Jerzy Brzęczek pomógł Dominikowi Furmanowi. Teraz go powołał. "Niektórzy mówią, że bierze swojego"

W reprezentacji już grał, ale tak dawno temu i tak krótko, że wchodzi do niej jak debiutant. Podczas tego zgrupowania walczy o to, by na kolejne powołanie nie czekać następne sześć lat. - Wiem, że niektórzy moje powołanie odbierają tak, że skoro Jerzy Brzęczek był kiedyś w Płocku, to teraz bierze swojego - mówi.

W kadrze zagrał dwa razy – w 2012 przez 45 minut z Macedonią i 23 minuty z Rumunią w 2013 roku. Polska oba mecze wygrała 4:1, a on w tym drugim asystował przy golu Artura Jędrzejczyka. To było za mało, żeby otrzymać kolejne powołania. Furman miał wtedy 20 lat, był podporą reprezentacji U-20 Janusza Białka, grał też w młodzieżówce Marcina Dorny, z łatką talentu został powołany przez Waldemara Fornalika na zgrupowanie dla zawodników grających w ekstraklasie. W styczniu 2014 roku Toulouse’a zapłaciła za niego 2,65 miliona euro. I wszystko wydawało się iść zgodnie z planem. Do czasu. – Pewnie, że można się zastanawiać czy coś można było zrobić lepiej, ale teraz jestem w reprezentacji i skupiam się tylko na tym, żeby zostać na dłużej. Może brzmi to banalnie, ale naprawdę myślenie o przeszłości, nie pomaga w budowaniu teraźniejszości. Nie chcę, żeby okazało się, że to jednorazowe powołanie – mówi.

Wtedy tak wyszło. Furman zagrał we Francji tylko pięć meczów, nie pomogło mu też wypożyczenie do Chievo Werona (jeden mecz w Serie A). Odbudował się dopiero w Wiśle Płock. I to też nie od razu. – Przechodząc do Wisły nie myślałem, że zostanę tam tak długo, ale nie można powiedzieć, że do teraz czekałem na dobrą formę. Już wcześniej miałem niezłe mecze, natomiast teraz faktycznie jest największy „boom” na moją osobę. Nie ma negatywnych komentarzy, jestem „cacy”, chociaż jeszcze pół roku temu, po różnych zawieruchach mówili, że jestem najgorszy. U mnie zresztą też pojawiała się frustracja, bo na boisku nie szło tak, jakbym chciał – opisuje.

Dominik Furman: Jestem bardzo ciekawy, jak to wszystko będzie wyglądało

Zobacz wideo

Pomógł mu spokój jaki panuje w Płocku. – Tylu dziennikarzy nie widziałem od czasu, jak odszedłem z Legii – uśmiecha się. Ważna była też współpraca z Jerzym Brzęczkiem. Zaczęła się od tego, że nowy trener zabrał Furmanowi opaskę kapitana i dał ją młodszemu od niego Damianowi Szymańskiemu. Były kapitan za kadencji obecnego selekcjonera już jej nie odzyskał. Brzęczek chciał zdjąć z niego presję, odwrócić od niego uwagę, zapewnić spokój. Zaproponował też współpracę z psychologiem, Damianem Salwinem. To był kluczowy moment. – Na pewno na tym skorzystałem. Jestem teraz spokojniejszy, nauczyłem się szukać spokoju wewnętrznego – opowiada. Z Salwinem spotkał się też podczas trwającego zgrupowania, bo psycholog od kilku lat współpracuje z kadrowiczami.

Dominik Furman - specjalista od stałych fragmentów. Poza tym: "Nie stracić piłki, pomóc z przodu i z tyłu"

Furman został dowołany do kadry za kontuzjowanego Karola Linettego. Trafia do niej w trudnym momencie: w połowie kwalifikacji, których Polska jest liderem, przy dość stabilnym ustawieniu w środku pola, ale po dwóch słabych meczach, w których reprezentacja straciła pierwsze punkty w drodze do Euro 2020. -  Nie rozmawiałem jeszcze z selekcjonerem, w jaki sposób mnie widzi. Ale podejrzewam, że trudno powiedzieć zawodnikowi: słuchaj, widzę cię na pięć czy piętnaście minut. Ja się będę cieszył z każdej minuty na boisku. Tak do tego trzeba podchodzić, jak zrobił to Krystian Bielik. Jeżeli już dostaje się szasnę, to trzeba ją wykorzystać: zagrać dobry mecz i utrzymać się w kadrze. Każdy ma na boisku swoją rolę. Ja jestem środkowym pomocnikiem: mam rozgrywać, nie tracić przy tym piłek, pomagać z przodu i z tyłu, a jak się nadarzy okazja to dobrze wykonać stały fragment. Ale to łatwo się mówi, a trudniej to wykonać – mówi Furman. 

Wisła Płock jest rewelacją ostatnich kolejek – z siedmiu ostatnich ligowych meczów, wygrała sześć i awansowała na czwarte miejsce w tabeli. Kluczową postacią tego zespołu, nie tylko w tym czasie, jest oczywiście Furman – ma cztery gole, asystę, trzy asysty drugiego stopnia. Brał więc udział przy ośmiu z piętnastu zdobytych przez Wisłę bramkach. Kojarzy się przede wszystkim ze świetnie wykonywanymi stałymi fragmentami gry. - Nie wiem selekcjonerowi też. Jeśli tak, to dobrze. Ja w sumie nigdy się nad tym dłużej nie zastanawiałem, ale chyba też wskazałbym właśnie na to jako swoją najlepszą cechę – stwierdza po chwili namysłu. Wisła jedną trzecią bramek zdobyła właśnie po stałych fragmentach. W poprzednim sezonie również była pod tym względem najlepsza w ekstraklasie. – Nic w ich wykonywaniu nie zmieniałem. Ostatnio z Arką Gdynia miałem bardzo dużo okazji na dośrodkowanie w pole karne, ale już wcześniej z Rakowem Częstochowa były tylko ze 3-4. Dużo zależy od tego, ile masz szans. Poza tym, ważni są strzelający: czasami nie trafiają po dobrym dograniu, czasami strzelają z trudnej piłki i też się mówi, że był gol po stałym fragmencie gry i dośrodkowującego się chwali, mimo że podanie było średnie – analizuje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.