Największy pechowiec polskiej piłki ostatnich lat. "Chciało mi się rzygać. Kolejny dzień bez piłki"

Zerwane więzadła krzyżowe przednie to nie pierwsza kontuzja, której Krystian Bielik doznał w Anglii. Reprezentanta Polski znów dopadł pech, który nie opuszczał go przez cały sezon 2017/18.

Była 18. minuta poniedziałkowego meczu drużyn do lat 23 między Derby County a Tottenhamem, gdy fatalnej w skutkach kontuzji doznał Krystian Bielik. Reprezentant Polski, walcząc o piłkę, upadł przed własnym polem karnym, a boisko opuścił na noszach. Już wstępna diagnoza była dla Bielika okrutna, jednak najgorsze przypuszczenia potwierdziły się we wtorek wieczorem.

Zobacz wideo

Badania pokazały, że piłkarz zerwał więzadła krzyżowe przednie w prawym kolanie. Kontuzja wyklucza Bielika z gry do końca sezonu oraz z udziału w Euro 2020. Od jesieni Bielik był jednym z podstawowych zawodników reprezentacji Polski. Po kilku meczach w kadrze (zadebiutował w niej 6 września w starciu ze Słowenią) zbierał dobre oceny. Teraz czeka go operacja, której termin niebawem się wyjaśni. Potem odpoczynek i żmudna rehabilitacja.

- Powrót do gry po zabiegu potrwa około pół roku - powiedział serwisowi "Łączy nas Piłka" Jacek Jaroszewski, lekarz reprezentacji Polski. Bielik będzie mógł wrócić do gry prawdopodobnie na początku jesieni. 

- Kolano miał potężnie napuchnięte. Jest mocno przygnębiony, przeżywa to. Spotkał go ogromy pech - powiedział nam menedżer zawodnika - Cezary Kucharski - który jest w stałym kontakcie z graczem.

Kolejna kontuzja Bielika w Anglii

Niestety nie jest to pierwsza kontuzja, której Bielik doznał w Anglii. Wcześniejsze, chociaż wykluczały go z gry na dłuższy czas, nie były aż tak poważne jak ta, której nabawił się w poniedziałek wieczorem. 

Bielik trafił na Wyspy w styczniu 2015 roku, kiedy z Legii Warszawa wykupił go Arsenal. Po dwóch latach piłkarz trafił na półroczne wypożyczenie do grającego w Championship Birmingham. Po udanych sześciu miesiącach zaczęły się problemy zdrowotne, które zahamowały intensywny rozwój Bielika.

Latem 2017 roku, gdy zawodnik był blisko kolejnego wypożyczenia, w meczu drużyn do lat 23 między Arsenalem a Manchesterem City, wypadł mu bark. - Występ w tamtym spotkaniu był tylko moją decyzją. W klubie wiedzieli, że prawdopodobnie odejdę na wypożyczenie do Championship i nie naciskali na mnie, ale chciałem grać, być w odpowiednim rytmie, więc nie miałem żadnych wątpliwości - mówił nam Bielik w czerwcu, przed młodzieżowymi mistrzostwami Europy we Włoszech.

- Już na początku meczu upadłem i poczułem ogromny ból. Mimo wszystko dokończyłem tamto spotkanie, nawet wziąłem udział w przepychance. Grał z nami wtedy Jack Wilshere i jak zobaczyłem, że ktoś go odpycha, to podbiegłem do miejsca zdarzenia i też, mając rozwalony bark, kogoś odepchnąłem. Nie sądziłem, że jest aż tak źle, działała adrenalina.

- Dzień po meczu pojechaliśmy do kliniki, by zrobić badania. Okazało się, że bark mi wyskoczył i wrócił na swoje miejsce, ale doszło do odłamania jego kawałka. Lekarz powiedział, że daje 80 procent szans na to, że przy jakimkolwiek upadku bark znowu wyskoczy. Musieliśmy operować. Straciłem cztery miesiące - wspominał.

Przeklęty mięsień dwugłowy

Jak się okazało, był to dopiero początek pecha Bielika. Mimo że jesień 2017 roku piłkarz spędził na leczeniu w Arsenalu, to zainteresowanie klubów z Championship nie malało. Determinacja piłkarza i pośpiech w leczeniu nie okazały się jednak najlepszymi doradcami. Po wyleczeniu barku pojawiły się kolejne problemy. Tym razem z (małe) z kolanem i (dużo większe) z mięśniem dwugłowym.

- Po przerwie spowodowanej na leczenie barku kluby z Championship wciąż były zainteresowane, jednak chciały zobaczyć mnie w jednym-dwóch meczach, by ocenić moją formę. Po drugim występie poczułem lekki ból w kolanie, dostałem w Arsenalu trzy dni wolnego. Po powrocie wyszedłem na zajęcia z trenerem od przygotowania fizycznego. Zrobiliśmy bardzo dobrą rozgrzewkę, ale przy jednym sprincie naderwałem mięsień dwugłowy. To był cios poniżej pasa - mówił Bielik.

Mimo drugiej kontuzji w krótkim czasie zawodnik wciąż wierzył i miał duże szanse na wypożyczenie. W styczniu 2018 roku trafił do Walsall. - Rehabilitacja po kontuzji mięśnia dwugłowego trwała cztery tygodnie, mocno naciskałem na fizjoterapeutów, bym wrócił na boisko jeszcze w zimowym okienku transferowym. Chciałem załapać się na wypożyczenie. I chociaż się udało, to pośpiech okazał się błędem. Zgłosiło się po mnie Walsall, gdzie po pięciu dniach znowu naderwałem mięsień dwugłowy. Tym razem poważniej, sezon skończył się dla mnie na czterech meczach w zespole do lat 23 - wspominał.

Przez kontuzję barku oraz dwukrotne zerwanie mięśnia dwugłowego Bielik stracił cały sezon 2017/18. Na kolejne rozgrywki trafił do grającego wówczas w League One Charltonu. Krok wstecz okazał się strzałem w dziesiątkę. Klub z Londynu wywalczył awans do Championship, a Bielik należał do najlepszych piłkarzy w zespole Lee Bowyera.

- Poza jedną, małą kontuzją, która wykluczyła mnie na cztery tygodnie, wszystko było w porządku. Zagrałem łącznie w 35 meczach. O to chodziło - mówił Bielik. To w Charltonie zapracował na transfer do Derby, które zapłaciło za niego rekordowe w skali klubu 10 milionów euro.

"Siłownia, rehabilitacja. Chciało mi się rzygać"

Skąd brały się opisane wyżej kontuzje? O barku sam Bielik mówił, że był to tylko pech. A co z mięśniem dwugłowym? - Może trochę go zaniedbałem, troszcząc się o bark? Z drugiej strony nie było tak, że rehabilitowałem tylko bark, zapominając o mięśniach nóg. Cały tamten rok był strasznie pechowy - wspominał Bielik.

Jak piłkarz radził sobie w trudnych chwilach? - O ile przy kontuzji barku było jeszcze w miarę okej, bo liczyłem na półroczne wypożyczenie, o tyle po naderwaniu mięśnia dwugłowego czułem się beznadziejnie. Tylko siłownia i rehabilitacja. Chciało mi się tym rzygać. Każdego ranka budziłem się z myślą, że przede mną kolejny dzień bez piłki. Kolejny dzień, w którym będę musiał wykonywać te same, monotonne ćwiczenia. Codziennie widywałem tych samych piłkarzy i piłkarki, którzy też się leczyli. To dobijało. Nie chciało mi się gadać z ludźmi, a już na pewno nie z dziennikarzami. Ci wydzwaniali do mnie i chcieli rozmawiać, a ja odpowiadałem, że przecież nie ma o czym - mówił.

- Wokół siebie miałem jednak polskich przyjaciół z Londynu i kilku bliskich kumpli z Arsenalu. Spędzałem z nimi wolny czas, zapominałem o codziennej monotonii. Dzięki nim nie zamykałem się w domu, nie siedziałem do późna przed komputerem, bo i tak się zdarzało. Ale z drugiej strony co mogłem robić?

- Miałem też ciągły kontakt z rodzicami i siostrą. Tata z jednej strony mocno podtrzymywał mnie na duchu, ale z drugiej strony wiedziałem, że jest smutny, że nie może oglądać mnie w akcji. Ostatecznie udało mi się nakręcić tylko na pełny powrót do zdrowia. Wyczekiwałem też wakacji, by wrócić do domu, odpocząć i odpowiednio przygotować się do kolejnego sezonu.

Jak przyznał Bielik, druga kontuzja mięśnia dwugłowego sprawiła, że zaczął on zwracać jeszcze większą uwagę na rozgrzewkę i ćwiczenia wprowadzające do treningu. Piłkarz podkreślał, że nigdy ich nie lekceważył, jednak kolejne urazy uświadomiły mu, iż musi podchodzić do tego jeszcze poważniej.

Trudno więc przypuszczać, że przed poniedziałkowym meczem z Tottenhamem Bielik cokolwiek zaniedbał. Znów dopadł go pech, który nie opuszczał go przez cały sezon 2017/18. Wtedy zawodnik wrócił w znakomitym stylu i trzeba wierzyć, że i tym razem będzie podobnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.