Łukasz Piszczek dużo ryzykował dla reprezentacji! "Bałem się o niego. Doskonale pamiętam tę rozmowę"

- Bałem się, naprawdę się bałem. Łukasz ryzykował dla reprezentacji. Nie chciał z niej rezygnować, więc jechał na blokadzie. Martwiłem się o niego, ale później widziałem go na murawie, widziałem jak się stara, jak walczy i byłem dumny, że mam takiego syna - mówi Sport.pl Kazimierz Piszczek, ojciec Łukasza. Jego syn we wtorek zagra ostatni mecz w reprezentacji Polski. "Będę płakał, ale tak, żeby nikt nie widział".

Łukasz Piszczek żegna się z reprezentacją Polski. We wtorek zagra swój ostatni mecz z orzełkiem na piersi. Pół godziny w spotkaniu Polska - Słowenia w eliminacjach Euro 2020 na PGE Narodowym w Warszawie będzie jego pożegnaniem z kibicami. - To będzie magiczny dzień dla naszej rodziny. Cieszę się, że Polski Związek Piłki Nożnej i selekcjoner Jerzy Brzęczek docenią Łukasza za to, ile sił i zdrowia zostawił w meczach reprezentacji. Zasłużył na godne pożegnanie. Do wszystkiego doszedł ciężką pracą. Jestem z niego bardzo dumny. Na stadionie pewnie będę płakał, ale tak, żeby nikt nie widział - mówi Sport.pl Kazimierz Piszczek, ojciec Łukasza, który na ostatni mecz swojego syna w narodowych barwach przyjedzie z żoną i synami z Goczałkowic-Zdroju.

Zobacz wideo

Ryzyko i strach, a później duma

Robert Lewandowski mówi o Łukaszu Piszczku, że swoim śmiechem potrafi rozładować każde napięcie w szatni i nigdy nie szuka problemów. - Taki już jest. Oczywiście nie zawsze, bo w życiu każdy ma trudne chwile. Łukasz też je miał, ale wychodził z nich silniejszy. Starał się zawsze być uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia i piłki. Cieszę się, że inni piłkarze to zauważają i doceniają - mówi Piszczek senior. A Lewandowski nie jest jedynym zawodnikiem, który otwarcie mówi, że Piszczek był jednym z najważniejszych graczy reprezentacji Polski ostatnich lat. Był potrzebny na murawie i w szatni. Nawet wtedy, gdy miał poważne kłopoty ze zdrowiem. - Bałem się, naprawdę się bałem. Łukasz ryzykował dla reprezentacji. Nie chciał z niej rezygnować, więc jechał na blokadzie. Martwiłem się o niego, ale później widziałem go na murawie, widziałem jak się stara, jak walczy i byłem dumny, że mam takiego syna - mówi Kazimierz Piszczek.

Łukasz Piszczek zrezygnował z gry w reprezentacji Polski po nieudanych mistrzostwach świata w 2018 roku. Nie na gorąco, a po chłodnej analizie. Nie sam, a wspólnie z najbliższymi. - Doskonale pamiętam tę rozmowę, kiedy powiedział mi, że rezygnuje z gry w reprezentacji. Zapytałem: dlaczego? Chciałem, żeby grał jeszcze w kadrze i pojechał na kolejną wielką imprezę. A on powiedział: "Tato, jak reprezentacja zakwalifikuje się na Euro 2020, to ja będę miał 35 lat. To nie jest wiek, w którym będę mógł hasać za młodzieniaszkami na skrzydle. Czas zrobić miejsce innym". Wtedy w stu procentach zaakceptowałem jego decyzję. Łukasz potrzebował odpoczynku, regeneracji. Miał duże problemy z jednym i drugim biodrem. Musiał przejść operacje. Czuł, że nie będzie mógł dać kadrze tyle, ile dawał jej wcześniej. Chciał zrobić miejsce innym i dać selekcjonerowi czas na znalezienie następców - odsłania kulisy ojciec.

"Nie potrzebował moich rad, ale rozmawialiśmy po każdym meczu"

Kazimierz Piszczek odegrał dużą rolę w karierze swojego syna. To on zaprowadził go na pierwszy trening, to on sprawił, że Łukasz pokochał piłkę i LKS Goczałkowice-Zdrój. - Łukasz od małego kochał to okrągłe coś. Pamiętam, że ledwo zaczął chodzić, a już w przedpokoju kopał z braćmi w piłkę. Zaprowadziłem go na pierwszy trening i tak mu się spodobało, że nie chciał robić już nic innego. W podstawówce powiedział mi, że zostanie piłkarzem. I swój cel zrealizował. Wszedł na taki poziom, że nie potrzebował już nawet moich rad - mówi z przymrużeniem oka ojciec 34-letniego piłkarza Borussii Dortmund. I szybko dodaje: - Ale nie ma tak łatwo. Dzwoniłem do niego po każdym meczu i wspólnie analizowaliśmy niektóre sytuacje. Po wygranych meczach były gratulacje, a po przegranych wsparcie od całej rodziny - opowiada.

Gdy pytamy go o to, co pomogło Łukaszowi stać się jednym z najlepszych bocznych obrońców w Europie, odpowiada: ciężka praca i charakter. Ale ważne było też to, że przez część swojej kariery był napastnikiem. - Pamiętam jak grał jeszcze w juniorach. Strzelał gole, ale już wtedy widziałem, że asysty sprawiają mu taką samą radość. Często było tak, że miał dobrą sytuację, mógł strzelać, ale podawał piłkę do lepiej ustawionego kolegi. Nie był łapczywy na gole. A to, że grał wcześniej w ataku, pozwalało mu lepiej rozumieć napastników - wiedział, jaki ruch mogą wykonać i gdzie najlepiej zagrać im piłkę. No i potrafił swoją wiedzę wykorzystać na boisku. Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale potrafił - zauważa Kazimierz Piszczek.

"Ten mecz i tę chwilę zapamiętam do końca życia"

Łukasz Piszczek rozegrał 65 meczów w reprezentacji Polski. Ze Słowenią zagra po raz 66. Był na trzech mistrzostwach Europy i jednym mundialu. Ale w pamięci jego ojca najbardziej zapadł pewien eliminacyjny mecz w Czarnogórze. Był 26 marca 2017 roku. Selekcjonerem polskiej kadry Adam Nawałka, a biało-czerwoni walczyli o awans na mistrzostwa świata w Rosji. Pierwszego gola strzelił Lewandowski. Polska prowadziła 1:0, ale 63. minucie bramkę na 1:1 zdobył Stefan Mugosa. Był remis, ostatnie minuty, ale wtedy prawym skrzydłem do ataku podłączył się Piszczek. Dostał świetne podanie od Piotra Zielińskiego, spojrzał na wychodzącego z bramki Mladena Bozovicia i pięknym strzałem z pierwszej piłki zapewnił polskiej kadrze zwycięstwo. - Ten mecz i tę chwilę zapamiętam do końca życia. Wielka radość i wzruszenie. To moje najpiękniejsze wspomnienie związane z grą Łukasza dla reprezentacji Polski - mówi Sport.pl Kazimierz Piszczek.

A grę swojego syna w narodowych barwach podsumowuje tak: "To jest po prostu kariera, a nie tylko przygodą z piłką. Mój syn udowodnił, że jest jednym z najlepszych bocznych obrońców w Europie. A ja mogę być z niego bardzo dumny".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.