Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Tydzień z..." to nowy cykl na Sport.pl, w którym codziennie, przez siedem dni publikujemy artykuły dotykające wspólnego tematu. Od 13 do 19 kwietnia piszemy o najbardziej niespełnionych polskich talentach.
O powołaniu do reprezentacji Polski Rafał Leszczyński dowiedział się od Roberta Podolińskiego, ówczesnego trenera Dolcanu. Miał wtedy 21 lat, wielkie marzenia i plany. Chciał być jak Artur Boruc, a decyzja Adama Nawałki pozwoliła mu choć na chwilę poczuć smak reprezentacji i wielkiej piłki. - Byłem w szoku. Pamiętam, że przez trzy godziny nie odkładałem telefonu. Odpisywałem na kolejne gratulacje, rozmawiałem z dziennikarzami. Baterii wystarczyło na 40 minut, szybkie ładowanie i znów to samo - wspomina.
Na pierwsze zgrupowanie przed meczami towarzyskimi ze Słowacją i z Irlandią jechał z niepewnością i nieśmiałością. Na drugie, złożone z samych ligowców, z nadzieją na debiut. - Młody chłopak byłem. Nie wiedziałem do końca, co mnie czeka. Jak przyjmą mnie pozostali zawodnicy, jak będą wyglądać treningi. W mojej głowie więcej było strachu niż pewności - opowiada Leszczyński, jednokrotny reprezentant Polski, który w meczu z Norwegią w Abu Zabi (3:0) zachował czyste konto.
Z reprezentacyjnej sceny zszedł niepokonany, ale więcej już na nią nie wrócił. - Przed wysłaniem powołań selekcjoner Adam Nawałka zawsze dzwonił do trenerów klubowych. Doskonale pamiętam telefon w sprawie Rafała. Byłem w ogromnym szoku. Wiedziałem, że Jarosław Tkocz, który w kadrze Nawałki odpowiadał za bramkarzy, był kilka razy na naszych meczach, ale z ręką na sercu - nie spodziewałem się, że Rafał tak szybko trafi do reprezentacji Polski. To była niesamowita sprawa! Nie tylko dla niego, ale też dla całego Dolcanu - wspomina Robert Podoliński, który prowadził wtedy pierwszoligowy klub spod Warszawy.
Nawałka zaskoczył wszystkich. Na liście jego pierwszych powołań znaleźli się m.in. Rafał Kosznik z Górnika Zabrze, Dawid Nowak z Cracovii czy Tomasz Hołota ze Śląska Wrocław. Oni wyróżniali się w ekstraklasie, Leszczyński dopiero o niej marzył. Był na początku swojej kariery i jego obecność wśród powołanych to był prawdziwy szok.
- Sam się do kadry nie powołałem. Widocznie trener widział we mnie potencjał - mówi teraz Leszczyński. - Rafał grał wtedy bardzo nowocześnie. Potrafił świetnie wyprowadzać piłkę do gry obiema nogami, a do tego miał kapitalną dynamikę. To wyróżniało go spośród innych bramkarzy w I lidze. Myślę, że selekcjoner chciał też w ten sposób pokazać innym zawodnikom, że do kadry można trafić nie tylko z lig zagranicznych i ekstraklasy, ale też z I ligi - dodaje Podoliński.
"Z Dolcanu Ząbki do reprezentacji", "Kim jest Rafał Leszczyński? Zobacz w akcji nowego kadrowicza Nawałki", "Szokujące powołanie. Selekcjoner sprawdza bramkarza z I ligi". To tylko niektóre tytuły największych mediów w Polsce. Był listopad 2013 roku, a młody bramkarz Dolcanu czekał na lawinę, na którą nie był wtedy gotowy. - Głowa nie udźwignęła takiej presji, ale nie odleciałem. Nie było sodówki, głupich akcji, zawalania treningów. Przed każdym meczem miałem jednak z tyłu głowy, że jak coś zawalę, to wszyscy się o tym dowiedzą. Niepotrzebnie nakładałem na siebie dodatkową presję. To potęgowało moje błędy, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem - mówi.
- Dużo wtedy rozmawialiśmy. Rafał dostał powołanie i nagle był na ustach całego piłkarskiego środowiska w Polsce. Przyznam szczerze, że nie takim ludziom jak Rafał mogłoby się od tego wszystkiego zakręcić w głowie. Ale w jego podejściu do pracy nie było żadnych zmian. Starał się twardo stąpać po ziemi i skupiać tylko na treningach. Szkoda, że nie trafił wtedy do zdecydowanie lepszego klubu, bo być może dziś byłby w zupełnie innym miejscu - zaznacza Robert Podoliński.
Po powołaniu do reprezentacji na mecze Dolcanu zaczęło przyjeżdżać coraz więcej skautów. Głównie z Polski, ale zdarzali się też z zagranicy. W pewnym momencie pojawiła się nawet informacja, że rozwój Leszczyńskiego obserwuje Everton. - Nic o tym nie słyszałem, ale była oferta z Legii Warszawa. Dolcan chciał mnie jednak zatrzymać, rzucił zaporową cenę i Legia zrezygnowała - żałuje jednokrotny reprezentant Polski, który ostatecznie wypełnił kontrakt w Ząbkach i podpisał umowę z Piastem Gliwice.
- Wszystko było dograne już w styczniu, ale jeszcze do lata grałem z Dolcanie. W międzyczasie w Gliwicach zmienił się trener, Angela Pereza Garcię zastąpił Radoslav Latal, a w klubie chyba nikt mu nie powiedział, że będzie miał nowego bramkarza. Jak mnie zobaczył na treningu, to nie bardzo wiedział, o co chodzi. Do tego Piast nie mógł ustalić z Dolcanem kwoty za ekwiwalent i aż do szóstej kolejki nie byłem zgłoszony do ekstraklasy - wspomina Leszczyński.
- Wybór Piasta miał ogromny wpływ na jego karierę. Wszyscy chcieli dla niego jak najlepiej, ale to planowanie kariery powinno być lepsze, bo potencjał miał wielki. Myślę, że Rafał był jednym z najzdolniejszych zawodników, z którymi pracowałem. Zresztą opinia Mariusza Liberdy, który opiekował się w Dolcanie bramkarzami, jest bardzo podobna - zaznacza Podoliński.
Dziś Leszczyński gra w Podbeskidziu Bielsko-Biała, liderze I ligi. O miejsce w składzie rywalizuje z Martinem Polackiem. Na tę chwilę jest jego zmiennikiem. - Wcale się tak nie czuję. Nie czuję, że jestem słabszy od Martina. Nasza rywalizacja jest zdrowa, ale to ja chcę być pierwszym bramkarzem i zrobię wszystko, żeby udowodnić trenerowi, że na to zasługuję - mówi Leszczyński.
- Czasy powołania do pierwszej reprezentacji Polski były piękne, ale minęły. Rafał musi teraz na nowo zbudować swoją pozycję w polskiej piłce. Przed nim jeszcze 10 lat bronienia. Wierzę, że da radę, ale musi zacząć regularnie grać. Jeżeli nie w Podbeskidziu, to w innym klubie - doradza Podoliński. I ma rację, bo czasem nagłe spełnienie marzeń może się okazać przekleństwem, a duży krok naprzód ciężarem nie do udźwignięcia. Ten reprezentacyjny Leszczyńskiego przygniótł, ekstraklasowy wciąż może podnieść.
Przeczytaj również: