Robert Lewandowski tuż po meczu przeprosił kibiców. Zebrał kolegów i wykonał wobec nich gest

Po wygranej reprezentacji Polski z Macedonią Północną (1:0) nikt nawet nie próbował zakłamywać rzeczywistości. Robert Lewandowski wręcz przepraszał kibiców, że musieli na to patrzeć. Znowu, bo to trzeci mecz w eliminacjach, w którym zgadzają się tylko punkty.

Koniec meczu w Skopje. Na boisko padają wszyscy Macedończycy. Włącznie z bramkarzem, który akurat nie ma prawa być wyczerpany, bo Polacy w całym spotkaniu oddali tylko jeden celny strzał na jego bramkę. Choć strzał to chyba nawet za dużo powiedziane, bo piłka po prostu wturlała się do siatki. Radość polskich piłkarzy po zwycięstwie nie jest ani przesadna, ani długa. Drużynę szybko zbiera Robert Lewandowski. I rusza w kierunku sektora gości, na którym w piątek zasiadło 2 tys. kibiców z Polski. Lewandowski jako pierwszy mija ochroniarzy, podchodzi pod płot, zdejmuje koszulkę i rzuca w trybuny. Jakby chciał wszystkich przeprosić. Albo chociaż spróbować wynagrodzić im te męczarnie. Że znowu wytrzymali, że to kolejny mecz w tych eliminacjach, kiedy na grę reprezentacji Polski nie da się patrzeć.

Zobacz wideo

Potencjał, o którym się mówi

Najpierw Wiedeń, potem Warszawa, teraz Skopje. Trzy mecze, cztery gole. Wszystkie cztery strzelone w drugich połowach. Późno i w sumie nie za wiele, jeśli spojrzymy nawet nie tyle na rywali, ile na samą Polskę. Na Polskę, która ma w składzie Lewandowskiego, Milika czy Piątka. Znakomitych napastników, gdzie sam Lewandowski wyceniany jest wyżej niż cała reprezentacja Macedonii Północnej razem wzięta. Reprezentacja, gdzie jedynym piłkarzem fetowanym w piątek przez kibiców był Goran Pandev, 35-letni napastnik Genoi, który powoli kończy swoją karierę.

W Polsce kariery wielu piłkarzy są w rozkwicie albo u szczytu. To grupa świadomych ludzi. Świadomych swoich niedoskonałości, ale też potencjału, o którym na razie więcej się jednak pisze, niż go ogląda. - Wszystkie mecze eliminacyjne wyglądają na razie niesatysfakcjonująco. Szukamy przyczyn, chcemy to zmienić - mówił w piątek Jerzy Brzęczek, a po nim te słowa powtórzyła cała grupa piłkarzy - Piątek, Lewandowski, Grosicki, Bereszyński, Fabiański - która zatrzymała się w mixzonie. Nikt nawet nie próbował zakłamywać rzeczywistości.

Jeśli spojrzymy w tabelę, rzeczywistość nie przeraża: Polska po trzech meczach ma komplet punktów, jest liderem grupy i wielkimi krokami zbliża się do awansu na Euro 2020. Jeśli jednak spojrzymy na boisko, szybko chcemy od niego odwrócić wzrok. - Mam nadzieję, że skoro pierwszy mecz był słabszy w naszym wykonaniu, to drugi z Izraelem będzie lepszy - pokrzepiał w piątek Lewandowski. Ale jakby sam nie do końca w to wierzył, bo już w marcu - po męczarniach z Łotwą - przewidywał, że tak może wyglądać większość meczów w tych eliminacjach.

W poniedziałek reprezentacja Polski zagra z Izraelem. Jeśli wygra, awans na Euro 2020 będzie na wyciągnięcie ręki. Pytanie tylko, co dalej? Bo jeśli dalej będziemy grać w takim stylu, to scenariusz turnieju dobrze znamy: mecz otwarcia, o honor i się żegnamy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.