• Link został skopiowany

Sekretna historia najlepszego polskiego mundialu. Afera dopingowa, walizka z pieniędzmi i kradzież

Wspaniała gra, wielki sukces, ale też drugie, ukryte życie: afera dopingowa, walizka z pieniędzmi, dyscyplinarka, kradzież, walka z producentem sprzętu, przyczajeni wszędzie tajniacy, a także szargający dobre imię kraju działacze. Dokładnie 45 lat temu Polacy rozpoczęli mistrzostwa świata w Niemczech. Najpiękniejszy polski mundial.
Grzegorz Lato mimo asysty Kenta Karlssona strzela zwycięską bramkę Ronnie Hellströmowi podczas meczu Polska-Szwecja podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 1974, 26.06.1974
Wikimedia / Mittelstdt, Rainer

Jechali w nieznane. Po świetnych eliminacjach, po Wembley, które było przełomem. Ale to był pierwszy polski powojenny mundial. Mało kto widział w nich drużynę, która może osiągnąć w Niemczech sukces.

Polska - Argentyna 3:2.  Kopciuszek wchodzi na salony

Jechaliśmy praktycznie "jako chłopcy do bicia". Nikt nie wierzył, że Polska może wyjść z grupy. Ani styl, ani wyniki nie napawały optymizmem. Zewsząd słychać było: "Poważna impreza, ważne żebyście wstydu nie przynieśli" -  wspomina obrońca Władysław Żmuda. "Chłopcy do bicia" zachwycają się Zachodem, imponują im sklepy, hotele, w zachwyt wprawia ich nawet trawa na boisku treningowym. Gdy wyszliśmy na pierwszy trening, to zawodnicy rzucili się na trawę i tarzali z taką radochą... Bo to dywan był. Dywan. Tak to było perfekcyjnie przygotowane - mówi asystent trenera Andrzej Strejlau, a Jan Tomaszewski dodaje: Ojej, ta trawa ... Jak ja bym miał w ogródku taką trawę, to bym do domu nikogo nie wpuszczał.

Niepewność i trochę nieśmiałość wobec świata i wielkiej imprezy trwały niemal do pierwszego gwizdka meczu z Argentyną.  W niektórych sytuacjach zachowywaliśmy się jak cielęta: staliśmy, patrzyliśmy, czy nam wolno to czy tamto - opowiada bohater z Wembley napastnik Jan Domarski. Przypominam sobie wyjście na murawę, gdy dwie drużyny stoją w tunelu i Argentyńczycy radośnie śpiewają, poklepują się, a Polacy cichutko. Wielkie nazwiska argentyńskie, nie wiadomo jak się zachować - opowiada pomocnik Lesław Ćmikiewicz, a Żmuda wtóruje: Wszyscy skoncentrowani, spięci, niemal sparaliżowani ze strachu. Na szczęście tunel obity był blachą. Musiał kopnął w nią i krzyczy: Panowie oni śpiewają i tańczą, ale po meczu będą płakać! Tylko musimy do tego doprowadzić.

I to może był właśnie przełomowy moment? To kopnięcie w blachę? Orły Górskiego na boisku stają się myśliwymi, a słynni Argentyńczycy łowną zwierzyną. 7 minuta gol Laty, minutę później podwyższa Szarmach. Latynosi próbują się odgryźć, w drugiej połowie strzelają dwie bramki, ale Polacy też dorzucają jedną i wygrywają 3:2. Przed meczem z Argentyną nie można było mówić o piłkarskiej rodzinie. Ten cement jeszcze nie istniał. Scementowało ją to zwycięstwo - twierdzi Ćmikiewicz.

Po meczu biało-czerwoni odkrywają jeszcze jeden bardzo przyjemny aspekt mistrzostw w RFN: zwycięskie powroty. Nie wiadomo skąd Polacy mieszkający tam wiedzieli, którędy będziemy wracać. Na całej trasie było mnóstwo kibiców, flag... Aż płakać się chciało - wspomina rezerwowy obrońca Henryk Wieczorek. Robiliśmy od razu krótką odnowę pomeczową, na chwilę do sauny, wypocić się, potem pływanie w basenie, w nocy kolacja, lampka szampana i spanie do oporu - przypomina dr Janusz Garlicki, lekarz reprezentacji. Zdarzało się, że przy hotelowym basenie spotykali się o 1 w nocy. Siedzieliśmy w basenie, a kelner chodził wokół i podawał nam taką zmrożoną lampkę szampana. To był inny świat - uzupełnia Ćmikiewicz.

Polska - Haiti 7:0.  Cztery dni strachu, afera dopingowa

Ten inny świat zachwiał się w posadach tuż po pierwszym triumfie. Schodzimy na śniadanie. Podchodzi doktor Garlicki i pyta czy to prawda, że coś braliśmy - opowiada Domarski. Po każdym meczu dwóch zawodników losowano do badania. Następnego dnia po spotkaniu z Argentyną - pomór. U Antka Szymanowskiego wynik pozytywny. Antek ledwo ciepły, bo przecież to był od razu walkower - relacjonuje Tomaszewski.

Informacje o dopingu u Polaków publikują niemieckie gazety. To były prawdopodobnie najbardziej nerwowe chwile w całym niemal miesięcznym pobycie na mundialu. Na oficjalną informację, w związku ze świętami i weekendem, trzeba było długo czekać -  aż 4 dni.

Na dwie godziny przed meczem (z Haiti) proszą mnie do telefonu. Sekretarz komitetu organizacyjnego. Panie doktorze. Bardzo przepraszamy, naturalnie to wszystko nieprawda, co opublikowano. To były plotki. Chodziło o dwóch Haitańczyków - w słowach dr Garlickiego jeszcze dziś słychać oddech ulgi.

Czy trudno się dziwić, że polscy piłkarze rzucili się na Haitańczyków jak stado głodnych psów spuszczonych ze smyczy? 7:0 - takiego zwycięstwa na mistrzowskiej imprezie Polacy nie odnieśli nigdy. Awans do drugiej fazy został przypieczętowany. Ale była też nauczka na przyszłość. Od tej pory zawodnicy mieli polecenie: nie wolno wziąć od nikogo ani cukierka - wspomina Strejlau.

Polska- Włochy 2:1. Znikająca walizka dolarów

Podobno pieniądze chcieli dać i jedni i drudzy. Biało-czerwoni awans mieli w kieszeni. Włosi musieli wywalczyć go na boisku, Argentyńczykom pozostawało oczekiwanie. Na boisku Polacy nie kalkulowali. Genialna bramka Szarmacha głową z kilkunastu metrów na 1:0. Gola do szatni dokłada kapitan.  Po moim podaniu Deyna strzelił gola. Tak mocno uderzył piłkę, że mu but pękł - relacjonuje Henryk Kasperczak.

Pamiętam jak schodzimy  na przerwę, a włoski wiceprezes Alody pokazuje całą walizkę dolarów - opowiada Żmuda. Ponoć było w niej 22 tys. dolarów. Wiem, że polscy i włoscy działacze bili się w przerwie. Była jakaś szarpanina przy szatni. Garlicki potwierdza. Włosi próbowali w przerwie. Wtedy Kaziu Deyna powiedział: My nie będziemy z wami rozmawiać.

Argentyńczycy podobno nie pozostali w tyle. Dawali jednak mniej, 18 tys. dolarów. Była ta walizka, czy nie była? Historia została upubliczniona po wielu latach. Rozpowszechnił ją Lato, który grał w klubie w Meksyku z jednym z ówczesnych reprezentantów Argentyny. "Złożyliśmy się po 1000 dolarów, zawodnicy plus trener (...) Wymienił nazwisko zawodnika, ale nie powiem którego. Żona tego piłkarza siedziała na trybunach, pieniądze trzymała w torebce na kolanach, a przy niej dwóch Argentyńczyków (...) To była premia. Graliśmy uczciwie, a ktoś się przy okazji wzbogacił.

Po nitce do kłębka: tylko żona Roberta Gadochy oglądała wszystkie mecze Polaków. Kazimierz Górski w historię nie uwierzył. Ale jego piłkarzy podzieliła. Robert nie był moim bliskim kolegą, ale znałem go na tyle, że myślę, że takiego świństwa by nie zrobił - mówił Wieczorek, wtórował mu Bulzacki: Znałem go dobrze i wiem, że do czegoś takiego nie byłby zdolny.

Robert okazał się trefnym facetem - twierdzi jednak Antoni Szymanowski. Dzisiaj to pewnie na 90 kilka procent, że tak było - dodaje Szarmach. Skandaliczna sprawa, ja mu nie podam ręki do końca życia - rzuca Tomaszewski. Nie wziąłem ani centa - zarzekał się z kolei Gadocha w wywiadzie prasowym. Prawdą jest, że w zespole Orłów Górskiego grać przestał i zerwał większość starych kontaktów.

Polska - Szwecja 1:0, Polska - Jugosławia 2:1. Dyscyplinarka i malowanie pasków.

Historią walizek i tego kto na nich skorzystał, drużyna w Niemczech nie żyła. W przeciwieństwie do afery dyscyplinarnej. Choć słowo afera jest chyba w tej sprawie przesadą. Piłkarze dostali wolny wieczór. Wtedy poszło nas 10 - wspomina Lato -  Powinniśmy być 22.30, byliśmy o 23. Wróciliśmy całą bandą - dodaje Musiał - Trener Górski siedział przy barku w holu, chłopaki bokiem po schodkach a ja, zamiast iść z nimi, wdałem się w dyskusję, żeby usprawiedliwić nasz późniejszy powrót. Bomba wybuchła rano. Wstajemy, a tu pomór. Co się stało? Musiał spóźnił się, pan Kazimierz wyczuł od niego alkohol i wypieprzył z reprezentacji - opowiada Tomaszewski. 

Do Górskiego udaje się rada drużyny z Kazimierzem Deyną, ale trener na razie jest nieugięty, chce by Musiał opuścił drużynę. Ostatecznie zmienia zdanie po dyskusji ze Strejlauem i Gmochem. Kończy się na odsunięciu od jednego spotkania. Po latach zapytałem: Panie Kazimierzu dlaczego pan to zrobił? A on na to: za dobrze szło. Potrzebny był lekki wstrząs - wspomina Tomaszewski.

Czy wstrząs się przydał, czy zaszkodził trudno orzec. Na pewno jednak ze Szwecją Polacy zagrali najsłabszy mecz w turnieju. Wymęczyli wygraną 1:0. A bohaterem został Tomaszewski, który obronił karnego.

Równie ciężko było też z Jugosławią. Ale Orły Górskiego znów zwyciężyły, tym razem 2:1. Przed meczem ze Szwecją ktoś przyniósł informację - opowiada Ćmikiewicz - że firma Adidas za to, że gra się w jej sprzęcie, daje finansowe nagrody. Rozeszło się: inne ekipy dostają, my nie. To poruszyło chłopaków i zaczęli zamalowywać paski na butach. Piłkarze swoje osiągnęli. Na Szwecję zamalowałem paski na czarno i getry zawinąłem paskami do środka - wspomina Tomaszewski -  Zaraz przychodzi wiadomość: Adidas ufundował wam magnetofony.

Polska - Niemcy 0:1. Gdyby nie ta woda...

Powinien się odbyć, czy może zostać odwołany? Co by było, gdyby jednak zagrał Szarmach? Piękno piłki polega także na tym, że dyskusje o meczach trwają czasem latami. Andrzej,  dobrze wiesz, że gdyby nie deszcz i twoja nieobecność, walnęlibyście wtedy i Niemców, i w finale Holendrów - usłyszałem na konferencji prasowej w 2006 r. Tak Stefan Szczepłek dziennikarz, który był na mundialu w 1974 r., zagadnął  Andrzeja Szarmacha. Były napastnik tylko się uśmiechnął.

Ostatni mecz grupowy - to on decydował o tym, kto zagra w wielkim finale.  Niemcy się bali tego meczu. My sobie na korytarzu opowiadaliśmy kawały, a oni stali smutni - wspomina Kalinowski, rezerwowy bramkarz. Gospodarzom, by awansować do finału, wystarczył remis. Polacy musieli wygrać. Tylko, że okoliczności nie sprzyjały - tłumaczy Strejlau - Remis dawał rywalom I miejsce w grupie, stan boiska nie pozwalał na prowadzenie ofensywnej gry, a dodatkowo nie grał Szarmach, podczas gdy na tym terenie ta jego fenomenalna gra głową byłaby na wagę złota.

Z Szarmachem sprawa pechowa, lecz prosta: uraz mięśnia czworogłowego uda i wyrok dr Garlickiego: nie zagra. Gorzej z boiskiem. Tuż przed meczem prawdziwe oberwanie chmury, murawa - już wcześnie podmokła - zamienia się w coś pomiędzy grzęzawiskiem a jeziorem. Służby porządkowe, a nawet straż pożarna, dwoją się i troją, używają walców, pomp, łopat, ale boiska przygotować nie są w stanie.

Mecz planowany na godz. 17, zostaje przesunięty. Organizatorzy gorączkowo debatują, czy pojedynku nie przenieść. Stale się zastanawiam, co by było gdyby.... Dzisiaj mecz by się nie odbył - uważa Lato. Decydują jednak względy praktyczne - napięty terminarz mistrzostw, pełny stadion, obecność oficjeli.

Pierwszy gwizdek z półgodzinnym opóźnieniem. Drużyna Republiki Federalnej Niemiec w białych strojach, Polacy w czerwonych. Atakować będziemy na nieco gorszą połowę boiska, więcej tam jest tych takich plam, gdzie woda wyrządziła krzywdę płycie. Zaczynamy - rozpoczyna transmisję telewizyjną Jan Ciszewski.

Czasem ciężko było przesunąć piłkę nawet o pół metra, bo stawała w wodzie - relacjonuje Strejlau. Polacy przeważają, ale najlepszą sytuację mieli Niemcy. Tomaszewski broni jednak karnego strzelanego przez Ulego Hoenessa. Jednak gospodarze dopinają swego, w 76 min Gerd Mueller strzela jedynego gola.

Akurat tak interweniowałem, że trochę jakby wystawiłem  piłkę Muellerowi - przyznaje Szymanowski - Nie winię się za to absolutnie, bo gdybym nie interweniował i tak by padła bramka, ale jestem człowiekiem skrupulatnym i wiem, że mogłem spróbować go zatrzymać inaczej.

Zawodnicy mają świadomość straconej szansy.  Nigdy w historii polskiej piłki nie byliśmy tak blisko zdobycia mistrzostwa świata.  To było w naszym zasięgu... - uważa Ćmikiewicz Jaki to był mecz? - wspominał Górski. - Statystyka mówi najlepiej. My 12 strzałów na bramkę, a przeciwnik tylko 5, 8 obok bramki, a oni 3, rzuty rożne 9-7, niecelne podania 17-20, faule 11-13... Być tak blisko finału i przegrać...

Polska- Brazylia 1:0. Pułkownik przynosił gazety

Szans na złoto już nie ma, ale nadal pozostaje sporo do wygrania. I nikt za darmo nie podaruje miejsca na podium. Jak podnieść morale? Górski ma na to receptę.  To było mądre posunięcie. Byliśmy izolowani, zamknięci, mieliśmy się już chwilami dosyć - opowiada Ćmikiewicz - Sprowadzenie rodzin było super pomysłem i pomogło nam wygrać z Brazylią.

Każdy zawodnik mógł zaprosić jedną osobę - żonę, narzeczoną, któregoś z rodziców. 9 miesięcy później urodził się nasz syn Marek. Ewidentnie dziecko Mundialu - mówi Gorgoń. Mecz z obrońcami tytułu Polacy wygrywają po bramce Laty. To jego siódmy gol w turnieju - przypieczętowuje tym samym tytuł króla strzelców.

Z rodzinami przyjeżdża też sporo działaczy, a przecież już wcześniej było ich więcej niż piłkarzy. Wielu z nich futbol zbytnio nie interesuje. Część z nich sprzedaje bilety na mały i duży finał. Mieliśmy dostać plakaty, widokówki, zdjęcia, kalendarze. Kibice pytają, a my nie mamy. Zawodników, którzy nie brali udziału w meczu, wysłaliśmy na trybuny, żeby przeszli i sprawdzili czy ktoś tym materiałami nie handluje. Okazało się, że tak - wspomina Domarski. Ale to i tak nie największy skandal, w którym działacze prawdopodobnie maczali paluchy.

Zginęły buty i nowe stroje Adidasa. Okazało się, że było jakieś włamanie. Andrzej Strejlau mówi: Dobra, zaczynamy rewizję od zawodników. Działacze na to: Nie nie, żadnych rewizji. Atmosfera jest dobra, nie psujmy jej, my to załatwimy" - relacjonuje Tomaszewski. Nie powiem nazwisk, bo to nieistotne, ale byliśmy razem i nasz magazyn oskubali ludzie z naszej ekipy. I to nie byli zawodnicy - dodaje Ćmikiewicz.

To oczywiste, że nie wszyscy działacze byli nimi w istocie.  Ale żeby pułkownik milicji, pułkownik! - nam gazety do pokoju przynosił?  W takiej randzie? Ja bym się wstydził - mówi Kalinowski. To, że w ekipie znalazły się tzw. ucha, uważaliśmy za normalne. Zawsze z nami jeździli. Pilnowali, żeby ktoś nie uciekł. Po przylocie od razu zabierali nam paszporty. Czuliśmy się trochę osaczeni - mówi Żmuda. Szarmach wspomina natomiast spotkanie po latach.  Kiedyś jeden facet podchodzi do mnie i mówi: Kurczę, ciebie to  było ciężko upolować. Zawsze jakoś swoimi ścieżkami chodziłeś, trudno cię było namierzyć. Ja na to: To ty za mną chodziłeś?

Ale ani to chodzenie, inwigilacja, ani żaden ze zgrzytów, czy którakolwiek z afer nie przeszkodziły piłkarzom w odniesieniu sukcesu. Niepewni siebie debiutanci, stali się w ciągu miesiąca gwiazdami piłki, po Kopciuszku nie został nawet ślad, a nieopierzone piłkarskie pisklęta stały się prawdziwymi Orłami Górskiego. -Powiedz prawdę - jak to zrobiłeś? Co legło u podstaw sukcesu reprezentacji przez ciebie prowadzonej? - pytano Kazimierza Górskiego. - Głód sukcesu.

Wszystkie wypowiedzi zaczerpnąłem z książki Karoliny Apiecionek „Mundial'74. Dogrywka”

Więcej o: