Jerzy Brzęczek znalazł klucz do sukcesu. Takiego komfortu nie miał od dawna

Ponad 10 tys. minut reprezentanci Polski powołani na mecze ze Słowenią i Austrią spędzili w tym sezonie na boisku. Jerzy Brzęczek o ogranie nie musi się więc martwić, bo o to zadbali trenerzy klubowi. On sam zadbał natomiast o stabilizację, jakiej w kadrze nie było od dawna. To ona może być kluczem do sukcesu biało-czerwonych w kwalifikacjach Euro 2020.
Zobacz wideo

 - Zdajemy sobie sprawę z tego, że jeszcze nic nie osiągnęliśmy. Wywalczyliśmy sobie dobrą pozycję wyjściową, ale mecze wrześniowe będą pojedynkami, w których zagramy z bardzo niewygodnymi przeciwnikami. Słoweńcy zdają sobie sprawę z tego, że to jest dla nich mecz o być, albo nie być. Austriacy do nas przyjadą najprawdopodobniej z trzema punktami z Łotwy, więc też będą na fali wznoszącej. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo, ale z drugiej strony nie możemy dać się zwariować, wiemy ile mamy punktów. Oczywiście w poprzednich spotkaniach nie wszystko funkcjonowało tak jak powinno, ale szło nam dobrze, potrafiliśmy być skuteczni – mówił Jerzy Brzęczek na początku wrześniowego zgrupowania.

Selekcjoner podkreślał także, że jednym z kluczowych elementów przygotowań do meczu będzie mądre zarządzanie pewnością siebie. Bo zarządzać nią trzeba, gdy na cztery mecze ma się cztery zwycięstwa, a przy ośmiu strzelonych golach, nie straciło się żadnego. Zresztą nie tylko trener od kilku dni próbuje uspokajać i nieco chłodzić głowy, w których pojawiają się myśli o możliwym, choć mało realnym zapewnieniu sobie awansu na Euro 2020 już po dwóch najbliższych meczach. O spokój i koncentrację apelował też Grzegorz Krychowiak. - Wystarczy, że w dwóch następnych meczach nie osiągniemy dobrych wyników, a nasza sytuacja diametralnie się zmieni. Teraz jest dobra, więc nie powinniśmy się obawiać, ale szacunek dla naszych przeciwników mieć musimy – mówił.

Duża pewność siebie, jaką emanują niemal wszyscy kadrowicze, bierze się zresztą nie tylko z uzyskanych dotychczas wyników w eliminacjach. Bierze się także ze statystyk indywidualnych i liczby minut spędzonych na boisku. Tak dobrze pod tym względem w kadrze nie było już od dawna, a liderzy biało-czerwonych – poza Kamilem Glikiem – ostatni raz tak udane początki sezonu mieli w okolicach Euro, ale tego w 2016 roku.

Zapracowani kadrowicze

1170 – dokładnie tyle minut w tym sezonie rozegrał już Artur Jędrzejczyk. Obrońca Legii Warszawa wystąpił w 13 spotkaniach (na 15 możliwych). Spośród wszystkich zawodników powołanych na wrześniowe zgrupowanie, legionista ma w nogach najwięcej. Jego prawdopodobnie w Lublanie i na Stadionie Narodowym w Warszawie nie zobaczymy. Przynajmniej w pierwszym składzie. Zobaczymy jednak innych, równie zapracowanych graczy. Aż 810 minut dotychczas rozegrał Grzegorz Krychowiak. Niewiele mniej, bo kolejno 654 i 622 mają kandydaci do gry na bokach obrony: Tomasz Kędziora i Maciej Rybus. Mniej, ale za to aż 100 proc. możliwych do rozegrania minut mają Robert Lewandowski (5 rozegranych spotkań), Michał Pazdan (3 mecze) czy Wojciech Szczęsny (2 występy). W tym miejscu warto podkreślić, że nie są to minuty bezproduktywne, bo każdy reprezentant Polski nie dość, że gra dużo, to gra dobrze. Wspomniany na początku Krychowiak jest liderem i jednym z najlepszych zawodników Lokomotiwu Moskwa, w którym nie tylko kieruje grą w środku pola, pomagając w obronie i regulując tempo rozgrywania. On, coraz bardziej przypominając Krychowiaka z Sevilli, odważnie wchodzi też do ataku, co przyniosło mu już trzy zdobyte bramki. Po zaledwie niecałych dwóch miesiącach rozgrywek, jego dorobek strzelecki jest już większy, niż cały w trzech poprzednich sezonach łącznie. Ostatni raz więcej goli (4 w całym sezonie) Krychowiak strzelił w 2015 roku.

Strzela też Lewandowski, który w zeszłym sezonie zdobył 25 proc. ligowych bramek Bayernu, a na początku tego, w dwóch pierwszych kolejkach, strzelał sam. W trzech spotkaniach na listę strzelców wpisał się natomiast sześć razy. Wracając jednak do minut, trzeba jeszcze podkreślić, że na 26 powołanych zawodników (bez kontuzjowanego Arkadiusza Milika), tylko czterech w tym sezonie rozegrało mniej niż 50 proc. możliwego czasu na boisku. To Arkadiusz Reca, który na razie nie rozegrał nawet sekundy, Jakub Błaszczykowski, przez długi czas zmagający się z problemami zdrowotnymi, a także Damian Kądzior i Dawid Kownacki, którzy walczą o miejsce w pierwszych składach Dinama Zagrzeb i Fortuny Duesseldorf. Ten drugi z kolejki na kolejkę gra jednak coraz więcej, bo w pierwszej nie wyszedł na boisko w ogóle, w drugiej rozegrał 31 minut, a w trzeciej 65.

Kluczem stabilizacja

Pewność siebie kadry budowana jest nie tylko przez trenerów klubowych, którzy dają grać naszym zawodnikom. Mądrze tworzona i podtrzymywana jest też przez samego Brzęczka, który nie wprowadza wielu zmian, jednocześnie potrafiąc odpowiednio zbalansować drużynę. On z jednej strony cały czas przecież szuka optymalnych rozwiązań, a z drugiej buduje już sobie drużynę turniejową na przyszły rok, o czym świadczy powtarzalność powołań. Nawet Arkadiusza Recy, bo – jak lubi powtarzać Czesław Michniewicz – o sukcesie nie stanowi 25 najlepszych zawodników, a 25 najlepiej wyselekcjonowanych. A to selekcjonowanie obecnemu trenerowi wychodzi dobrze, bo najmocniejsze punkty nie zawodzą, a na inne potrafi dobierać spokojnie i skutecznie. Gdy Pazdan nie grał w Legii i trzeba było znaleźć partnera dla Glika, selekcjoner postawił na Jana Bednarka. Gdy znów pojawił się problem na lewej obronie, przesunął na nią Bartosza Bereszyńskiego. Dla Piotra Zielińskiego miejsce znalazł na prawym skrzydle, a obok Krychowiaka umieścił Mateusza Klicha, którego zmiennikiem będzie debiutant Krystian Bielik, zabezpieczający nie tylko pozycje w środku pola, ale także w obronie.

W czterech dotychczasowych spotkaniach w eliminacjach Brzęczek w ogóle o tę stabilizację dbał najbardziej właśnie w obronie. Trzy razy zagrała w niej bowiem ta sama czwórka: Bereszyński, Bednarek, Glik, Kędziora. Tylko w starciu z Łotwą Bereszyńskiego zastąpił Reca, a Bednarka Pazdan, ale były to zmiany wymuszone urazami.

W pomocy wielkiej rotacji też zresztą nie było, bo we wszystkich spotkaniach zaporę w środku pola tworzył duet Krychowiak - Klich. We wszystkich spotkaniach grali też Zieliński i Kamil Grosicki. Raz do drugiej linii wskoczył Przemysław Frankowski, ale on na wrześniowe zgrupowanie nie dostał nawet powołania, co może świadczyć o tym, że trener przy budowaniu drużyny może go już nie brać pod uwagę. Sygnały ku temu wysyłał już zresztą wcześniej, narzekając na przenosiny skrzydłowego do Stanów Zjednoczonych.

Nieco inaczej, nie brakiem zmian a wynikami, stabilizację tłumaczy natomiast Wojciech Szczęsny. - W drużynie się tak naprawdę nic nie zmieniło, ale przez słabe wyniki na mistrzostwach odbiór tej kadry był trochę inny. Mieliśmy pomundialowego kaca, każdy z nas przeżył porażkę na turnieju w Rosji bardzo mocno, bo dla nas wszystkich była to najważniejsza impreza w życiu. Później przyszła jeszcze zmiana trenera, zmiana stylu i brak entuzjazmu cały czas połączony z uczuciem rozczarowania. To wszystko nie pomagało w osiąganiu pozytywnych wyników. Dopiero w eliminacjach, w których pojawił się do zrealizowania nowy cel, pojawiła się motywacja – powiedział ostatnio bramkarz Juventusu.

W kadrze Brzęczka mamy więc stabilizację, motywację i chęć realizacji kolejnego, bardzo ważnego celu. Jeżeli progres tej drużyny uda się utrzymać, o kolejne dobre wyniki możemy być spokojni. Z taką kadrą i nastawieniem możemy jechać na mistrzostwa, ale najpierw – jak podkreślił Szczęsny – musimy się na nie zakwalifikować. Dopiero później myśleć będziemy o samym wyjeździe. Dopiero później przyjdzie czas na świętowanie, choć tak huczne jak przy okazji awansu na mundial czy mistrzostwa Europy we Francji już raczej nie będzie, bo mając zawodników tak klasowych, awanse na duże turnieje powinny stać się dla biało-czerwonych formalnością.

Więcej o:
Copyright © Agora SA