Jacek Magiera po awansie Polski: "Chcemy wrócić do Łodzi". To oznacza tylko jedno

- Celem w meczu z Senegalem była dobra gra w defensywie. Mieliśmy być agresywni, odbierać piłki, uważać na błędy. Wiedzieliśmy, że gra na zero z tyłu da nam awans - powiedział Jacek Magiera, trener reprezentacji U-20 o zremisowanym 0:0 meczu z Senegalem. Dodał, że chce, by kadra wróciła do Łodzi. A to oznacza tylko jedno: awans do finału.

Plan na to spotkanie zakładał niestracenie bramki, dlatego Jacek Magiera był zadowolony z wyniku 0:0, nawet mimo niewielu sytuacji strzeleckich. - Próbowaliśmy kierować swoje akcje bocznymi strefami boiska. Kilka takich akcji się powiodło. W drugiej części trener Senegalczyków obniżył obronę. Było tam ciasno. Wprowadziliśmy zmienników, by ożywić ofensywę. Pod koniec meczu bardziej uważaliśmy, by nie nadziać się na kontratak rywala - tłumaczył selekcjoner. Zgodził się ze stwierdzeniem, że drużyna z każdym meczem gra pewniej, tak jakby ze sobą i rangą imprezy się oswoiła.

Zobacz wideo

Wideo pochodzi z serwisu VOD

- Wiemy, że każdy mecz dla nas to możliwość lepszej gry. Chłopaki lepiej się znają, rozumieją. Było to widać już w tym spotkaniu. Mamy kadrę osiemnastu wyrównanych zawodników. Każdy jest gotowy wejść i grać. Rotuję składem, bo dobieram właściwych ludzi do zadań. To jak oni reagują na te zmiany też o nich świadczy. To ważne aspekty dla młodych piłkarzy - tłumaczył trener na konferencji prasowej. 

Wyjaśnił też dlaczego trudno było nam kreować sytuacje w ofensywie. - Rywal miał swój cel, doskonale zamykał środek pola. Przerywał ataki i chciał wyprowadzać kontry. Tak wygrał mecz z Senegalem. Mieliśmy swoje sytuacje, ale zabrakło decyzji o strzale - opisywał.

Na nasze spostrzeżenie, że w środowym meczu wystawił wyższych zawodników niż słynący z rosłych graczy rywal (średnia wzrostu Polaków 1 metr 83 cm, Senegalu 1 m 81 cm) odparł, że wziął takich graczy jacy pasowali mu do walki z wysokimi rywalami, w metryki nie zaglądał.

- Nie miałem ani kalkulatora, ani miarki. Skład wybrałem z obserwacji. Wiedzieliśmy jakie oni mają atuty, więc na to spotkanie wziąłem odpowiednich w moim mniemaniu graczy. Każdy będzie się zastanawiał, co by było jakby było inaczej, ale chłopaki wykonali zadanie. Benedyczak w pierwszym składzie był planem taktycznym. Miał absorbować uwagę obrońców. Męczyć ich. Tak też zrobił.

Teraz kadrę czeka… niepewność. Musi patrzeć na rozstrzygnięcia w innych grupach. one determinują z kim i kiedy zagramy. W opcji jest Lublin lub Gdynia i mecz w niedzielę lub poniedziałek. - Wiemy tylko, że opuszczamy Łódź, ale fajnie byłoby tu wrócić - wyznał trener z uśmiechem. Możliwe jest to tylko przy awansie biało-czerwonych do finału mundialu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.