Rafał Gikiewicz: Nie jestem zawiedziony, ale gdzieś z tyłu głowy mi to powołanie siedzi

- Nie rozpatruję tego w charakterze zawodu czy tragedii. Jestem Polakiem i marzę, by biegać z orłem na piersi. Nie tylko na meczu, ale też sparingu czy treningu - mówi Sport.pl Rafał Gikiewicz, którego Jerzy Brzęczek do kadry nie powołał. Bramkarz zdradził też, że po tym jak ruszył uspokajać kibiców po derbach Berlina, koledzy przyrównywali go do Joanny Jędrzejczyk.

- Zadzwonię za parę minut. Jak tylko będą powołania. Tak na wszelki wypadek - doprecyzowałem w SMSie, lekko opóźniając wcześniej umówioną rozmowę.

- Już są. Nie ma mnie – szybko odpisał Rafał Gikiewicz.

W poniedziałek po godzinie 14.00 pierwszy bramkarz Unionu Berlin prawdopodobnie lekko nerwowo sprawdzał telefon.

Zobacz wideo poniżej, w którym pokazujemy, jak Rafał Gikiewicz uspokajał kibiców Unionu Berlin w trakcie meczu derbowego:

Zobacz wideo

Gram w Bundeslidze. Z tyłu głowy mi to powołanie siedzi

- Wiedziałem, że dziś są powołania, więc informację o nich śledziłem. Nie ma tam mojego nazwiska, ale życie toczy się dalej. Nie rozpatruję tego w charakterze zawodu czy tragedii - przyznał już na początku rozmowy. Pewnie w normalnych warunkach na powołanie Gikiewicza szans nie byłoby żadnych. Fabiański, Szczęsny i Skorupski – to trójka, na która od początku swej pracy z kadrą stawia Jerzy Brzęczek. Tyle, że było wiadomo, że Fabiański na kadrę nie przyleci, bo dochodzi do siebie po operacji mięśnia uda. Brzęczek znalazł się w podobnej sytuacji jak w czerwcu tego roku. Wtedy jednak wypadł mu kontuzjowany Wojciech Szczęsny. Selekcjoner prawdopodobnie nie chciał w czerwcu zabierać graczy z kadry U-21, bo ta była na ostatniej prostej przed młodzieżowymi mistrzostwami Europy. Zadzwonił więc do Gikiewicza, który akurat awansował do Bundesligi. Teraz z zawodnikiem Unionu nikt się nie kontaktował, choć optymalnej sytuacji wśród bramkarzy seniorskiej kadry nie ma.

- Nie patrzę na to, kto nie może przyjechać lub kto jest kontuzjowany. Wszystkim życzę zdrowia. Występuję w Unionie Berlin, w Bundeslidze, w jednej z czterech najlepszych lig świata. Gram regularnie. Jest rzeczą oczywistą, że gdzieś z tyłu głowy mi to powołanie siedzi. Jestem Polakiem i marzę, by reprezentować kraj i biegać z orłem na piersi. Nie tylko na meczu, ale też w sparingu, na treningu czy podczas gierki wewnętrznej. To jest naturalne. Teraz powołanie dostał Radek Majecki i tyle. Ja dalej robię swoje i co tydzień gram w Bundeslidze - tłumaczy Gikiewicz.

Odmładzanie bramkarza

Majecki, który na poziomie Ekstraklasy zadebiutował równo rok temu (3.11.2018 roku) powołanie do kadry dostał drugi raz z rzędu. Piłkarz, który na tym zgrupowaniu obchodzić będzie 20-urodziny prawdopodobnie korzysta na tym, że Brzęczek odmładza kadrę i daje graczowi Legii cenne doświadczenia. Gikiewicz ma 32-lata, jego atutem jest doświadczenie i rzecz jasna występy w Bundeslidze. Całkiem niezłe.

- By dobrze to wychodziło, potrzeba większej liczby czynników - mówi skromnie. - Muszą pomagać koledzy, czasem przyda się szczęście, czasem to, że rywal nie będzie precyzyjny. Ja się dobrze czuję, trenerzy mnie chwalą, raczej nie planują zmian w bramce. Mam dwa czyste konta w 10 meczach. Tylko albo aż - uśmiecha się. - Tyle, że graliśmy w tym czasie z czołówką ligi. Dopiero teraz przyjdą mecze z bezpośrednimi rywalami do utrzymania - uzupełnia.

Gikiewicz ma już za sobą m.in. emocjonujący mecz z Bayernem Monachium przegrany minimalnie (1:2) oraz starcie z Borussią Dortmund (wygrane 3:1). W weekend za nim pierwsze w historii derby Berlina (1:0 dla Unionu).

- Jak jesteś beniaminkiem i w Bundeslidze grasz pierwszy raz w historii, to każdy mecz jest przeżyciem. Wiadomo, że dodatkowo wygrane derby to mega ważna rzecz w Berlinie. W szatni mówimy jednak, że to kolejny krok do celu, który sobie wyznaczyliśmy. Co nam po wygraniu derbów jak spadniemy z ligi? Chcemy w Bundeslidze się utrzymać. Potrzeba nam do tego jeszcze około 20 punktów. Po meczu z Herthą mamy 2 dni wolnego i znów bierzemy się do roboty, bo przed nami starcie z Mainz, kolejnym rywalem w walce o utrzymanie – opisuje.

Gikiewicz i UFC

Po ostatnim gwizdku równie dużo co o meczu mówiło się o wydarzeniach na trybunach, a właściwie na murawie, gdzie pojawili się zamaskowani kibole gospodarzy. Chcieli dostać się na trybunę gości. W ich kierunku ruszyła nie tylko ochrona, ale też Gikiewicz.

- To był impuls. Jestem bramkarzem, ale też człowiekiem. Na stadionie były dzieci, nie ważne czy moje czy innych, jest jakieś grono osób starszych. Nie chciałem, żeby o Unionie mówiło się źle. Jak atmosfera wokół klubu byłaby zła, to zła byłaby też wokół mnie. Jeśli mogłem zapobiec jakimś większym karom klubu, czy zadymom, to podbiegłem i im kilka słów powiedziałem. Hasło przewodnie to było: Berlin jest czerwony. Powiedziałem, żeby zostali na swoich miejscach i cieszyli się z 3 punktów. Wygrać też trzeba umieć - komentuje swoje zachowanie golkiper. Po tym wydarzeniu jego zdjęcia powstrzymujące kiboli obiegły niemiecką i polską prasę. Przez chwilę stopowali go nawet koledzy z drużyny. Nikomu nic się nie stało. Kibole wrócili na miejsca. Teraz te obrazki wywołują w szatni uśmiechy kolegów.

- Oni wiedzą, że jestem z Olsztyna, tak jak Aśka Jędrzejczyk. Śmialiśmy się, że w razie co mam załatwioną robotę po meczach. Tak swoją drogą sporo kolegów z drużyny ogląda UFC, nawet planowaliśmy razem na jakąś walkę lecieć - mówi nam Gikiewicz. Dodaje, że kolejny raz pewnie zachowałby się podobnie.

- Ja zawsze mówię co myślę i robię co myślę, więc się nie wahałem. Wyszło dobrze, oni wrócili na swoje miejsca, a my świętowaliśmy. Rozumiem, że derby rządzą się własnymi prawami. Nasi fani zrobili super oprawę. Szkoda tylko, że kibice Herthy strzelali racami. Na trybunach emocje były jednak spore. Wolę takie mecze niż jak kibice siedzą i dłubią w nosie - wyznał bramkarz.

Więcej o:
Copyright © Agora SA