Strzelił dziewięć goli w ostatnich dziesięciu meczach. "Nowy Ibrahimović" straszy Polaków

Jego ostatnie popisy strzeleckie budzą podziw na świecie, ale w Polsce uznanie miesza się z obawą, bo w ostatnim grupowym meczu Euro 2020 Alexander Isak zagra przeciwko nam. Na razie wie niewiele: zna Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego, ale do czerwca obiecał nadrobić braki. I być w jeszcze lepszej formie.

Na porównania do Zlatana Ibrahimovicia był skazany: jest napastnikiem, ma 192 cm wzrostu, dobrą koordynację i obce pochodzenie. "Nowy Ibra" jak się patrzy. Isak słyszał to już setki razy. Nie obraża się, nie czuje przez to większej presji. Rozumie, że ze skojarzeniami i porównywaniem trudno wygrać, ale i tak wciąż powtarza: jestem Alexanderem Isakiem i chcę pisać własną historię. Na razie jest krótka, bo młodzieniec ma dopiero 20 lat, ale już ciekawa, z kilkoma zwrotami akcji. Pojawiają się w niej Ibrahimović, Martin Odegaard, Erling Haaland i bardzo mocne kluby: Borussia Dortmund, Real Madryt i Real Sociedad.

Po golu spojrzał na zegarek. "Chciałem sprawdzić ile mi to zajęło"

Zaczęło się jednak w Solnej. W AIK szybko przeszedł przez wszystkie kategorie wiekowe, by mając ledwie 16 lat zadebiutować w dorosłej drużynie. Przywitał się golem, w kolejnych meczach strzelił ich jeszcze dziewięć i pierwszy sezon kończył z nagrodą dla najlepszego debiutanta. Zainteresowały się nim media i wtedy przestał być "żyrafą", a został "nowym Ibrahimoviciem". W dodatku okazało się, że przypomina go też charakterem, pewną zarozumiałością. Dziennikarze rozpisywali się o jego cieszynce po pierwszej bramce zdobytej dla reprezentacji Szwecji. To był eliminacyjny mecz Euro 2020 przeciwko Malcie. Wszedł na boisko z ławki i po dziesięciu minutach trafił do siatki. Bez wybuchu radości odwrócił się i spojrzał na wymyślony zegarek na lewym nadgarstku. - Chciałem sprawdzić ile czasu zajęło mi strzelenie gola - komentował po meczu, a dziennikarze oszaleli ze szczęścia: przecież to wypowiedź pasująca do prawdziwego Zlatana!

Zlatan Ibrahimović i "matrix challenge"! Jak mu poszło? [WIDEO]

Zobacz wideo

Już po jego pierwszym sezonie w dorosłej piłce, ruszył wyścig najlepszych klubów na świecie, które chciały go mieć u siebie. Nie dość, że był skuteczny, to jeszcze poruszał się po boisku z gracją, wyczuciem i taktycznym zrozumieniem. Był zjawiskiem, biorąc pod uwagę wiek i warunki fizyczne. Real Madryt rzucił na stół 10 milionów euro, zawrócił mu w głowie i dogadał się z jego rodzicami. Był właściwie pewny transferu, dlatego zdjęcie, na którym Isak podpisuje kontrakt z Borussią Dortmund początkowo uznano w Madrycie za fotomontaż. Kolejne wywołały złość i rozczarowanie: Niemcy byli skuteczniejsi, przedstawili konkretniejszą wizję rozwoju i wygrali, chociaż zapłacili półtora miliona mniej. - Baliśmy się, że w Realu mógł przepaść na ławce rezerwowych, bo mają wielu młodych, zdolnych chłopców. Słyszeliśmy historie o zmarnowanych talentach - komentował jego ojciec w szwedzkim Expressie.

Kto wie czy gdyby te wszystkie plany, które wobec Isaka snuła Borussia, wypaliły, to dziś kibice zachwycaliby się Haalandem. To Szwed miał odegrać jego rolę już trzy lata temu: wejść do zespołu, strzelać gole, pograć kilka lat i odejść za wielkie pieniądze. Ale już na początku coś nie wyszło. Nie odnalazł się w nowym miejscu i nie grał już tak, jak w Szwecji. Thomas Tuchel stawiał na Michy’ego Batshuaya. Isaka pięć razy wysyłał na boisko (najczęściej na końcówki meczów), ale ten ani razu nie trafił do siatki. Bezskutecznie próbował odbudować formę w trzecioligowych rezerwach. Świat na chwilę o nim zapomniał. Nowy trener - Lucien Favre miał Paco Alcacera w najlepszej formie, więc bez żalu i specjalnej nadziei, wypożyczył Isaka do Willem II. Do Eredivisie, na holenderską ziemię, która pamiętała rozkwitającego Zlatana.

Lepszy od Romario, Ronaldo i Suareza

Zadziałało od razu. Isak w osiemnastu meczach strzelił 14 goli i miał siedem asyst. Najpiękniejsze było trafienie przeciwko Feyenoordowi, gdy przed oddaniem strzału okiwał trzech obrońców. I ludziom znów skojarzyło ze Zlatanem i jego ikonicznym golem przeciwko NAC Berda. On też zanim uderzył, wkręcił kilku obrońców w ziemię. Ale zrobił to jeszcze efektowniej niż Isak. Młodszy ze Szwedów był jednak skuteczniejszy. Holendrzy wyliczyli, że takiego wejścia do ich ligi nie miał żaden z wielkich napastników: ani Romario, ani Ronaldo, ani Ibrahimović, ani Luis Suarez. Ale uznania w oczach Favre’a i tak nie znalazł. Alcacer miał za sobą świetny sezon, ofensywa została dodatkowo wzmocniona Thorganem Hazardem i Julianem Brandtem, więc Isak mógł cierpliwie czekać na swoją szasnę albo rozwijać się gdzie indziej.

Wybrał Real Sociedad, który - podobnie jak wcześniej Borussia - przekonał go przede wszystkim wizją rozwoju. - Wiedziałem, że Griezmann zapracował tu na transfer do Atletico Madryt, że Inigo Martinez stał się jednym z najlepszych obrońców w Hiszpanii, że Mikela Oyarzabala chce pół Europy, że Alvaro Odriozola przeszedł stąd do Realu Madryt, że gra tam wielu zdolnych piłkarzy z Martinem Odegaardem na czele - wymieniał niedługo po transferze za 6,5 miliona euro. Początkowo dzielił się minutami z Willianem Jose, przez ostatnie lata podstawowym napastnikiem Realu Sociedad, ale z czasem wygrał tę rywalizację. Z jedenastoma bramkami jest najlepszym strzelcem zespołu. Jose ma ich osiem, Oyarzabal siedem, Portu sześć, Odegaard pięć. - Z Martinem najlepiej rozumiem się na boisku i poza nim. Dobrze mówi po szwedzku, więc na początku bardzo mi pomagał. Trzymamy się razem - mówił o wypożyczonym z Realu Madryt Odegaardzie.

Na Euro zagra przeciwko Polsce. "Znam Piszczka i Lewandowskiego"

Isak jest nadzieją, że na Euro 2020 Szwecja pokaże piękniejszą twarz. Z mundialu w Rosji wróciła dopiero po przegranym ćwierćfinale z Anglią. Pamiętamy ją z doskonałej organizacji taktycznej, siły, wytrzymałości i agresji. Trzon kadry właściwie się nie zmienił, ale dzięki dołączeniu Isaka, który poprzedni mundial oglądał w telewizji, reprezentacja Janne Andersson na tegorocznym turnieju ma być odważniejsza i skuteczniejsza. Od czasu odejścia Ibrahimovicia brakowało jej porządnego snajpera.

Isak rozwiązuje ten problem. W kwalifikacjach do Euro zagrał we wszystkich dziesięciu meczach i strzelił trzy gole. W ostatnim meczu przeciwko Rumunii doszło do skandalu z jego udziałem. Rozgrywany w Bukareszcie mecz został przerwany, bo czarnoskóry napastnik miał być obrażany przez miejscowych kibiców. Powiedział o tym sędziemu, ale poprosił, by nie przerywał meczu. - Nie powinniśmy w żaden sposób dać się sprowokować tym idiotom - miał stwierdzić. Spotkanie zostało jednak na kilka minut przerwane, a w kolejnych dniach na Rumunów spłynęła krytyka z całego świata. Uznano, że są rasistami. Delegat UEFA na to spotkanie w oficjalnym raporcie pisał jedynie o gwizdach kibiców, gdy Isak dostawał piłkę. O małpich odgłosach czy rasistowskich wyzwiskach nie było ani słowa. UEFA zajęła się tą sprawą i po kilku tygodniach poinformowała, że rumuńscy kibice nie obrażali Isaka. Tego media już nie odnotowały. Opinia poszła w świat. 

Isak angażuje się nie tylko w walkę z rasizmem w futbolu, ale też w pomoc dzieciom z Erytrei. To totalitarne państwo na północy Afryki, w którym łamie się prawa człowieka. Nie ma tam wolnych mediów ani niezależnych sądów. Ostatni zagraniczny korespondent został wydalony w 2006 roku. Tysiące mieszkańców przetrzymuje się w więzieniach o najgorszym standardzie bez procesów sądowych i wyroków. Powszechne są tortury. Przed tym wszystkim uciekali do Szwecji rodzice Alexandra. On natomiast wraca tam i organizuje turnieje piłkarskie i spotkania dla dzieci.

Na Euro 2020 ostatni grupowy mecz Polacy zagrają właśnie ze Szwecją. Przegląd Sportowy poprosił Isaka o skomentowanie tego losowania. - Nie było dla nas najgorsze. To wyrównana, trudna grupa. Hiszpania jest zdecydowanym faworytem, ale graliśmy z nią w październiku i zremisowaliśmy 1:1, a tak naprawdę powinniśmy wygrać. Zatem czego mamy się bać? Pokazaliśmy już, że potrafimy postawić się wielkim drużynom. O Polsce, szczerze mówiąc, nie wiem jeszcze praktycznie nic. Znam kilku waszych piłkarzy. W Borussii Dortmund grałem z Łukaszem Piszczkiem, z Bundesligi znam też Roberta Lewandowskiego, ale jeszcze zdążę się dowiedzieć wszystkiego o waszej reprezentacji. Do mistrzostw pozostało dużo czasu, a my będziemy tylko lepsi – mówił w grudniu. I rzeczywiście, od tamtej pory, z tygodnia na tydzień, jego forma rośnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.