Mistrzostwa Świata U-20. Polska - Tahiti 5:0. To samo, ale inaczej

Z jednej strony Polacy potrzebowali meczu, który pozwoli im nieco odbudować wiarę we własne możliwości. Z drugiej jednak nie może ich utwierdzić w przekonaniu, że grając takim stylem będą w stanie wygrywać z lepszymi od siebie. A mecz z przeciwnikiem takim jak Tahiti już się nie powtórzy.

Te same środki, inny wynik

Polacy od początku starali się zagrać w sposób, który niezbyt wychodził w starciu z Kolumbią. Z Tahitańczykami musiał już jednak okazać się skuteczniejszy. Wyprowadzanie piłki bez pressingu rywala funkcjonowało sprawnie. Przy dużej ilości czasu i miejsca nasi reprezentanci byli znacznie bardziej dokładni i pewniejsi w rozegraniu, co zmotywowało ich to do większej ruchliwości. Pomagało jednak mocno również to, że Polacy dużo lepiej niż w meczu z Kolumbią radzili sobie w starciach indywidualnych. Było to kluczowe zwłaszcza w okolicach pola karnego rywala. Gdy tempo akcji nie powalało, okazało się to niezbędne dla stwarzania zagrożenia. Trzeba przy tym przyznać, że choć nasi reprezentanci sprawnie rozgrywali piłkę na naszej połowie i w środku pola, z ostatnim podaniem nie wyglądało to już tak dobrze.

Zobacz wideo

Szybkość nadal w cenie

Nie dziwi więc, że głównym źródłem zagrożenia były szybkie akcje. O ile ich przeprowadzenie w meczu z Kolumbią było pod pressingiem rywali bardzo trudne (choć nadal to z nich mieliśmy najwięcej pożytku), tak w niezorganizowaną obronę Tahitańczyków wchodziliśmy już jak w masło. W starciu ze słabszym rywalem naszym zawodnikom nie brakowało fantazji ani odwagi, z czym we wcześniejszym meczu mieliśmy ewidentne kłopoty. Nie jest jednak dziwne, że szybka gra na ryzyku przynosi na poziomie reprezentacyjnym znacznie lepsze wyniki. Po prostu na wypracowanie schematów na zgrupowaniach brakuje czasu, stąd w cenie jest tempo akcji i indywidualności. Jeśli nie mamy w nadmiarze tych drugich, pozostaje nam szybka gra.

Gra błędów

Gorszym objawem jest jednak to, że nawet w starciu z takim rywalem Polacy nie ustrzegli się błędów. Po części wynikały one zapewne z rozluźnienia i komfortowego prowadzenia, zaś rywale nie byli w stanie ich wykorzystać. Nie ma jednak co liczyć na to, że z silniejszymi przeciwnikami w obliczu pomyłek będziemy mieć tyle szczęścia. Przez Jackiem Magierą stoi konieczność wyeliminowania tych błędów. Może to jedna zrobić w zasadzie tylko za cenę rezygnacji ze swojej koncepcji gry piłką i rozwijania zawodników i postawienia na grę defensywną, nastawioną na szybkie kontry, a tym samym na wynik. W obliczu takie a nie innej jakości zawodników i niezbyt wielkiego zgrania między nimi, chcąc pozostać w mistrzostwach, trener nie ma w zasadzie innego wyjścia. Nawet jeśli z punktu widzenia prowadzenia zespołu młodzieżowego, to jedyne rozwiązanie nie jest do końca pedagogiczne.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.