To przełom? Jerzy Brzęczek wreszcie znalazł ustawienie, w którym Polska może grać dobrze i skutecznie

Cierpliwość, kreatywność, szybkość - w niedzielę na Stadionie Narodowym reprezentacja Polski pokazała cechy, których wymagają od niej piłkarze i selekcjoner. Wreszcie się zeszły oczekiwania zawodników i Jerzego Brzęczka, które długo tak ze sobą nie współgrały. Biało-czerwoni wygrali 2:0 z Macedonią Płn., zapewniając sobie awans na Euro 2020. Niedociągnięć pokazali co prawda sporo, ale z drugiej strony być może osiągnęli przełom, który ten zespół zbuduje i ponownie go zmieni w jeden dobrze funkcjonujący organizm.

Reprezentacja Polski kilka dni temu pokazała coś, czego jej brakowało do dobrej gry - cierpliwość i kreatywność, o którą apelowali piłkarze na początku zgrupowania. Problem w tym, że ta cierpliwość się trochę rozmijała z założeniami Jerzego Brzęczka. Założeniami, które trzeba było przed meczem z Macedonią Płn. zmienić, by tą drużynę odróżnić od poprzednich, którym w różnych momentach z różnych powodów nie wychodziło. I nie chodziło wcale o to, by w trakcie eliminacji trener kazał zaczynać budowanie stylu od nowa, ale o to, by w tym stylu zaczął korygować aspekty, które do tej pory nie mogły zagrać.

Zobacz wideo, w którym Roman Kołtoń tłumaczy, dlaczego Zbigniew Boniek zatrudnił Jerzego Brzęczka [SEKCJA PIŁKARSKA]

Zobacz wideo

"Mamy możliwość rotacji. I z tej możliwości możemy skorzystać"

Kilkadziesiąt minut przed meczem Brzęczek pokazał, że rzeczywiście te aspekty będzie chciał skorygować. Pokazał to przeprowadzonymi zmianami. - Mamy doświadczoną drużynę, uzupełnioną przez zawodników młodych, którzy dają nam możliwość rotacji. I z tej możliwości w niedzielę możemy skorzystać - mówił selekcjoner dzień przed starciem z Macedończykami. Kilkanaście godzin później słowa zamienił w czyny, bo Macieja Rybusa, który bardzo przeciętnie wypadł w grze ofensywnej na Łotwie, zastąpił Arkadiusz Reca - człowiek, którego Brzęczek sobie wymyśla tak, jak wymyślił sobie Krzysztofa Mączyńskiego Adam Nawałka. 24-latek niedawno został wypożyczony do SPAL, gdzie zaczął grać regularnie. I spisywać się całkiem nieźle na pozycji wahadłowego, co nie tylko miało dać kadrze możliwości w obronie, ale także wsparcie w akcjach ofensywnych. Na tym wspomniane rotacje się jednak nie skończyły, bo Bartosz Bereszyński zastąpił Tomasza Kędziorę, a w środku pola, gdzie kreatywności w tych eliminacjach brakowało bardzo, Mateusza Klicha zastąpił Jacek Góralski. On co prawda tej kreatywności jacek zagwarantować nie miał, ale jego obecność miała sprawić, że Grzegorz Krychowiak będzie ustawiony bardziej ofensywnie, czyli tak, jak w Lokomotiwie Moskwa, gdzie w tym sezonie bije strzeleckie rekordy. Tymi korektami w składzie selekcjoner subtelnie zaczął zmieniać nastawienie drużyny, która jeszcze miesiąc temu na starcie z Austrią wyszła schowana na własnej połowie, a w niedzielę miała dominować.

"Przecinak", który odblokował kreatywność

I rzeczywiście dominować próbowała. Nie cofnęła się i nie czekała na kontry, które według wielu są jej naturalnym sposobem gry. Zaraz po wznowieniu było widać, że tym razem plan jest inny, taki sam jak w Rydze. Krychowiak od razu ruszył na połowę rywala, gdzie ustawiał się przy Piotrze Zielińskim. Już w 10. minucie mogło to Polakom dać gola, bo Krychowiak strzelił na bramkę Stole Dimitriewskiego tak, jak robi to w barwach Lokomotiwu Moskwa. Tu się jednak nie udało tak, jak się udaje w Rosji, bo bramkarz gości zdołał końcówkami palców odbić piłkę na rzut rożny.

Ale Góralski odblokował nie tylko Krychowiaka, bo on się okazał nie tylko "przecinakiem", za jakiego go się powszechnie uważa. Równie dobrze, co w defensywie, grał bowiem w ataku. Podłączał się do akcji ofensywnych niemal tak często, jak Krychowiak, a przecież grał kilka metrów za nim. I kiedy się podłączał, to nie notował pustych przebiegów, tylko takie, które rzeczywiście coś do gry wnosiły. Tak jak w 31. minucie, gdy w ciągu kilkunastu sekund stworzył zagrożenie pod bramką rywali, a kiedy ci próbowali wyprowadzić kontratak, to po dwóch podaniach piłkę przechwycił zawodnik Łudogorca Razgrad. On w ogóle w pierwszej połowie był pod grą najczęściej, co pokazują jego statystyki. M.in. kontakty z piłką, których miał aż 39 - najwięcej z drużyny. Krychowiak miał ich 37, a reszta piłkarzy środkowej linii nawet się do tej dwójki nie zbliżyła. W podaniach też wyglądał dobrze, bo przed przerwą miał ich 26, z czego ponad 80 proc. celnych. Dla porównania Zieliński tych podań zebrał 20 (77 proc. skutecznych), a Krychowiak 25 (83 proc. celnych).

Krychowiak coraz bardziej moskiewski

Wracając do Krychowiaka. Jego Góralski, jak wyżej, w Warszawie odblokował. Ale nie do końca. Po przerwie z jakiegoś powodu grał on już głębiej, choć siedem minut po wznowieniu gry doszedł do kolejnej okazji strzeleckiej, gdy po dośrodkowaniu spróbował efektownego strzału "nożycami". Trafił jednak w piłkę na tyle nieczysto, że bramkarz gości złapał ją z łatwością. Nie można tego jednak zrozumieć źle - w niedzielę zobaczyliśmy Krychowiaka z Moskwy. Ale tylko jakąś jego część, bo w tym sezonie udowodnił on już, że w ataku może pokazać jeszcze więcej, niż pokazał na Narodowym. Choć trzeba tu podkreślić, że to on zaczął akcję, po której Polska strzeliła pierwszego gola. W dodatku trzeba zauważyć, że jemu chwilami do końca się nie kleiła współpraca z Zielińskim. Tak jak Zielińskiemu nie do końca się kleiło porozumienie z Sebastianem Szymańskim. Jeszcze w pierwszym kwadransie pomocnik Napoli dwa razy upominał młodszego kolegę, wskazując mu złe ustawienie w niektórych momentach. I choć czasami to po prostu niedokładne zagrania powodowały to złe ustawienie, to trzeba przyznać, że Szymański w meczu z Macedonią Płn. rzeczywiście był trochę schowany. Miał co prawda kilka efektownych zagrań, jak "ruleta", którą minął dwóch obrońców jednocześnie, ale często jednak przegrywał walkę z Kire Ristewskim. W drugiej połowie zgasł tak bardzo, że w 68. minucie został zmieniony przez Arkadiusza Milika, co przełożyło się na zmianę formacji: z 4-2-3-1 na 4-4-2, gdzie na prawe skrzydło przeniósł się Zieliński, a Milik podłączył się do ataku, grając obok Lewandowskiego.

Przełom, który zbuduje zespół?

Ta zmiana ustawienia na moment grę biało-czerwonych rozregulowała. Ale tylko na moment, w przeciwieństwie do Macedończyków, bo oni po 70. minucie zaczęli się gubić. Nie nadążali za akcjami, pozostawiając w środku boiska ogromne luki. To jednak nie luki w środku, a w bocznych sektorach dały Polsce gola, zwycięstwo i awans. Wprowadzony w 73. minucie Przemysław Frankowski, kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko wykorzystał błąd ustawienia i brak sił Ristewskiego i Egzijana Alioskiego, idealnie wbiegając w pole karne, gdzie piłkę wyłożył mu Lewandowski. Wyłożył odrobinę za mocno, ale zawodnik Chicago Fire, którego Brzęczek prawie po transferze do Stanów Zjednoczonych z kadry skreślił, do podania zdążył, pokonując bramkarza gości. A jak się już zaczęło układać, to wszystko, bo kilka minut po Frankowskim, na liście strzelców pojawiło się nazwisko kolejnego zawodnika, który wszedł na murawę z ławki. Znakomitym uderzeniem zza pola karnego, gola strzelił bowiem Milik.

Polska w niedzielę wreszcie potrafiła być cierpliwa i kreatywna. Najlepsze w tym jest jednak to, że dołożyła też do wszystkiego szybkość, na jaką czekał Brzęczek. Na Stadionie Narodowym, gdzie biało-czerwoni czują się najlepiej, zobaczyliśmy więc połączenie tego, czego oczekują zawodnicy, z tym, czego wymaga od nich selekcjoner. Ten mecz, nawet przy krytyce, która mimo wygranej na pewno się pojawi, może być dla procesu budowy nowej kadry kamieniem węgielnym. Takim momentem, po którym ta drużyna znowu uwierzy, że jest w stanie stawiać na swoim. Przełomem, który ten zespół zbuduje i ponownie go zmieni w jeden dobrze funkcjonujący organizm.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.