanie, w którym Holendrzy - tak po sportowemu - jechali z nami i robili, co chcieli. Zdominowali grę, a my się broniliśmy. Być może troszeczkę za głęboko, ale też jestem zdania, a nawet jestem o tym święcie przekonany, że reprezentacja Polski, by wspiąć się na wyżyny umiejętności, musi być doskonale przygotowana fizycznie. I w piątek tego przygotowania zabrakło. Z wiadomych względów. Przecież dla takiego Kamila Glika było to pierwsze spotkanie od pół roku. W optymalnej formie fizycznej nie byli też Piotrek Zieliński czy Grzesiek Krychowiak. I trzeba się z tym pogodzić, ale też być dobrej myśli, bo za miesiąc lub dwa sytuacja pod tym względem zmieni się na naszą korzyść, i to zdecydowanie.

Jeden celny strzał w meczu to jednak trochę mało.

- Mało. Ale Holandia tych celnych strzałów wcale nie miała dużo więcej - bodaj trzy, do tego bramka i jeden słupek.

A może po prostu Holandia wygrała z Polską najmniejszym nakładem sił?

- Nie, absolutnie się z tym nie zgadzam. Męczyli się z nami. To było widać. Tę ich irytację. Pretensje do siebie, do sędziego. Ten mecz nie układał się dla nas, ale dla nich też nie. Były długie fragmenty, kiedy nas zdominowali, ale to była dominacja do 25-30. metra. Broniliśmy się umiejętnie.

Coś podobało się panu w grze reprezentacji Polski?

- Podobał mi się występ Kamila Jóźwiaka. Szczególnie w pierwszej połowie, kiedy zagrał na dobrym poziomie. W swoim drugim meczu w reprezentacji, a w zasadzie to w pierwszym, bo przecież dziewięć miesięcy temu w debiucie ze Słowenią (3:2) zaliczył tylko kilkuminutowy epizod. Podobał mi się też Jakub Moder, który wszedł w końcówce i też wypadł obiecująco - jego dośrodkowania z rzutów rożnych były zabójcze. Podobał mi się Janek Bednarek, który zagrał bardzo dojrzałe spotkanie. Zgadzam się też z selekcjonerem, że jeśli chodzi o przesuwanie, grę w defensywie, to długimi fragmentami wyglądało to naprawdę przyzwoicie. Nie zgadzam się za to z opiniami, a czytam dzisiaj takie w gazetach, że za straconego gola odpowiedzialny był tylko Bartek Bereszyński. On oczywiście złamał trochę linię spalonego, ale to była seria mini błędów, które zaczęły się od straty piłki przez Krzyśka Piątka, a potem przez nieupilnowanie Frenkiego de Jonga, który przed szesnastką miał dwie-trzy sekundy, by zagrać idealną piłkę w nasze pole karne. Jeśli ktoś w tym straconym golu widzi tylko winę Bereszyńskiego, to znaczy, że w ogóle nie czyta gry, nie zna się na piłce.

Czy styl reprezentacji Polski ma w ogóle dla pana znaczenie?

- Jestem praktykiem, zawsze byłem i w pierwszej kolejności znaczenie ma dla mnie wynik. Ale oczywiście chciałbym oglądać fajny futbol, bo uważam, że tylko taki - ofensywny, odważny, widowiskowy - na dłuższą metę przyniesie efekt.

Pytam o to, bo Grzegorz Krychowiak ostatnio powiedział, że jego nie interesuje styl, tylko wygrywanie.

- Oczywiście, że liczy się wygrywanie. Ale nie można wygrywać meczów, jeśli zamurujesz bramkę, raz wykopiesz piłkę do przodu i będziesz myślał, że a nuż się uda. To jest nierealne. W ostatnich latach futbol poszedł w kierunku utrzymywania się przy piłce, ofensywnych schematów. Bayern, PSG, Manchester City, Juventus, Real, Liverpool. Żadna z tych drużyn, ale też wiele innych nie grają futbolu defensywnego. Catenaccio skończyło się dziesięć lat temu.

Kibice też chcieliby lepiej grającej reprezentacji Polski.

- Ja też bym chciał. Ale naprawdę, nie przesadzajmy. Graliśmy z topową drużyną, a chyba co poniektórzy pomylili przeciwników, bo myśleli, że przylecimy do Holandii i z nią spokojnie wygramy, będziemy prowadzić grę. Tylko że ta Holandia ma siedmiu-ośmiu zawodników, którzy grają w najlepszych klubach na świecie. A my? Dla nas strata kilku zawodników, a nawet jednego, to jest bardzo dużo. Holendrzy aż tak tych ubytków nie odczuwają. I to jest pierwsza sprawa. Druga to jest to, o czym już mówiłem, czyli przygotowanie fizyczne. Jeśli ono jest na najwyższym poziomie, możemy spróbować się z każdym. Jeśli nie jest, zaczynają się nasze problemy.

Poza tym jest takie powiedzenie: "krawiec kraje, jak mu materii staje". I teraz pytanie: czy ten nasz obecny krawiec - Jerzy Brzęczek - miał w piątek tyle materiału, żeby odważnie zagrać z Holandią? Mam wątpliwości.

Gdyby w piątek zagrał Robert Lewandowski, obraz tego meczu wyglądałby inaczej?

- Robert jest piłkarzem takiej klasy, że na pewno dałby nam coś więcej. Ale czy to coś więcej w piątek przełożyłoby się na punkty? Myślę, że i tak byłoby trudno.

W poniedziałek mecz z Bośnią w Zenicy, czego pan się spodziewa?

- Sam przebieg meczu pewnie będzie inny, bo Bośniacy nie grają tak, jak Holendrzy. Nie będzie takiego klepania. Ale przede wszystkim spodziewam się lepszego wyniku, bo to drużyna zdecydowanie bardziej w naszym zasięgu. W piątek zremisowała 1:1 na wyjeździe z Włochami. Dobry wynik, ale my z nimi rok temu też zremisowaliśmy 1:1 w Bolonii. Bo dziś Włochy, w przeciwieństwie do Holandii, nie są w czołówce najlepszych reprezentacji na świecie.

Przeczytaj też:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .



Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.