Dwa lata temu wściekaliśmy się na Grabarę i Bielika. Teraz kadra do lat 21 dała nam powód do dumy

Chociaż reprezentacja Polski do lat 21 została brutalnie wybudzona ze snu o igrzyskach olimpijskich w Tokio, to ocenianie jej jedynie przez pryzmat bolesnej porażki 0:5 z Hiszpanią byłoby skrajną głupotą. Mimo że zespół Czesława Michniewicza został brutalnie odarty z marzeń, to jego udział w turnieju należy oceniać pozytywnie.

Przede wszystkim dlatego, że we Włoszech zobaczyliśmy drużynę bardzo dobrze przygotowaną do wielkiego wyzwania, jakim była rywalizacja ze słynącymi ze szkolenia - Belgami, Włochami i Hiszpanami. Michniewicz miał pomysł na tę reprezentację, zaszczepił jej styl, który zespół konsekwentnie prezentował w meczach z wielkimi przeciwnikami na mistrzostwach oraz eliminacjach i barażach do nich.

Zobacz wideo

- Nikt w sztabie nie oczekiwał od nas rzeczy, których nie potrafimy. Mamy inne atuty, które trenerzy znali i wyeksponowali, chowając nasze braki - powiedział po meczu z Hiszpanią Dawid Kownacki. To, poza znakomitą atmosferą, było największą siłą reprezentacji Michniewicza.

Selekcjoner, zdając sobie sprawę z tego, że Polacy po prostu nie mogą grać tak efektownie jak Hiszpanie, zaprogramował drużynę na osiąganie pozytywnych wyników. Wyników, których nasze reprezentacje w ostatnich latach wielu nie miały. Oczywiście, porażka 0:5 z Hiszpanią będzie się ciągnęła za tym zespołem jak dwa remisy z Wyspami Owczymi, ale nie może ona przesłonić faktu jakim jest to, że w dwa lata drużyna zrobiła postęp i osiągnęła wynik ponad stan.

Nie jest tak, jak uważa Kamil Grabara, że wcześniejsze wyniki nie mają wielkiego znaczenia, bo koniec końców Polacy zostali z niczym. Nie, mecze z Danią, Portugalią, Belgią i Włochami pokazały, że wykonana praca miała sens. Zespół Michniewicza ze spotkania na spotkanie stawał się lepszy, wyraźniejszy, pewniejszy. Dał radość, której praktycznie nikt się nie spodziewał. A przy okazji wykreował liderów, o których już dzisiaj możemy rozmawiać w kontekście pierwszej reprezentacji.

Grabara, podobnie jak nieobecny na turnieju Bartłomiej Drągowski, czy Radosław Majecki, który zagrał na mundialu do lat 20, dają pewność, że polska bramka wciąż będzie bezpieczna, gdy na emeryturę odejdą Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny. Krystian Bielik udowodnił, że z okresu pełnego kontuzji wyszedł na prostą i już niedługo może nas zachwycać swoimi umiejętnościami w środku obrony lub pomocy.
Jeszcze szybciej miejsce w Serie A mogą wywalczyć kolejni Polacy - Filip Jagiełło w Genoi i Szymon Żurkowski w Fiorentinie. A może czeka to też mistrza kraju z Piastem Gliwice, Patryka Dziczka? Kolejne kroki w rozwoju w Dinamie Moskwa powinien też postawić Sebastian Szymański, a Kownacki ostatecznie wyjść na prostą w Fortunie Duesseldorf.

Zwycięstwami z Belgami i Włochami kadra Michniewicza nas rozpieściła. Dała nadzieję, że jest w stanie postawić się też Hiszpanom, którzy z piłką młodzieżową wspólną mieli tylko nazwę. Ale fakt, że to zadanie ją przerosło, nie znaczy, że można na niej wieszać psy. Tak samo jak nie należało z niej robić mistrza Europy po czterech dniach turnieju.

Dwa lata temu wściekaliśmy się na Grabarę i Bielika. Teraz dali nam powód do dumy

Ostateczna weryfikacja tej drużyny i tych piłkarzy przyjdzie za kilka lat, w pierwszej reprezentacji. Przecież dwa lata temu kadrę Marcina Dorny wyklęliśmy, a dziś sporo radości dają nam m.in. Jan Bednarek, Krzysztof Piątek czy Karol Linetty. Przed dwoma laty wściekaliśmy się na Grabarę, który odmówił udziału w polskim turnieju czy Bielika, który skrytykował selekcjonera i kolegów. W ostatnich dniach ta dwójka dostarczyła wielu powodów do dumy. - Znając siłę rywali, przed włosko-sanmaryńskim turniejem przed Polakami trudno stawiać cele. Ale można mieć względem nich oczekiwania - napisałem przed mistrzostwami Europy. I Polacy te oczekiwania spełnili. Z nawiązką, za co należy im podziękować i oczekiwać jeszcze więcej w przyszłości.

Więcej o: