• Link został skopiowany

Reprezentant Polski może zagrać z Manchesterem City. "To byłoby największe wydarzenie w mojej karierze"

Dwa lata temu grał w 1. lidze i marzył o Ekstraklasie. Teraz pojechał do Manchesteru i ma spore szanse powalczyć z gwiazdami Pepa Guardioli. - Jeszcze kilka lat temu Ligę Mistrzów oglądałem w telewizji, teraz mogę być jej częścią - mówi Sport.pl Damian Kądzior i zdradza, jak wyglądają ostatnie godziny przed meczem Dinama Zagrzeb z City.
MICHAŁ RYNIAK

Kacper Sosnowski: Przed panem szansa na grę z Manchesterem City i możliwość debiutu w Lidze Mistrzów. Spełniają się chłopięce marzenia?

Damian Kądzior: Dla mnie to obecnie jeden z czterech najlepszych klubów na świece. W poprzednim sezonie w najtrudniejszej lidze świata robili cuda wraz z Liverpoolem. Przyznam jednak, że ja jako młody chłopiec to zachwycałem się Realem Madryt z Zidanem i Ronaldo czy Milanem z Kaką i Pirlo, no i oczywiście Barceloną. City dopiero od kilku lat jest na topie.

Zobacz wideo, w którym Tomasz Ćwiąkała mówi, że trener zostałby rozjechany walcem po słowach Lewandowskiego, gdybyśmy byli w innym kraju

Zobacz wideo

Teraz też ma swoje gwiazdy: Aguero, Sterling, De Bruyne. Można by wymieniać dłużej

- Oczywiście, że to wielkie postacie, ale czego my się mamy obawiać? Spełniamy swoje marzenia. Ja dwa lata temu biegałem po boiskach 1. ligi i marzyłem o grze w Ekstraklasie. Teraz przyjechałem do Manchesteru i mam szansę zadebiutować w Lidze Mistrzów. To byłoby największe wydarzenie w mojej karierze, oprócz meczów reprezentacji Polski. Dla takich chwil warto żyć. Jako zespół nie mamy nic do stracenia. Musimy wyjść, cieszyć się grą i starać o niespodziankę. Nie jesteśmy na straconej pozycji. Już nasz pierwszy mecz Ligi Mistrzów z Atalantą Bergamo pokazał, że Dinamo w Europie jest liczącym się zespołem. Skoro na boisku wyraźnie pokonaliśmy trzecią drużynę poprzedniego sezonu Serie A (Dinamo wygrało 4:0 – przyp. red.), która w tegorocznych rozgrywkach też jest na podium we Włoszech, to równie dobrze możemy powalczyć z City. Oczywiście, to wyższa półka, ale grają tam ludzie tacy sami jak my.

To 4:0 z rewelacją minionych rozgrywek Serie A było zaskoczeniem.

- Wydaje mi się, że ludzie w Polsce nie doceniają i nie wiedzą wiele o Dinamo Zagrzeb. Oceniają go raczej przez pryzmat ligi chorwackiej. Ja na codziennych treningach widzę, z jakimi zawodnikami muszę rywalizować i jaki jest ich poziom. Cieszę się, że jestem w takim klubie. Mam nadzieję, że swoje minuty w Champions League dostanę już teraz na Etihad Stadium. Ostatnio moja sytuacja wygląda lepiej. Trener dał mi dwie szanse, które wykorzystałem, więc w rywalizacji poszedłem w górę.

Mecz z Atalantą pana ominął, ale jeśli ma to być kosztem Manchesteru, to nikt nie będzie narzekał.

- W Dinamo wygląda to tak, że na każdym treningu jest rywalizacja o meczową osiemnastkę. Jest sześciu skrzydłowych na dwie pozycje. Jedna z nich jest raczej obsadzona przez Mislava Orcicia, który jest w kapitalnej formie. To on w meczu z Atalantą strzelił 3 gole, więc w praktyce pięciu zawodników rywalizuje o miejsce na drugim skrzydle. Oczywiście sporo zależy od ustawienia w jakim gramy. W Lidze Mistrzów Nenad Bjelica stara się grać piątką w obronie.

Ostatnio znany polskim kibicom trener na pana jednak stawia.

- Na początku sezonu miałem gorszy okres w lidze. Nie dawałem tego, czego wymagał ode mnie trener. Na Atalantę nie załapałem się do meczowej osiemnastki, ale teraz jest lepiej. Zdobyłem dwie bramki w Pucharze Chorwacji. W lidze ostatnio też strzeliłem gola i zaliczyłem asystę. Dwa razy zagrałem w pierwszym składzie, można powiedzieć tym europejskim, więc cieszę się, że forma wróciła w dobrym momencie, tuż przed starciem z City i meczami kadry. Muszę teraz zrobić wszystko, by trener utrwalił sobie w głowie, że to ja jestem jego pierwszym wyborem. Nawet jednak wejście z ławki w Lidze Mistrzów będzie dla mnie czymś tak ważnym, jak występ w reprezentacji Polski. To przecież o tych rzeczach człowiek marzy. Walczy o nie przez całą piłkarską karierę.

Ten Manchester byłby dużym krokiem. Pana najważniejszymi, międzynarodowymi, klubowymi meczami to do tej pory były występy w Lidze Europy z Benfiką i Fenerbahce.

- Z Fenerbahce to był kilkunastominutowy epizod, ale ważne i wielkie wydarzenie. Niesamowita atmosfera meczu. Swoją ciężką pracą na treningach, cierpliwością, nie poddawaniem się wypracowałem sobie natomiast miejsce w dwóch najważniejszych wiosennych meczach Dinama z Benfiką. Mogłem sam przekonać się, jak smakuje europejska piłka na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że tak samo będzie teraz. Jeszcze kilka lat temu Ligę Mistrzów oglądałem w telewizji, teraz mogę obejrzeć ją z ławki rezerwowych albo być jej częścią biegając po boisku.

Ostatnie 24 godziny przed takim meczem są jakieś szczególne?

- Wiadomo, że 24 godziny przed meczem jest oficjalny trening, potem kolacja i odpoczynek. Rano po śniadaniu mamy chwilę przerwy. W Dinamo jest taki zwyczaj, że zawsze w dniu meczu jedziemy jeszcze na rozruch. Taki półgodzinny trening, czasem ze stałymi fragmentami gry, które sobie powtarzamy. To u nas norma nawet jeśli gramy mecz o 18:00. Mi to się bardzo podoba, bo ja nie lubię leżeć bezczynnie. Chodzi o to, by pobudzić ciało i umysł. Jeśli cały dzień człowiek siedzi w hotelu, czasem 7 godzin, to jest to za dużo. W którymś momencie przychodzi znużenie. Przespać się można godzinkę, ale potem dobrze coś porobić, pobudzić organizm do jakiegoś wysiłku. Wszyscy w Dinamie sobie to chwalą i dobrze po takim przedmeczowym małym treningu się czują. Jeśli daje nam to dobre efekty, to nie ma co tego zmieniać.

Jeśli chodzi o to, co dzieje się po takim treningu, to wygląda to różnie. Zawsze jest jednak obiad, odprawa, a ostatni przed meczem wypoczynek czy zajęcia każdy organizuje sobie sam. Jedni w coś grają, oglądają filmy, inni czytają książki. Ja mam swoje rytuały, jeśli chodzi o przygotowanie mentalne i wizualizację tego co mnie czeka. Wierzę, że dziś się to przyda.

Więcej o: