Zbigniew Boniek: Robert Lewandowski ma prawo powiedzieć o taktyce drużyny, co chce

- Robert Lewandowski ma prawo powiedzieć o taktyce drużyny, co chce, bo jest kapitanem i my wiemy, że kieruje się troską o tę drużynę. Różnica poglądów jest czymś zupełnie normalnym. Tak się rodzą lepsze decyzje - mówi Sport.pl prezes Zbigniew Boniek po zwycięstwach nad Macedonią i Izraelem.

Paweł Wilkowicz: Kadra Jerzego Brzęczka jest tak dobra jak 4:0 z Izraelem, czy tak wybrakowana jak 1:0 w Skopje?

Zbigniew Boniek: No nie, to jest jakaś dyskusja z Internetu. Tam każdego dnia muszą być nowe emocje: z Macedonią do niczego, nie ma nic. Z Izraelem znakomicie, jedziemy na Euro. A ja jestem prezesem związku, byłym piłkarzem, i muszę się godzić z tym, że czasem drużyna ma słaby dzień, czasem ma dobry dzień, ale to jest nasza drużyna, najlepsza na jaką nas stać i staram się tym cieszyć. Nie muszę każdego dnia gonić króliczka. Dziś, po dwumeczu z Macedonią i Izraelem, cieszę się z tego, co mam. Za chwilę zaczniemy myśleć o tym, co zrobić, żeby po wakacyjnej przerwie drużyna też wygrywała. Ale jeśli ktoś mi każe w każdym momencie tych eliminacji oceniać: a co się stanie w Euro 2020, to nie, ja tak nie będę. Naszym zadaniem teraz jest awansować na mistrzostwa Europy. A co, jeśli przegramy w nich trzy mecze? Nie wiem. Skąd ktoś wie teraz, że przegramy? Że taka drużyna nie wystarczy na Euro? Jak mam się do tego ustosunkowywać?

Zobacz wideo

Nie pytam o to. Bardziej mnie interesuje, skąd taka różnica między meczem w Skopje a tym w Warszawie?

Wydaje mi się, że tu od specyfiki czerwca nie uciekniemy. Przyjechali piłkarze po sezonie, niektórzy - długo po sezonie. Potrzebowali być z powrotem wciągnięci w dobry rytm i to wymagało trochę czasu. Doszło do czegoś ciekawego: pierwszy raz od niepamiętnych czasów Polska zagrała w dwumeczu lepiej w drugim meczu niż w pierwszym. To wynikało z tej formy wyjściowej. W Macedonii niektórym trochę brakowało pary, przytkało ich w pierwszej połowie, ale przez kumulację wysiłku w pierwszym meczu i przygotowań na treningu w drugim spotkaniu już się prezentowali lepiej. Można powiedzieć, że przygotowali się na Izrael metodą startową. Oczywiście powodów poprawy było więcej. To że graliśmy na Narodowym, to że był trochę inny pomysł na drużynę, ale zawodnicy indywidualnie też grali lepiej.

Dużo bardziej ofensywnie niż w Macedonii.

Na pewno jechali do Macedonii po zwycięstwo. Ale może też trochę presja zadziałała: mamy komplet punktów z meczów z Austrią i Łotwą, jak wygramy w Skopje, będziemy mogli już spokojniej pomyśleć o mistrzostwach Europy. Nie zepsujmy tego, itd. I trochę to paraliżowało. Poza tym, tej drużynie naprawdę niełatwo jest się czasem wpasować w oczekiwania. Ma pan paru zadufanych w sobie kolegów, którzy np. ogłaszają ze swojej wysokości, że teraz gdy Euro jest powiększone, to już nie da się w nim nie zagrać. No jednak znam drużyny, które w pierwszym powiększonym Euro nie zagrały.

Ale też miały mocniejsze grupy eliminacyjne.

Ale ja nie mówię teraz o tym, że dla Polski awans nie jest obowiązkiem, bo jest. Tylko o tym deprecjonowaniu awansu do Euro w ogóle. Jest kilka grup eliminacyjnych, z których ktoś mocny nie pojedzie. Pojedzie 46-47 procent drużyn, bo jest ich w Europie 56. A u nas po pierwsze, podejście jest takie, jakbyśmy mieli przepraszać za rozstawienie w losowaniu i trafienie do słabszej grupy. A po drugie, nie ma kompletnie szacunku dla naszych rywali. Ktoś ogłasza: tutaj trzy punkty to obowiązek i potem egzekwuje na Twitterze, czy jego wymagania zostały spełnione. Nieważne, że jeszcze trzeba zagrać mecz, że piłka reprezentacyjna jest specyficzna. Czy gdy jechaliśmy do Wiednia, to byliśmy faworytem? A dzisiaj słyszę, że właściwie tu się wszystko wygra samo. Radość z wygrania meczu jest ważnym uczuciem dla drużyny, a naszym piłkarzom się czasem tej radości odmawia: możecie się cieszyć dopiero w Euro. Nie, jest też tu i teraz. Cieszmy się tym co mamy, spójrzmy czasem bardziej obiektywnie. Mamy w drużynie jednego piłkarza światowej klasy, dwóch trzech którzy mogą do tego miana pretendować. A reszta to są średni fajni piłkarze poziomu europejskiego. My nie jesteśmy drużyną, która staje przed rywalem i pyta: to ile dziś z wami wygramy? Po co tworzyć wizje, że tak jest? Grałem w piłkę i nie mogę się na to godzić. Bo z tego się rodzi potem jakiś emocjonalny zawód, i potem gdybym mecz z Macedonią znał tylko z lektury komentarzy, to obstawiałbym, że przegraliśmy 0:3.

Bo zawsze pierwsza połowa ustawia patrzenie na mecz, a tam to była bardzo słaba połowa. I to nadal jest reprezentacja bardzo nierównych połów. Mecz z Izraelem był wyjątkiem.

No tak to z nami jest: góra-dół. Nie mamy tej mentalności w piłce, która pozwala utrzymywać równy poziom. Ale z drugiej strony, czasami potrafimy wyskoczyć ponad poziom jakimś zrywem. Przecież oni sami dobrze wiedzą, że w Skopje źle zagrali.

Piłkarze to się u Jerzego Brzęczka nie gryzą w język i nie tylko mówili o tym, że źle tam zagrali, Robert Lewandowski powiedział też, że „wcześniej szukaliśmy na siłę czegoś, co nie pasowało do piłkarzy”. To już któryś raz, gdy piłkarze narzekają na taktykę, a trener Jerzy Brzęczek daje do zrozumienia: piłkarze są od grania, a ja decyduję.

Bo taka jest prawda. A Robert jest kapitanem, zawodnikiem z takiego poziomu, że ma prawo powiedzieć co chce, bo kieruje się troską o tę drużynę. Różnica poglądów jest czymś zupełnie normalnym. Daje możliwość konfrontacji i podejmowania potem lepszych decyzji. To jest normalny proces. Ja też coś czasem mówię w wywiadach, na przykład że zawodnicy, którzy nie grają w klubie, nie powinni grać w kadrze. Bo ktoś mnie zapytał, czy powinni, to powiedziałem co uważam. A potem następny dziennikarz opisuje to już jako: Boniek krytykuje trenera. No nie, wyraziłem swoje zdanie i potem o tym dyskutujemy z trenerem. Rozmawiałem po meczu w Skopje z Robertem Lewandowskim i powiedział: graliśmy inaczej niż nam mówił trener. Bo drużyna była zdekoncentrowana, zmęczona psychicznie. Przecież nie chodziło o to, piłkarze sami zdecydowali, że zagrają inaczej. Niektórych ponosi fantazja. Jurka Brzęczka chcą zwalniać. Zwalnia prezes PZPN, a wiecie jaki jestem.

Uparty.

Nie uparty, tylko znam się na piłce. Uważam, że ta grupa funkcjonuje. Co nie oznacza, że zaraz będę obiecywał medal na mistrzostwach Europy. Nie, teraz jest ważne, żeby na mistrzostwach być. Żeby na te mistrzostwa pojechać w dobrym momencie rozwoju tej drużyny. To jest dziś zespół wyrównany, rozwijający się. Ale przecież nie mistrzowski. Zespół, w którym rywalizuje trzech świetnych napastników, ale nadal się lubią i bardzo pomagają kadrze. To zespół z innej rzeczywistości niż nasza piłka klubowa, ale jeszcze niedokończony. Zdarzają mu się złe mecze, jak w Skopje. I mimo wszystko doceniam, że potrafili z tego wyciągnąć zwycięstwo. Ja dziś, w pomeczowy wtorek, jestem naprawdę człowiekiem zadowolonym. Dajcie się trochę pocieszyć. Punktami, tym że nie tracimy bramek. Daję słowo, widzę że ta drużyna potrzebuje dalszego rozwoju. Musi być dopływ młodych piłkarzy i przygotowywanie ich do pierwszoplanowych ról. Tak jak został przygotowany Jan Bednarek, który zaczyna być równorzędnym partnerem dla Kamila Glika. Jest Tomasz Kędziora, Bartosz Bereszyński, w przyszłości będzie Krystian Bielik i inni. W krytykowaniu wszystkiego, co się zdarzyło w Skopje, zapominamy że tam defensywa zagrała bardzo dobrze. A w Warszawie Kędziora i Bereszyński zagrali znakomicie. Trzeba tę drużynę nadal odmładzać, pobudzać w niej konkurencję, cierpliwie budować. Ciągle słyszę o stylu. Ale stylu się nie ogłasza, na styl się pracuje. Ale czy w piłce reprezentacyjnej każda drużyna ma styl? Styl się wytwarza przez powtarzalność. A jak spotykasz się raz na jakiś czas co trzy dni, to grasz mądrością taktyczną, charakterem, nastawieniem, identyfikowaniem się z kibicami, barwami.

Ale jest też naturalne, że gdy oglądamy np. Piotra Zielińskiego w Napoli, widzimy na co go stać, to chcemy to potem też zobaczyć w kadrze.

Oczywiście. I kiedy Zieliński gra bardzo dobry mecz, to jest piłkarzem decydującym. Ma niekonwencjonalne przyjęcie, widzi dużo, umie się uwolnić od przeciwnika. Czasem gra też słabsze mecze, ale gdy słyszę jak byli piłkarze a dziś eksperci zastanawiają się, czy powinien być w podstawowym składzie… No to chyba nie wiedzą o czym mówią i gdy dla nich się skończyło granie na boisku to nie mają już nic do zaoferowania.

Odstawić Zielińskiego od składu – to już jest skrajna teza. A tu chodzi raczej o pytanie po Skopje: dlaczego został wystawiony na dziesiątce, skoro tam było ogromne ryzyko że przepadnie.

Dla mnie Zieliński to jest albo ósemka, albo pomocnik do walki. Dla mnie to jest taki dużo lepszy Buncol (Andrzej Buncol, reprezentant Polski w latach 80'), bo umie też odebrać piłkę, dużo biega, ma zdrowie, ma niekonwencjonalną zagrywkę, dużo widzi, ma oko do kluczowego podania.

Ale musi dostawać piłkę, a w Macedonii był odłączony od gry.

Spokojnie. Czasami trener wystawia gdzieś piłkarza licząc się z tym, że on gorzej zagra. Taki trener miał plan na Skopje, żeby wyjść jednym napastnikiem i skrzydłowymi.

I liczył się z tym, że każdy w takiej sytuacji będzie miał ciężkie życie na dziesiątce, więc niech je ma Zieliński, bo i tak najlepiej wybrnie?

To pan tak mówi. Piotrek najlepiej się czuje jako jeden z dwóch środkowych pomocników, ale tam grają Mateusz Klich i Grzegorz Krychowiak. Dobrze Zieliński gra po boku, ale tam grali Grosicki i Frankowski. Więc Piotrek został wysłany tam, gdzie mu może gorzej, ale czasem tak trzeba. Trener bierze potem pod uwagę takie rzeczy w ocenie piłkarza. Z Izraelem Zieliński zagrał już na wygodniejszej dla siebie pozycji, ale też wszystko wokół funkcjonowało lepiej. Był ład taktyczny, drużyna się nie spieszyła, w drugiej połowie ładnie kontrowała. Teraz kadra ma wolne na dwa miesiące, a my wracamy do rzeczywistości. Pewnie trochę bardziej szarej, bo pierwsza reprezentacja to jednak jest już dziś inny produkt. Widzieliśmy to w poniedziałek nawet podczas hymnu. Kilkunastu debili chciało wygwizdać hymn przeciwnika piłkarskiego, ale zostali wyklaskani przez innych.

Tylko jeszcze trzeba zwrócić uwagę prowadzącemu profil „Łączy nas Piłka” na Facebooku, że w taki wieczór było kilka lepszych słów do wyboru niż „pogrom”.

Jestem pewien, że nie miał nic złego na myśli, bo my się trzymamy sportu i Izrael traktowaliśmy jak każdego innego przeciwnika.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.