Robert Lewandowski zaskoczył swoim zachowaniem po meczu. Pokłosie złej atmosfery w kadrze?

Lubimy popadać w skrajności. Tak samo było przed meczem i po meczu w Rydze. A zwłaszcza po meczu, kiedy zaskoczyła nas nawet nie tyle krytyka Kamila Glika, ile zachowanie Roberta Lewandowskiego.

- Chodźcie do nas - krzyknęli polscy kibice, których w czwartek na stadionie w Rydze było więcej niż Łotyszy. A już na pewno tak było po meczu, bo chwilę po tym, jak trzecią bramkę dla reprezentacji Polski - w 76. minucie - zdobył Robert Lewandowski, wielu z nich zaczęło wychodzić ze stadionu. Lewandowski po meczu wraz z kolegami podszedł do kibiców, ale rozmowy z dziennikarzami sobie odpuścił. To sytuacja niespotykana, bo w ostatnich latach - odkąd w 2015 r. przejął kapitańską opaskę - chyba nie było sytuacji, by nie zatrzymał się w mixzonie. A już na pewno nie po takim meczu, w którym strzelił trzy gole, czyli o jednego więcej niż w sześciu poprzednich spotkaniach tych eliminacji.

Zatrzymał się za to Kamil Glik, który z szatni wyszedł jako pierwszy. Wystarczyła tak naprawdę chwila rozmowy, by obrońca AS Monaco ocenił czwartkowy mecz w ten sposób: - Pierwsze 20 minut zagraliśmy super, ale później już każdy pod siebie, jakimiś piętkami, tylko po to, by strzelać bramki. Nie o to w piłce chodzi. Patrzyłem na to z boku jako obrońca i nie ukrywam, że bardzo mnie to irytowało. Rzadko daję się wyprowadzić z równowagi, ale dziś w szatni podzieliłem się swoimi przemyśleniami na ten temat. Chyba po tylu latach gry w kadrze mogę sobie na to pozwolić. Ja do każdego meczu podchodzę z wielką pokorą. Piłka tego uczy. A dziś długimi fragmentami nam tej pokory po prostu zabrakło - wyjaśniał Glik, a jak już to wszystko powiedział, to na koniec jeszcze dodał: - Zagrzałem się, ale już wystarczy. Nie chciałbym palnąć czegoś mocniejszego. Jeśli będzie coś trzeba dodać, powiem to chłopakom dzisiaj w nocy albo jutro rano.

Glik wkurzony: Każdy grał pod siebie. Nie o to chodzi!

Zobacz wideo

Rozmowy z dziennikarzami grzecznie odmówił też Wojciech Szczęsny. Bramkarz Juventusu akurat z szatni wyszedł jako jeden z ostatnich. Ale to, że był w lepszym humorze niż Glik, widać było od razu po meczu. Szczęsny najpierw przytulił Jana Bednarka, który jako pierwszy rzucił swoją koszulkę w kierunku kibiców, a zaraz potem coś mu szepnął do ucha. „Takiego łatwego meczu chyba dawno nie grałeś” - mógł zapytać Szczęsny Bednarka, ale sam sobie też mógł zadać to pytanie, bo w czwartek Łotysze nie oddali żadnego strzału na jego bramkę.

Ze skrajności w skrajność

W szatni po meczu wrzało, ale później do dziennikarzy poszedł dość skrajny przekaz. Już samo to, że Lewandowski się nie nie zatrzymał, dało wszystkim do myślenia. A później jeszcze Grzegorz Krychowiak powiedział tak: - To był bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Od pierwszej do ostatniej minuty nasza koncentracja była na bardzo wysokim poziomie. Łotysze praktycznie nie stworzyli sobie żadnej sytuacji bramkowej.

Ostrożniej wypowiadał się Kamil Grosicki, ale on też po meczu poleciał klasycznym zdaniem, że „w szatni padło kilka mocnych słów”. - Czasami trzeba sobie coś powiedzieć po to, by to w przyszłości wyszło na plus, by każdy chciał się poprawić. Okej, dziś graliśmy ze słabszym zespołem, ale takie mecze też trzeba umieć wygrywać. Brakowało nam koncentracji w sytuacjach, które mieliśmy. Sam miałem okazje, które mogłem wykorzystać, ale patrzmy już do przodu. Myślmy pozytywnie, bo jesteśmy na pierwszym miejscu w grupie i w niedzielę możemy przypieczętować awans na Euro - przypominał Grosicki.

Wypowiedzi i zachowania piłkarzy nawet specjalnie nie dziwią. Bo my lubimy i umiemy przecież popadać w skrajności. Nawet nie trzeba się cofać do wrześniowego zgrupowania, na którym kadra przegrała 0:2 ze Słowenią i bezbramkowo zremisowała z Austrią. Wystarczy cofnąć się do czwartkowej rozgrzewki w Rydze, na której bramkarzy z trybun przywitał okrzyk: „po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie”. A potem przypomnieć sobie, jak po meczu żegnały ich oklaski i gromkie „dziękujemy”.

My naprawdę wiemy, że jeszcze nie gramy tak, jakbyśmy chcieli. Ale widzę zaangażowanie piłkarzy na treningach i jestem przekonany, że czas działa na naszą korzyść. A krytyka? Z nią czujemy się bezpieczniej, jesteśmy czujniejsi

- mówi Jerzy Brzęczek. Jego piłkarze bywają krytykowani, ale też są świadomi, że zwycięstwo z Łotwą znaczy niewiele. Większość z nich pamięta zeszłoroczny mundial w Rosji, na którym zawiedli oczekiwania. A dla niektórych - choćby właśnie dla 32-letniego Glika - przyszłoroczne Euro może być ostatnią szansą, by coś w kadrze osiągnąć. Stąd właśnie mogą brać się emocje, ale i nieufność kibiców. No i niepokój, z którym chyba trzeba nauczyć się żyć. Bo awans na Euro, który kadra może przyklepać już w niedzielę (wystarczy, że na PGE Narodowym pokona Macedonię Północną), to jedno. Drugie, ważniejsze, to co kadra na tym Euro osiągnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.