Jerzy Brzęczek ma problem z zarządzaniem ludźmi. Reprezentanci coraz głośniej krytykują

W Łotwie miało być gojenie ran, a było ich zaognienie. Zwycięstwo dało trzy punkty, ale tylko tyle. Styl wciąż nie przekonuje, atmosfera gęstnieje, a Jerzy Brzęczek niebezpiecznie szybko zbliża się do oblania egzaminu z zarządzania ludźmi.

Grała w Rydze kadra z najlepszym strzelcem najlepszego niemieckiego klubu. Z bramkarzem, który w karierze posadził już na ławce najlepszego golkipera świata. Z pomocnikiem, który przez rosyjskich kibiców nazywany jest "Bogiem". Pojechała tam też jednak kadra poraniona, porozrywana konfliktami, niedomówieniami i językowymi lapsusami szkoleniowca - pisaliśmy kilka dni temu. Te rany miały się zacząć goić w czwartek w Rydze, ale zamiast tego, zaczęły się rozrastać i zaogniać. Polacy wygrali spokojnie, ale w drużynie spokojnie nie jest.

W wideo poniżej można zobaczyć Kamila Glika, który w rozmowie z dziennikarzami krytykuje postawę polskich piłkarzy w meczu Łotwa - Polska

Zobacz wideo

Coraz większa frustracja

- Ustalmy to sobie raz na zawsze - jestem prawym obrońcą i chcę grać na prawej obronie - powiedział na początku październikowego zgrupowania Bartosz Bereszyński. I kilka dni po tym, jak to powiedział, rzeczywiście się z lewej obrony reprezentacji przeniósł. Ale nie na jej prawą stronę, a na ławkę rezerwowych. Ta wypowiedź zawodnika Sampdorii, który ostatecznie rzucił sobie nią kłody pod nogi, była tylko wierzchołkiem tego, co mogliśmy słyszeć w poprzednich tygodniach.

Wyrazy niezadowolenia dawał m.in. Wojciech Szczęsny, który po powrocie do klubu pisał: "Dom jest tam, gdzie czujesz się doceniany i kochany. Wspaniale być tu z powrotem!", takim wpisem w mediach społecznościowych sugerując, że w kadrze Brzęczka doceniany się nie czuje. - Po raz pierwszy tak głośno narzekał też Robert Lewandowski, który zawsze konflikty i niezadowolenie próbował gasić w szatni, a teraz z nim wyszedł do kamer.

- "Jakoś to będzie" u nas nie funkcjonuje. Wcześniej myśleliśmy "jakoś się układa, wygrywamy mimo tej nieidealnej gry", a teraz przyszedł jeden mecz i zimny prysznic. Wszystko zależy od nas, ale to chyba czas na analizę tego, co robimy źle. Piłka nożna jest z jednej strony prosta grą, ale z drugiej bardzo trudną, jeśli chodzi o rozgrywanie taktyczne. Jeśli brakuje ci umiejętności piłkarskich, musisz podejść do tego w inny sposób. Dostaliśmy nauczkę, że niezależnie od tego, co ktoś mówi, my musimy pokazać swoje na boisku - mówił w ubiegłym miesiącu kapitan kadry. Po tych słowach upominał go nawet Zbigniew Boniek, bo zdaniem prezesa PZPN "lepiej się wyładować w wewnętrznym gronie, nawet rozwalić szafkę w szatni, niż wychodzić z brudami do dziennikarzy".

Lewandowski nie rozmawiał, Glik krytykował

Ale Lewandowski we wrześniu do dziennikarzy wyszedł, co świadczyło o poziomie jego frustracji. A jeszcze bardziej o tej tej frustracji i niezadowoleniu może świadczyć to, że 31-latek po meczu z Łotwą już się na rozmowy z dziennikarzami nie zatrzymał. Takiego obowiązku oczywiście nie miał, ale odkąd jest kapitanem drużyny, rzadko się zdarzało, by nie rozmawiał i nie tłumaczył. Niezależnie od tego, czy po wygranym czy przegranym meczu.

W Rydze komentowali jednak inni, m.in. Kamil Glik. - Pierwsze 20 minut zagraliśmy super, ale później już każdy pod siebie, jakimiś piętkami, tylko po to, by strzelać bramki. Nie o to w piłce chodzi. Patrzyłem na to z boku, jako obrońca i nie ukrywam, że bardzo mnie to irytowało. Rzadko daję się wyprowadzić z równowagi, ale dziś w szatni podzieliłem się swoimi przemyśleniami na ten temat. Chyba po tylu latach gry w kadrze mogę sobie na to pozwolić - przyznał rozgoryczony obrońca.

O jakich zawodników i które zagrania chodziło - nie wiadomo, ale ze wspomnianych zagrań piętą kilka minut po wypowiedzi Glika, tłumaczył się Sebastian Szymański. Do słów jednego z liderów kadry odniósł się też inny lider, Kamil Grosicki. - Wiadomo, że czasami kilka mocniejszych słów trzeba sobie powiedzieć. Ale to ma tylko dać korzyść drużynie, nie ma się co doszukiwać negatywnych historii - przyznał skrzydłowy Hull.

Brzęczek oblewa egzamin

Ale tych negatywnych historii wcale na siłę szukać nie trzeba, bo one się pojawiają same. Tak głośno reprezentanci Polski poszczególnych aspektów gry nie krytykowali od dawna, a to oznaka tego, że Brzęczek coraz bardziej oblewa egzamin z zarządzania ludźmi i stawiania własnej pieczęci na drużynie. Na początku, tuż po jego przyjściu, grupa się odprężyła. Nie można tego jednak zrozumieć źle - wielu piłkarzy tej kadry Adama Nawałkę uwielbiało i wiele mu zawdzięczało, ale wielu też złapało oddech po jego odejściu. I nie chodziło tu konkretnie o jego osobę, a o - niekiedy przesadnie surowe - zasady. Teraz ta atmosfera gęstnieje jednak coraz mocniej, a zagęszczają ją jeszcze wypowiedzi samego selekcjonera. Takie jak ta o "przeskoczeniu czegoś w głowie Piotra Zielińskiego", czy "spokojnym ocenianiu potencjału drużyny ze względu na obecność trzech zawodników z Championship".

Wiadomo, że trener nie zawsze ma na myśli coś złego, tylko nierozważnie dobiera słowa, będąc kompletnym przeciwieństwem wspomnianego Nawałki, którego konferencje prasowe dało się spisać jeszcze przed ich rozpoczęciem, bo niemal zawsze mówił to samo. Dla mediów było to nudne, ale przynajmniej nie przynosiło ryzyka skrzywdzenia któregoś z piłkarzy. Zawodnicy, jak Grosicki, te lapsusy trenera niby bagatelizują, ale - nawet w żartach - jakoś się do nich odnoszą. Jak wspomniany przed chwilą Grosicki, który kilka dni temu pytany o to, czy reprezentacja Polski jest w stanie powtórzyć sukces z Euro 2016, odpowiedział: "Tak, mamy świetną drużynę, piłkarzy światowej klasy plus trzech zawodników z Championship".

Drużyna ucieka Brzęczkowi

Brzęczek sam też wie, że ta drużyna zaczęła mu uciekać - nie tylko w aspekcie sportowym, gdzie wciąż nie potrafi pokazać jego pomysłu na grę, który ma zakładać kontrolę, dominację i szybką wymianę podań. Przede wszystkim w aspekcie mentalnym. U Nawałki zawodnicy mieli świadomość, że trener wie co robi, a każde jego działanie ma dać określony efekt, doprowadzić do założonego celu. Takiego poczucia u Brzęczka mogą nie mieć. Kadra wygrywa, ale jest nijaka, pieczęci selekcjonera na niej nie widać.

W niedzielę biało-czerwoni zagrają na Stadionie Narodowym. Na niezdobytym od kilku lat obiekcie zmierzą się z Macedonią Płn. Jeśli wygrają, zapewnią sobie awans na przyszłoroczne Euro 2020. Pytanie tylko, czy Brzęczek zdoła z reprezentacji zrobić drużynę, która na mistrzostwa Europy pojedzie walczyć o coś więcej, niż tylko sam występ.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.