Polska - Łotwa. Krzysztof Piątek bez bramki, ale zwycięski. Udowodnił, że jego współpraca z Robertem Lewandowskim ma sens

Przed eliminacyjnym meczem z Łotwą piłkarska Polska występ Krzysztofa Piątka traktowała niczym nadchodzące zbawienie. W niedzielę napastnik zrobił wszystko, co powinien. I choć gola nie zdobył, to jego współpraca z Robertem Lewandowskim dała nadzieję na przyszłość.

W niedzielny wieczór spacerujący w okolicy PGE Narodowego mogli odnieść wrażenie, że tego dnia na rozświetlonym stadionie jeden piłkarz zmierzy się z całą reprezentacją Łotwy. „Piłkarzem” był Krzysztof Piątek, którego popularność dawno już zawstydziła Pazdanomanię. Chyba tylko fenomen Adama Małysza wciąż może równać się z szaleństwem, które panuje na punkcie snajpera AC Milan. – Pio, Pio, Pio, Pio – niosło się na błoniach stadionu, a dyskusja zazwyczaj nie dotyczyła tego, czy Piątek strzeli gola, tylko tego, ile razy pokona bramkarza. Tak, jakby miał sam do siebie dograć, przedryblować rywala, dośrodkować i zdobyć bramkę. I choć to się nie udało, bo Piątka wyręczyli Robert Lewandowski i Kamil Glik, to współpraca z kapitanem kadry dała selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi ogromną nadzieję na przyszłość.

Uwaga! Wirus atakuje!

To była walka z czasem. Jeszcze w sobotę sztab szkoleniowy kadry poważnie brał pod uwagę pozostawienie Piątka w hotelu. Piłkarz – tak jak kilku jego kolegów – zmagał się z wirusem, który zaatakował reprezentację po meczu z Austrią. Na konferencji prasowej trener Brzęczek przyznał, że decyzja o pojawieniu się Piątka na oficjalnym treningu zapadła po rozmowie z samym zawodnikiem. Przez całe zajęcia napastnik był jednak monitorowany i gdyby z jego zdrowiem zaczęło dziać się coś złego, natychmiast zszedłby do szatni. Piątek dał jednak radę i dzień później u boku Roberta Lewandowskiego pojawił się w podstawowym składzie kadry. To zresztą w sobotę zapowiedział trener. – Jeśli Krzysiek będzie zdrowy, zobaczymy go od początku – zadeklarował i słowa dotrzymał. To jednak, w jakim stanie zawodnik AC Milan wybiegł na murawę Narodowego, wiedziało tylko wąskie grono zgromadzone wokół sztabu.

Na pomeczowej konferencji selekcjoner mówił: „Osób, które mają wirus, możemy naliczyć nawet dziesięć. Mieliśmy też wizytę lekarza, bo okazało się, że jeden z kolegów Arka Milika z Napoli miał świńską grypę. Badania tę sytuację na szczęście wykluczyły. Krzysiek przed spotkaniem zgłosił nam, że jest do dyspozycji i dlatego postanowiliśmy na niego postawić”.

Były sytuacje, lecz zabrakło bramki

Rzekomo „trudna” współpraca Piątka z Lewandowskim do przerwy wyglądała obiecująco. W 28 min. to właśnie Piątek sprytnie dograł Robertowi, który wpadł w pole karne, choć nie oddał strzału. Chwilę wcześniej 23-letni snajper przejął piłkę po uderzeniu Lewandowskiego, ale padł na murawę zahaczony przez rywala. Azerski arbiter Aliyar Aghaiew o dziwo uznał jednak, że Piątek symulował i piłkarza ukarał żółtą kartką. To także Piątek był o centymetr od dobicia do pustej bramki futbolówki, która po strzale Lewandowskiego odbiła się od słupka.

Duet napastników nie tylko sobie nie przeszkadzał, ale wręcz przeciwnie – chwilami można było odnieść wrażenie, że zna się na pamięć. Przez większość czasu gry na pozycji numer „dziewięć” biegał Piątek. W tym czasie Lewandowski umiejętnie przesuwał się na skrzydła. W pierwszej połowie Piątek miał też dwie inne okazje: w 12 min., gdy po dwójkowej akcji z Kamilem Grosickim znalazł się na skraju pola karnego gości, ale źle przyjął piłkę i uderzenie zablokowali obrońcy, oraz w 35 min., gdy strzałem głową nie zaskoczył Pavelsa Steinborsa.

Stojanović: Piątek to najgorętsze nazwisko we Włoszech

Najbliżej zdobycia bramki Piątek był w drugiej połowie. Najpierw jego strzał głową obronił bramkarz Arki Gdynia, a następnie niewiele zabrakło, gdy po godzinie gry napastnik minął Steinborsa, ale ostry kąt okazał się zbyt ostry i piłkarzowi nie udało się zmieścić piłki w bramce. – To zawodnik, którego jeżeli tylko na chwilę stracisz z oka, potrafi cię zaskoczyć. Jest najgorętszym nazwiskiem we Włoszech. Co prawda bramki nie strzelił, ale przysporzył nam dużo problemów – mówił po meczu selekcjoner reprezentacji Łotwy Slavisa Stojanović.

Jest nadzieja na przyszłość

Po warszawskim meczu niektórzy kibice mogli być rozczarowani. Piątek nie jest cudotwórcą i nie przedrybluje pięciu piłkarzy rywali kończąc akcję celnym strzałem. Podobnie, jak Robert Lewandowski, potrzebuje wsparcia kolegów. W Genoi i Milanie gra zespołu ustawiona była i jest pod snajpera, który bezlitośnie korzysta z podań kolegów i swego zabójczego instynktu. To dzięki niemu był tam, gdzie spadła piłka po dośrodkowaniu Rafała Kurzawy w meczu z Portugalią i w Austrii, gdy po strzale Tomasza Kędziory futbolówka znalazła właśnie Piątka. – Na pewno nie będzie takiej sytuacji, że Krzysiek będzie strzelał bramkę w każdym meczu. Dziś Miał swoje okazje, ale może zabrakło przy nich dokładności – skomentował Brzęczek.

Na PGE Narodowym 23-latka wyręczyli Lewandowski i Kamil Glik, którzy do siatki trafili. Nie oznacza to jednak, że Piątek meczu nie może zaliczyć do udanych. To, co w niedzielę udowodnił sobie i kibicom, może okazać się równie istotne, co jego bramki: współpraca z Robertem Lewandowskim nie tylko jest realna, ale daje też olbrzymie nadzieje na przyszłość.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.