Polskie stadiony mają wielki problem przez koronawirusa. "Nie dla wszystkich wydarzeń uda się znaleźć termin"

Odwołane marcowe mecze kadry z Finlandią i Ukrainą, to nie tylko strata w wysokości 10 milionów złotych dla PZPN-u. "Pewne koszty zostały poniesione" - słyszymy w Chorzowie i Wrocławiu, który w piątek miał być piłkarskim centrum Polski. Operatorzy stadionów straty policzą później. Choć już dziś wiadomo, że nie obsłużą wszystkich planowanych imprez.

27 marca Polska miała podejmować Finlandię. Cztery dni później zagrać z Ukrainą. Zgrupowanie kadry z uwagi na epidemię koronawirusa w Europie nie doszło jednak do skutku. Nie poznaliśmy nawet listy wybrańców Jerzego Brzęczka, których chciał w towarzyskich meczach sprawdzić. Koronawirus okazał się pechowy m.in. dla Adama Buksy, który według naszych informacji pod nieobecność Roberta Lewandowskiego (kontuzja) był bliski powołania. Swoją drogą kapitan reprezentacji Polski miał szczęście w nieszczęściu. Jego przerwa w grze przypadła akurat na moment, w którym Europa z grania się wycofywała, wiele meczów go nie ominęło. Lidera klasyfikacji strzelców Bundesligi nie stracił, reprezentacja nie musiał sobie radzić bez niego.

"Nie dla wszystkich wydarzeń uda się znaleźć termin"

Buksa, który miałby szansę zadebiutować w kadrze w starciu z Ukrainą lub Finlandią, to nie jedyny pechowiec "wyłączenia" futbolu. Straty z powodu nierozegrania dwóch meczów reprezentacji PZPN oszacował na 10 mln złotych. Tyle związek zarobiłby na biletach i innych wpływach z tych spotkań. Trudną sytuację mogą mieć też operatorzy największych polskich obiektów - choć na razie oszacować ich straty jest trudno. Nikt nie wie przecież, kiedy życie wróci do normy.

Zobacz wideo Liga Narodów to pieniądze, prestiż i poligon doświadczalny

- Cieszyliśmy się na mecz kadry po rocznej przerwie. Po cichu liczyliśmy też na drugi, w Lidze Narodów - mówi Sport.pl Kacper Cecota, pełnomocnik zarządu ds. komunikacji Stadionu Wrocław. - Nie wiemy, czy i kiedy spotkanie z Finlandią na Stadionie Wrocław się odbędzie, skoro przeniesione zostało Euro i igrzyska olimpijskie. Jest zbyt wcześnie, by mówić o konkretnych stratach, bo czym innym jest impreza przełożona, a czym innym zupełnie odwołana - opisuje. Dodaje jednak, że wedle obecnych szacunków części tegorocznych imprez nie uda się przeprowadzić. W 2020 roku Stadion Wrocław miał zaplanowanych 260 dni, w których na obiekcie odbywają się wydarzenia lub przygotowania do nich. To sporo.

- Dziś wiadomo, przy imprezach odwołanych do końca maja, że tego planu nie uda się zrealizować. W przypadku największych imprez – targowych, motoryzacyjnych i kulinarnych – szukamy innych dat, kiedy by mogły się odbyć. Pewną barierą jest tutaj nieznany jeszcze kalendarz Ekstraklasy. Dopiero po jego ogłoszeniu będziemy w stanie zaproponować wystawcom i organizatorom nowe terminy ich wydarzeń. Na ten rok harmonogram był mocno wypełniony. Oznaczać to może, że nie dla wszystkich wydarzeń uda się taki termin znaleźć - informuje.

Marzec bez kadry. "Pewne koszty zostały poniesione"

Wrocław po zimie przygotowywał boisko nie tylko z myślą o kadrze. Z murawy obiektu trzy razy w tym roku skorzystał już Śląsk, więc praca osób zatrudnianych przez operatora nie poszła na marne.

- Stadion Wrocław jest obiektem ligowym, więc cały czas była przygotowywana murawa do spotkań Śląska i oczywiście meczu kadry z Finlandią. Mamy też na stałe zatrudniony zespół greenkeeperów. Oczywiście, zostały poniesione pewne koszty – np. wypożyczyliśmy lampy asymilacyjne, by murawa była w jak najlepszym stanie na mecz reprezentacji, ale to był wydatek wcześniej zaplanowany - zdradza Cecota.

W Chorzowie w marcu szykowali się tylko do meczu kadry z Ukrainą (planowanego na 31 marca). Trawa na obiekcie została dosiana i poddana zabiegom aeracji i wertykulacji. Od ostatniego tygodnia lutego uruchomiono też podgrzewanie płyty.

- Pewne koszty zostały poniesione. Największe były związane z ogrzewaniem i przygotowaniem murawy. I tak częściowo byśmy je ponieśli, przygotowując stadion do sezonu - tłumaczy Bartłomiej Kowalski, dyrektor generalny Stadionu Śląskiego, choć sygnalizuje, że gdyby nie przygotowania do meczu, to włączania podgrzewania płyty już w lutym, by raczej uniknięto. Innych kosztów na szczęście w Chorzowie nie było.

- To, że mecz się nie odbędzie, było wiadomo na tyle wcześnie, że mogliśmy anulować zakontraktowane usługi i tym samym nie ponieśliśmy kosztów związanych z ich realizacją - mówi Kowalski. Też liczy, że śląscy kibice kadrę na obiekcie w Chorzowie obejrzą w niedalekiej przyszłości.

Więcej o:
Copyright © Agora SA