Po takim meczu Zieliński znów zbierze mnóstwo złych ocen. Wyjaśniamy, dlaczego znów nie wszystkie będą zasłużone

Nie strzelił gola i nie zaliczył asysty. Niektórzy znów, jeszcze w pierwszej połowie pisali, że powinien zejść z boiska, bo w środku pola jest najsłabszy. Po meczu z Austrią (0:0) Piotr Zieliński prawdopodobnie znów zbierze wiele złych ocen i krytyki. Znów jednak, nie na wszystkie negatywne opinie zasłuży.
Zobacz wideo

- Piłka nożna często musi zaskakiwać. Nie będziemy zdradzać ustawienia i zmian. Najważniejszą kwestią jest jednak zachowanie rozsądku i chłodnej głowy - mówił przed meczem z Austrią Jerzy Brzęczek. Selekcjoner chłodną głowę rzeczywiście zachował, bo zmiany - w stosunku do składu, jaki rozpoczął mecz ze Słowenią - w poniedziałek były tylko dwie. A właściwie trzy, bo poza tymi personalnymi, jedna dotyczyła ustawienia. Biało-czerwoni zagrali jednym napastnikiem (Robertem Lewandowskim), dzięki czemu na pozycję rozgrywającego mógł wrócić Piotr Zieliński, wcześniej ustawiany na prawym skrzydle.

Powrót do naturalnego środowiska

Dla Zielińskiego taka zmiana oznaczała powrót do miejsca, w którym do tej pory w kadrze występował najczęściej. Zresztą nie tylko w niej, bo w klubie także zazwyczaj gra na środku, chociaż teraz w Napoli ustawiany jest nieco głębiej, obok defensywnego pomocnika. W poniedziałek na Stadionie Narodowym był natomiast rozgrywającym ustawionym tuż za plecami Lewandowskiego. Miał tam odpowiadać za regulowanie tempa gry i przenoszenie piłki od Grzegorza Krychowiaka i Krystiana Bielika do piłkarzy ofensywnych. 

I tę piłkę rzeczywiście dostarczał. Albo przynajmniej dostarczać się starał, bo nie zawsze mu to wychodziło i nie zawsze umożliwiali mu to partnerzy. W pierwszym kwadransie akcje konstruować starał się głównie z lewą stroną. W 6. minucie zagrał do Dawida Kownackiego, ale jego dośrodkowanie zostało zablokowane. Kilkadziesiąt sekund później efektownie przerzucił Valentino Lazaro i podał do Bartosza Bereszyńskiego, ale on niepotrzebnie zaczął się cofać, przez co piłkę przejęli rywale. Kiedy Zieliński zauważył, że na lewej nie idzie zbyt dobrze, na chwilę przeniósł się na prawą stronę. Tam próbował akcji z Tomaszem Kędziorą, ale to również - podobnie jak ostatnio w Lublanie - nie wychodziło. Lepiej wychodzić zaczęło, gdy pozycjami zamienili się Kownacki i Kamil Grosicki. Z tym drugim Zieliński podań wymieniał zdecydowanie więcej, choć z tego również niewiele wychodziło. Chwilami można było odnieść wrażenie, że skrzydłowy Hull City nie do końca rozumie intencje gracza Napoli. Gdy Zieliński zostawał z tyłu, Grosicki zagrywał mu prostopadle. Gdy ten pierwszy wychodził na pozycję, ten drugi często zwlekał zbyt długo, przez co ostatecznie jego podania były blokowane. 

Próby przyspieszenia

Jeszcze w pierwszej połowie w mediach społecznościowych można było przeczytać, że Zieliński nie próbuje przyspieszać gry. Nic bardziej mylnego, bo 25-latek często to robił. Jednak równie często jak podejmował próby, tak koledzy z drużyny zostawali za jego plecami i nie podłączali się do akcji ofensywnych. Dlatego najczęściej po minięciu środkowej linii rywala, a konkretnie Konrada Laimera, który krył go najczęściej, reprezentant Polski przerzucał piłkę na skrzydło. Po jednym z takich przerzutów, w 29. minucie, piłkę na lewej stronie otrzymał Grosicki, który efektownie, zewnętrzną częścią stopy dośrodkował w pole karne. Tam niepilnowany był Lewandowski, ale strzelił głową nad bramką. Przed przerwą Zieliński zaliczył kilka podobnych zagrań, wręcz wymuszających ruch na zawodnikach ofensywnych. Udanych miał dziewięć, wygranych pojedynków o sześć mniej. Starał się, ale jednak nie dawał tyle, ile powinien. Kiedy miał piłkę, potrafił zaskoczyć rywali. Problem w tym, że miał ją rzadko, bo przez pierwsze 45 minut zaliczył z nią tylko 20 kontaktów. 

Pojawia się i znika

Właśnie w ten sposób można było opisać grę Zielińskiego w poniedziałek. Drugą połowę rozpoczął bardzo dobrze. W 52. minucie przejął piłkę, podał do Grosickiego, ten przedłużył zagranie do Kędziory, który dośrodkował w pole karne. Tam pojedynek główkowy wygrał Kownacki, ale strzelił zbyt lekko, by w jakikolwiek sposób zaskoczyć Cicana Stankovicia. Kilkadziesiąt sekund później 25-latek popisał się świetnym dryblingiem, jednym zwodem gubiąc trzech piłkarzy rywala. Po zwodzie błyskawicznie zagrał do Grosickiego, który znalazł się w sytuacji sam na sam ze Stankoviciem, ale ten pierwszy dobiegł do piłki. W 65. minucie niemal powtórzył akcję, również myląc kilku przeciwników jednocześnie. Wówczas zdecydował się zagrać do Kędziory, ale ten nie zdołał dośrodkować w pole karne. 

Po intensywnych 20 minutach drugiej części spotkania, Zieliński stał się przez pewien czas niewidoczny. Kwadrans przed końcem zmienił pozycję i przeszedł na prawe skrzydło, bo przez kontuzję murawę opuścić musiał Jakub Błaszczykowski (wprowadzony po przerwie za Kownackiego), którego zastąpił Mateusz Klich. Na skrzydle Zieliński próbował dryblować i pokazywać się kolegom, w końcówce znalazł się natomiast sam przed pustą bramką, gdy golkiper gości wyszedł przed pole karne, ale w tej sytuacji Lewandowski nie zdołał wysunąć mu piłki.

Zieliński kolejny raz często nie miał z kim napędzać akcji Polaków, a kiedy ryzykował bardziej, zazwyczaj zbierał tylko niecelne podania do statystyk, bo zawodnicy ofensywni znów byli schowani za przeciwnikami, choć na pewno rzadziej, niż w ostatnim starciu ze Słoweńcami (0:2). Według algorytmów portalu SofaScore.com zasłużył na notę 7.1, czyli wyższą niż średnia Austriaków (6.91). W całym meczu miał przebłyski, które powinny wpłynąć na jego ocenę i nieco złagodzić negatywne opinie, tych bowiem znów z pewnością nie zabraknie. I znów nie każda będzie zasłużona.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.