Jeszcze dwa lata temu żona Michała Pazdana mówiła, że do Turcji go nie puści. To był jednak czas, gdy w kraju było niebezpiecznie, a stoper Legii po udanych ME we Francji był w kręgu zainteresowań klubów z zachodniej Europy. Na jesieni roku 2018 jego sytuacja już tak optymistyczna nie była. Za trenera Ricardo Sa Pinto stracił miejsce w defensywie Legii. Przez to wypadł też z reprezentacji Polski i znalazł się na zakręcie.
-To było trudne. Byłem podstawowym zawodnikiem i nagle, z dnia na dzień nie grałem, i to jak się okazało przez trzy, cztery miesiące. Z każdej strony dostawałem po łbie. Czerwona kartka w meczu z Cracovią, pewnie też i spadek formy i jeszcze kontuzja. W październiku czułem, że niby już jest ok, ale miałem przeciążone kolano i nie mogłem wejść na najwyższe obroty. Trzeba było się odkręcić, to nie było łatwe - przyznaje Pazdan. Jednocześnie nie ma wielkich pretensji do ówczesnego trenera Legii. Rozumie, że miał inną filozofię dotyczącą obrońców i samej gry.
- Sa Pinto przyszedł kiedy byłem w najgorszej formie. Miał inną wizję środkowych obrońców. Lubił zawodników wysokich, wygrywających pojedynki powietrzne, grających prosto. Uwielbiał wielki wysiłek na treningach. Ja jestem zawodnikiem meczowym. Mogę trenować ciężko, ale na mojej pozycji liczy się dynamika, skoczność, świeżość i koncentracja. Na środku obrony nie trzeba pokonywać dziesiątek kilometrów. Ja muszę przewidywać, doskakiwać, skracać dystans, wyprzedzać. Ważniejsze niż ogólna wytrzymałość są dla mnie parametry takie jak siła, moc i dynamika. U Sa Pinto było bieganie, bieganie i bieganie - tłumaczy swoje jesienne problemy.
Jak mówi, w odbudowie formy i poprawieniu nastawienia pomogła zmiana otoczenia. Wiedział, że to też powinno znów przybliżyć go do kadry. Trener Brzęczek był z nim zimą w kontakcie, powiedział, że wie na co go stać, ale do kadry zaprosi go, jak zobaczy regularne występy. Był zadowolony na wieść, że obrońca idzie do Turcji. Ostatecznie na tym transferze zyskały trzy strony. Pazdan - bo się odbudował, reprezentacja - bo Pazdan wrócił do niej w dawnej formie i Ankaragucu - bo zyskało solidnego i dobrze zabezpieczającego bramkę obrońcę.
- W tej zimowej sytuacji najważniejsze dla mnie było granie. Tym się kierowałem przy przeprowadzce do Ankaragucu. Chodziło o cykliczne występy i fajne miejsce do życia. Poza piłką trzeba przecież też normalnie funkcjonować. Ankara jest dużym, normalnym miastem. Miastem ogólnodostępnym. Liga turecka też mi się szybko spodobała - wyjaśnia swój wybór Pazdan.
Pazdan wejście w Super Ligę miał znakomite. Jego drużyna po serii jedenastu meczów ze straconą bramką, z nim w składzie wreszcie zagrała na zero, a potem powtórzyła to kilka razy. Po serii porażek wreszcie wygrała. Za swoje występy Polak był doceniany bardziej, niż jego kolega ze środka obrony Chorwat Ante Kulusić. Dodatkowo były legionista w 14 meczach ekipy z Ankary strzelił dwa gole. To połowę tego, co zanotował w ponad 260 występach w Ekstraklasie.
- Jak grałem w Polsce to przy stałych fragmentach zostawałem z tyłu, asekurowałem drużynę. Podobnie było zresztą w reprezentacji, gdzie też nie wchodziłem na wolne czy rogi. W Turcji mogłem iść do przodu. Zresztą już w pierwszych meczach miałem dobre sytuacje na strzelenie gola. Powiedziałem sobie: kiedy jak nie teraz? Udało się. W mojej głowie jest obecnie koncentracja na defensywie, ale wiem też, że mogę pójść do przodu i spróbować pomóc drużynie w ofensywie. Oczywiście to nie przychodzi z łatwością. Myślę jak strzelić, co zrobić w danej sytuacji. Stoperom jest przecież trudniej niż napastnikom - tłumaczy nam piłkarz. Jego drużyna po rundzie jesiennej skazywana była na spadek, ale zimą przeprowadziła kadrową rewolucję. Wymieniono pół składu. Terapia szokowa podziałała. Zajęli 13. miejsce.
Pazdan w Ankarze spotkał się m.in z Thibault Moulinem, którego znał z Legii. - Sporo rozmawialiśmy, mieliśmy dobry kontakt. Teraz jednak skończyło się jego wypożyczenie z PAOK-u, więc na razie się nie spotkamy. Myślę, że latem w Ankaragucu znów dojdzie do sporej rotacji - zdradza piłkarz, który zapewnia, że klub mimo powracających w mediach plotek, obecnie nie ma kłopotów finansowych. Należności reguluje w terminie. Wie, że dzięki kolejnemu dobremu sezonowi w Turcji dalej będzie blisko kadry, a w klubowym futbolu, mimo 31-lat jeszcze może coś osiągnąć.
- Uważam, że mam przed sobą 3,4 lata gry na wysokim poziomie. Czuję się dobrze, do meczów przygotowuję sumiennie - wyznał. Zawodnik cieszy się z tego, że wreszcie jest ustawiany na jednej pozycji.
- Na defensywnego pomocnika byłem za słaby, mówili, że nie umiem szybko wyjść. Na stopera w pewnym momencie byłem za niski, w końcu jak tam zagrałem dobre trzy mecze w kadrze, to już wszyscy mnie tam widzieli. Dostałem stabilizację. Grałem tam gdzie lubię, umiem i chcę - tłumaczy.
Obecnie Pazdan nie ma problemów z tym, że po znakomitym sezonie na kadrę przyjeżdża jako zmiennik, bo występu w pierwszym składzie nie może być pewny. Wyżej w hierarchii Brzęczka jest Jan Bednarek, ale Pazdan w obliczu półrocznej separacji z biało-czerwonymi barwami, na nic się nie denerwuje.
- Na nic się nie obrażam. Cieszę się, że tu jestem i jestem gotowy. Zagra ten, który będzie bardziej pasował trenerowi. Bednarek jest graczem o innym profilu. On jest zawodnikiem wyższym, wygrywa więcej górnych piłek. Ja jestem typem, który może szybciej do rywala doskoczyć, wrócić, zareagować po jakiejś stracie. On gra bardziej elegancko, przyjemnie się na niego patrzy z boku - podsumowuje Pazdan.
Choć obrońca z Ankary nie może liczyć na pewne miejsce w wyjściowym składzie w starciu z Macedonią, to zwraca uwagę, że w Skopje czeka nas trudne spotkanie.
- Mecze rozgrywane na Bałkanach do najłatwiejszych nie należą. Przekonaliśmy się o tym choćby w spotkaniu z Czarnogórą (wygrana 2:1 w ostatnich 10 minutach – przyp. red.). Wtedy to było spotkanie, które dało nam pewien spokój w kontekście dalszych eliminacji do mundialu. Teraz po wygranej w Skopje również możemy czuć większy komfort przed kolejnymi meczami. Patrząc na naszego rywala, to Macedończycy na pewno mają kilku bardzo fajnie piłkarsko wyszkolonych piłkarzy. Tym, który najbardziej rzuca się w oczy jest oczywiście Goran Pandev. Potrafi zagrać dobrą piłkę prostopadłą, potrafi się obrócić. Na odprawie mieliśmy analizę ich gry i widzieliśmy jak dochodzą do sytuacji strzeleckich. Trzeba być uważnym - kończy.
Pazdan na ostatnim zgrupowaniu rozegrał właściwie tylko jedno spotkanie. Był na boisku przez 90 minut starcia z Łotwą. Z Austrią pojawił się na murawie w ostatniej minucie meczu.