• Link został skopiowany

Włoskie media w szoku po porażce. Po "szmacianych golach" teraz "cyniczne wykorzystanie jednej okazji"

Portugalczycy w barażach nas zlekceważyli, towarzysko z Anglikami zdobyliśmy bramkę marzenie, Belgowie wypominali nam szmaciane gole. Włosi po przegranej z Polską na ME U-21 0:1 piszą o cyniźmie i sprzyjającym szczęściu. Pewien polski trener w takich sytuacjach tylko by się uśmiechnął: "Jak się szczęście zaczyna powtarzać, to już to nie jest szczęście".
Polska-Włochy 1:0
Alessio Marini / AP

Z Portugalią wygraliśmy (3:1) bo rywal był zbyt pewny swego. Nim w ogóle zaczął grać, to już zaskoczony był dwa gole do tyłu. Na nieoczekiwanym dla nas Euro punkty tym bardziej mieli zdobywać inni. Z Belgią podsumowali nas sami rywale: Polacy strzelali nam szmaciane gole. Mieli cztery okazje i trafili trzy – mówił Elias Cobbaut. Z Włochami piłką grali gospodarze. Z łatwością dochodzili przed nasze pole karne, prowadzili grę, raz po raz straszyli. W samej pierwszej połowie oddali 11 strzałów na naszą bramkę. Po zmianie stron drugie tyle. Co z tego kiedy tylko 5 było celnych. Biało-czerwoni niemal takie same liczby mieli po raptem 4 uderzeniach (3 były celne).

Zobacz wideo

„Polska z cynizmem wykorzystała swą jedyną okazję” – podsumowała to „La Gazzetta dello Sport”, sugerując sprytne i szczęśliwe zwycięstwo, ale doceniając jednocześnie pomysł na grę. „Kiedy wydawało się, że najtrudniejsza przeszkoda w osobie Hiszpanii została pokonana, to wpadliśmy na super defensywę Polski” – skomentowała gazeta.

90 minut wystarczyło, żeby Polska zmieniła nasza euforię w sportowy dramat. Włosi nie potrafili odzyskać rytmu po bramce Bielika - pisze "Corriere Della Sera".

- Euro u-21 na własnym terenie zamienia się w koszmar - dodaje "Il Mattino"

“Jak się szczęście zaczyna powtarzać…”

Trener Czesław Michniewicz ustawił drużynę we wzmocnionej formacji obronnej. Nie chciał kopać się z koniem. Wymiany ciosów z gospodarzami nie było. Była skrojona pod nasze możliwości taktyka, dobra organizacja gry w defensywie, blokowanie rywala, uprzykrzanie i uniemożliwienie mu finalizacji akcji. Była walka, upór, nieustępliwość. Był spryt, a czasem błysk indywidualności (Grabary, Bielika, Szymańskiego, Żurkowskiego, a może i kolejnych siedmiu graczy). Była też w tym wszystkim ewidentna koncepcja, realizowanie planu i spokój. Coś co momentami sprawiało wrażenie, że to Włosi grają w naszą grę i to paradoksalnie my ich kontrolujemy.

Oczywiście, doszedł do tego element szczęścia. Kilka centymetrów, które spowodowało, że VAR wykazał pozycję spaloną po trafieniu Riccardo Orsoliniego, kolejne centymetry, które sprawiły, że Lorenzo Pellegrini na kwadrans przed końcem ostatecznie trafił w słupek (choć Kamil Grabara i tak leciał w dobrą stronę).

Tyle, że jak mawiał Kazimierz Górski „jak się szczęście zaczyna powtarzać, to już to nie jest szczęście”. Patrząc na ostatnie gry Polaków i dokładając do pokonanych wielkich rywali z Portugalii, Belgii, Włochów kolejnego z Wysp Brytyjskich to dlaczego mamy się zastanawiać czy z Anglią Sebastian Szymański strzelił gola życia i zdobył bramkę marzenie? Jedną na milion? (w Bristol w meczu towarzyskim było 1:1). Lepiej uwierzyć, że on tak strzelać potrafi, że z Hiszpanią też tak może mu się udać, że Żurkowski nie ma farta tylko technikę, która idzie w parze z przebojowością. Że Grabara to opanowany profesjonalista, a nie bezczelny małolat, że z najlepszymi możemy grać z pierwszej piłki i robić składne akcje i wciąż wykorzystywać je z taką skutecznością. A do tego jest jeszcze Czesław Michniewicz, nie magik, tylko spec i nawet jeśli ma trochę szczęścia, to znaczy, że trenerem jest kompletnym. Zresztą Kazimierz Górski również mawiał, że więcej wart jest trener, który ma szczęście, niż lepszy trener, który szczęścia nie ma. Trudno się z tym nie zgodzić.

I pamiętając o tym wszystkim trzeba w sobotę zagrać z Hiszpanią. W tym meczu wystarczy nam nawet nieszczęśliwy remis.

Więcej o: