Była 3. minuta spotkania, kiedy Jerzy Brzęczek najpierw ucieszył się z gola Sebastiana Szymańskiego, a po chwili ruszył sprintem w kierunku sędziego technicznego. Z pretensjami, chyba domagał się odgwizdania faulu na Kamilu Gliku. Ale to w ogóle był moment konsternacji, bo na boisku leżał też Jan Oblak, który zderzył się z Glikiem. Zanim spiker ogłosił, że prowadzimy 1:0 i strzelcem gola jest Szymański, minęło 40 sekund, może nawet minuta.
Jeszcze dłużej na boisku leżał Glik (do 7. minuty), który nawet chciał grać dalej, ale Brzęczek jednak zdecydował się na zmianę. - Wstępna diagnoza jest taka, że Kamil Glik ma złamany nos - powiedział po meczu selekcjoner, który odpowiedział też na krytyczne oceny gry Polaków w obronie. – Nie zgodzę się, że przy traconych golach brakowało nam agresji i doskoku do rywala. Inne błędy decydowały o tym, że Słoweńcy zdobywali bramki. W dziesięciu meczach eliminacyjnych straciliśmy tylko pięć goli, więc nie jest to kiepska średnia - wskazał Brzęczek.