Krychowiak dla Sport.pl: - Też tęsknimy za czasami, gdy wygrywaliśmy i mogliśmy wszystko: chodzić w futrach, mieć salon mody

- Nasza kadra ma dziś skarb, jakiego dawno nie było: rezerwowych, którzy są równie dobrzy jak piłkarze z podstawowego składu. Nikt tego oczywiście otwarcie nie powiedział, ale celem było pokonanie Austrii i Łotwy niezależnie od stylu, żeby sobie kupić spokój i czas - mówi Sport.pl Grzegorz Krychowiak, pomocnik reprezentacji Polski i Lokomotiwu Moskwa.
Zobacz wideo

Paweł Wilkowicz: - To prawda, że jest pan już piłkarzem Lokomotiwu, a nie PSG?

Grzegorz Krychowiak: - Wydaje mi się, że najważniejsze decyzje są już podjęte. Rozmawiałem w sobotę z moim menedżerem i potwierdził mi, że wprawdzie podpisu pod kontraktem jeszcze nie ma, ale wszystko wskazuje na to, że zostanę na najbliższe lata piłkarzem Lokomotiwu.

Na najbliższe dwa lata, czyli Lokomotiw przejmie kontrakt, który pana wiązał z Paris Saint Germain do 2021?

Nie, to będzie plus jeden sezon w porównaniu do kontraktu z Paryża. Czyli do 2022 roku.

To by się dobrze uzupełniało z wypowiedzią byłego prezesa Lokomotiwu Ilii Gerkusa, który tłumaczył swego czasu, że PSG w umowie wypożyczenia z możliwością wykupu bardzo korzystnie dla Lokomotiwu rozłożyło raty płatności za pana, właśnie do 2022.

Może tak być. Chcę zostać w Lokomotiwie, bo mamy tu zespół, który może osiągnąć dużo więcej w europejskich pucharach niż ostatniej jesieni. Odpadliśmy wtedy z Ligi Mistrzów, ale mamy zespół młody, perspektywiczny. Możemy powalczyć o dużo więcej w Europie. Czuję się tu dobrze, coraz lepiej mówię po rosyjsku, bez problemów się już mogę porozumieć w drużynie. Trzymamy się razem z Maciejem Rybusem, choć staram się też być wśród rosyjskich zawodników, ćwiczyć język. Języki: z naszym fizjoterapeutą rozmawiam po hiszpańsku, z Vedranem Corluką i Benediktem Hoewedesem po angielsku, a w domu mówię po francusku. Gra sprawia mi przyjemność, pasuje mi ten styl. Nie jest to może liga ze ścisłego europejskiego topu, ale szósta liga w Europie to też brzmi nieźle, są dobre widoki na europejskie puchary, walczymy o najwyższe cele. Po dwóch ciężkich latach przyszedł ten moment, gdy mam ogromną przyjemność z gry w piłkę. To jest najważniejsze.

Teraz przed Lokomotiwem mecz na szczycie z Zenitem.

Brakuje nam do lidera sześć punktów, przystępujemy do meczu jako wicelider. Od kilku spotkań nie tracimy bramek, nic tylko trzymać tę formę. Nie ma dla mnie większej przyjemności niż mecz bez straty gola. Niż powiedzieć sobie, schodząc z boiska: patrz, nic nie mieli, żadnej dobrej sytuacji. Bywałem już wystawiany bliżej bramki rywala, strzelałem gole. Ale jeśli drużyna gra źle w obronie, to mnie te wszystkie zapędy w ataku nie cieszą. Zawsze wolę wygrać, choćby w gorszym stylu.

Trener Jurij Siomin wystawiał już pana bliżej bramki, jako ofensywnego pomocnika, ale też jako środkowego obrońcę.

Teraz już wie, że najlepiej się czuję na tej pozycji, na której gram w reprezentacji, defensywnego pomocnika w ustawieniu 4-4-1-1 lub 4-4-2. To jest moje miejsce. W West Bromwich grałem bardzo wysuniętego pomocnika, za napastnikiem. I skończyło się tak, jak się skończyło. W Lokomotiwie aż tak ofensywnie nie byłem sprawdzany, ale zdarzało mi się być najbardziej wysuniętym w systemie z trójką pomocników. Robię to, o co trener poprosi. Ale zdawałem sobie sprawę że to nie moja pozycja, jestem bardziej pomocny zespołowi, gdy gram cofnięty. Najlepsze ostatnio spotkania, bez straty bramki, Lokomotiw rozgrywał w klasycznym ustawieniu 4-4-2 ze mną w roli jednego z dwóch defensywnych pomocników. Graliśmy dobrze w obronie, stwarzaliśmy mnóstwo sytuacji.

A czego panu brakuje w 4-4-2 w wydaniu polskiej reprezentacji, żeby też mieć przyjemność z gry i zbierać pochwały jak w Lokomotiwie, a nie gromy? W Rosji słyszy pan: transfer sezonu, najlepszy pomocnik ligi. W Polsce po meczach kadry: zmienić go.

Ja z tym nie będę walczył, bo dla mnie jest ważniejsze, co o mnie sądzi trener. Gdy zespół jeszcze do końca nie funkcjonuje, to najbardziej krytykuje się liderów i ja to akceptuję. Wydaje mi się, że my jeszcze nie jesteśmy na takim poziomie, żeby rywalizować z najlepszymi w Europie. Ale mamy już pewną podstawę. I teraz można już dopracowywać szczegóły. Dla nas podstawą jest gra w defensywie, bo w ataku mamy taki potencjał, że w każdym meczu możemy sobie stwarzać wiele sytuacji. Po Łotwie było dużo krytyki, bo wszyscy tego rywala uważali za łatwego. A ja sobie analizowałem wcześniejsze mecze z podobnymi przeciwnikami. Z rywalami, którzy się nastawiają na obronę, nigdy nie było nam łatwo o sytuacje. A teraz udało nam się stworzyć takich sześć. I gdyby ten mecz się zakończył 5:1 – bo jedną bramkę to oni nam mogli spokojnie strzelić – to też byłoby sprawiedliwie. Mamy dziś naprawdę mocną grupę piłkarzy ofensywnych. I ważne jest znalezienie równowagi i spokój w rozegraniu. Nie możemy cały czas ruszać do ataku, trzeba utrzymać się chwilę przy piłce, dać przeciwnikowi pobiegać. Wymienić podania, pokazać się, być w ruchu. Teraz tego brakuje, ale to są takie automatyzmy które się z czasem pojawią.

Pośpiech to była zmora meczu z Łotwą. Jakby każdy z piłkarzy czuł przymus zagrywania za wszelką cenę do przodu.

Tak było. Ale pamiętajmy: budowa tego zespołu zaczęła się od tych dwóch spotkań. Wcześniej, na etapie poznawania się drużyny z nowym trenerem, zmieniały się systemy, zmieniali wykonawcy i trudno było ustalić, co nie działa, jaki element jest do wymiany albo poprawy. Czy to system winny, czy zawodnicy. A teraz wszystko się stało bardziej klarowne. To teraz, wiosną, znaleźliśmy bazę, oparcie pod nogami. Wygraliśmy, nie straciliśmy gola. Trener poznał nas a my jego. Potrzebowaliśmy czasu, żeby się zrozumieć. Musiała cała Liga Narodów minąć.

Ta budowa i szukanie zrozumienia nadal trwają, a pan i Mateusz Klich jesteście tymi, którzy są tu najmocniej wystawieni na strzał. W środku boiska w nowej taktyce kadry zostaje bardzo dużo miejsca, a wy się jeszcze siebie nawzajem uczycie. Panu się dostało za Austrię, Klichowi za Łotwę.

Zrozumienie przyjdzie z czasem, a to, że piłka przechodzi przez środek, nie jest zawsze winą środkowych pomocników. Trzeba zmniejszać odstępy między liniami, poprawiać komunikację. Rozmawiamy bardzo dużo z Mateuszem. On ma talent do gry do przodu, jak zresztą przeważająca część naszej drużyny. Ciągnie nas do tego, żeby atakować dużą grupą. To ma swoją gorszą stronę: trzeba bardzo dbać o asekurację i podpowiadanie sobie.

Jakim trenerem jest Jerzy Brzęczek?

Bardzo sporo z nami rozmawia, podpowiada spod linii bocznej, stara się wyprowadzać grę od tyłu, od bramkarza. Choć tutaj mamy ogromne rezerwy, w wyprowadzeniu piłki z obrony do pomocy dużo nam jeszcze brakuje. Ale teraz mamy już punkt wyjścia, żeby dopracowywać szczegóły i móc rywalizować z najlepszymi. Wszyscy chcą, żebyśmy grali pięknie. Ale na to potrzeba czasu. I lepiej się będzie teraz nad tym pracować, po dwóch zwycięstwach. Nikt tego oczywiście otwarcie nie powiedział, ale tutaj celem było zwycięstwo niezależnie od stylu, żeby sobie kupić spokój i czas. Bo jesienią bywały w meczach lepsze momenty, ale co z tego, skoro nie było wyników, skoro zawsze jakiegoś gola straciliśmy. Nawet z Włochami w Bolonii, w bardzo przyzwoitym meczu. A teraz nie było fajerwerków, ale były punkty. A teraz będziemy pracować, by móc rywalizować z najlepszymi.

Pan jest rozżalony krytyką po Austrii i Łotwie?

Mnie o odbiorze naszych meczów informują tylko dwie osoby: mój brat i rzecznik PZPN Kuba Kwiatkowski. Sam tego nie śledzę. Myślę, że powinniśmy dostać trochę czasu. To potrwa, zanim po mundialu ta drużyna zacznie funkcjonować jak należy. Tak jak potrzebowała czasu drużyna Adama Nawałki, zanim dobrze wypadła w Euro. Też było wiele eksperymentów, wiele rzeczy się nie sprawdziło. Różne decyzje personalne, taktyczne, wiele rozczarowań. A teraz znaleźliśmy system, który dobrze funkcjonuje i trzeba to dopieszczać. Jak już będzie dopieszczone, można próbować kolejnych wariantów, na przykład z trójką napastników, bo widzę takie możliwości. Ale trzeba najpierw wyćwiczyć podstawy do perfekcji, dopiero potem warianty. I będzie dobrze. Mamy dziś taką ławkę rezerwowych, że właściwie każdy wchodzący daje taki poziom, jak zawodnik za którego wchodzi. To ma ogromne znaczenie psychologiczne. To jest niesamowita siła, skarb, którego ten zespół nie miał pół roku temu czy rok temu.

A nie jest też tak, że potrzebowaliście tych kilku miesięcy, żeby wyrzucić z głów mundial?

Myślę, że nie można grać z głowami odwróconymi do tyłu. Dlatego starałem się od tego odciąć. Mundial był tragiczny, przeżyliśmy go mocno, ale z czasem wraca równowaga, przypominają się te lepsze momenty z przeszłości. W Rosji zagrała drużyna, w której wielu piłkarzy było po problemach w klubie. Wśród nich ja: miałem zaległości w grze, podczas przygotowań do mundialu spracowałem się jak koń, ale to nie zastąpi regularnej gry. Tyle, że takie rzeczy wie się po fakcie. Pojechaliśmy tam pełni optymizmu. Uważaliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani. Dostaliśmy lekcję. Zabrakło jakiegoś dobrego impulsu, mecz z Senegalem się źle zaczął i źle skończył. A potem już poszło.

Prezes Zbigniew Boniek mówi, że zabrakło też ducha drużyny. Że coś się popsuło przed mundialem przez rywalizację o uznanie, o nagrody piłkarza roku itd. I że dopiero Jerzy Brzęczek odbudował atmosferę. Ma rację?

Gdy jest porażka, to trzeba szukać powodów. Zbigniew Boniek jako nasz szef ma swoje odczucia. Ja będąc wewnątrz tej grupy 24 godziny na dobę mam inne odczucia. Nie widziałem tego ani w mundialu ani podczas przygotowań. Nie sądzę, żeby się dało znaleźć jeden powód, który wytłumaczy nasz słaby mundial. Nigdy nie ma jednego powodu. Ktoś powie, że atmosfera, ktoś że Soczi, upał, ale ja jakoś nie jestem przekonany. Gdy mi się zdarzy mecz, w którym jestem w słabszej formie fizycznej, to analizuję bardzo długo, cofam się o kilka dni, rozpamiętuję, co mogło być przyczyną. I najczęściej znajduję kilka, trudno wtedy rozstrzygnąć, która była decydująca. Zdaję sobie sprawę, że byłem wśród obwinianych za niepowodzenie w Rosji. I to też jest zrozumiałe, jest w tej kadrze grupa piłkarzy grających od dawna i na nich naturalnie spada taka odpowiedzialność. Nie ma się co obrażać, od nas się wymaga dużo więcej.

Dlatego potem słychać: Robert Lewandowski na ławkę, bo mamy już Krzysztofa Piątka.

Tego nie znałem. Szybko poszło.

To sprzed meczów z Austrią i Łotwą.

Rozumiem. Wiele to mówi o nastrojach, nic nie ujmując Pionie.

Pana miał odesłać na ławkę Szymon Żurkowski.

I co mam powiedzieć? Kibice się rozczarowali długim czekaniem na wygrywanie. Ich prawo. My spotykaliśmy się w gronie tych najbardziej doświadczonych, dyskutowaliśmy, co poszło w mundialu nie tak. Aż doszliśmy do wniosku, że już nie ma sensu rozpamiętywanie. Trzeba się skupić na tym, żeby w eliminacjach Euro odzyskać szacunek u ludzi. Może to było tak jak z Lokomotiwem w Lidze Mistrzów: jeszcze jesteśmy za mało doświadczeni w takich wielkich turniejach, żeby nam się udawało za każdym razem. I uważam, że na dziś też nie bylibyśmy gotowi zagrać w wielkim turnieju. Brakuje nam takie systematycznego, równego wysiłku przez 90 minut. Mamy lepsze momenty i gorsze, a tu chodzi o taki rytm jaki mieliśmy np. w Euro w meczu z Niemcami. Schodziliśmy wtedy z boiska i myśleliśmy sobie: „Tylko remis? Szkoda”. Był jakiś niesmak. W takim byliśmy transie. Ale ten trans się rodzi z pracy nad szczegółami. I uważam, że jest to do zrobienia. W ustawieniu z meczów z Austrią i Łotwą jesteśmy w stanie utrzymać się przy piłce. Tak przecież graliśmy w Euro. Trzeba poprawiać ustawienie, ruchliwość. I się uda. My też już tęsknimy za tą atmosferą Euro 2016, gdy byliśmy kochani. Wygrywaliśmy i mogliśmy wszystko. Mogłem chodzić w futrach, mieć salon mody. A jak zaczęliśmy przegrywać, to nic mi nie było wolno. Więc wygrywajmy, niech ta seria trwa jak najdłużej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.