Austria - Polska. Błaszczykowski 2.0. Świetny przechwyt, słaby drybling i coraz lepsze liczby

Powrót Kuby Błaszczykowskiego do Ekstraklasy był równie trudny, co jego ostatnie miesiące spędzone w Niemczech. Z najgorszego skrzydłowego w lidze 33-latek awansował jednak do czołówki. Wydaje się, że z jego rosnącej formy w meczu z Austrią skorzysta Jerzy Brzęczek.
Zobacz wideo

Kilku uznanych skrzydłowych z Ekstraklasy pewnie próbowałoby przyjmować. Może zamiast strzału woleliby podać? A może posłaliby futbolówkę gdzieś daleko w trybuny? Gdy niełatwa piłka po podaniu Sławomira Peszki trafiła do Kuby Błaszczykowskiego, ten bez zawahania uderzył w sposób, jaki polscy kibice zwykli oglądać tylko w relacjach z Ligi Mistrzów. Gol zdobyty w meczu z Cracovią odczarował klątwę, która przez ostatnie tygodnie nie pomagała piłkarzowi Wisły Kraków. Efektowne trafienie sprawiło, że wiele osób na Kubę jeszcze raz spojrzało łaskawym okiem: dostrzegło w nim jakość, którą potrafi sprzedać. Świadczą o tym jednak nie tylko pochlebne komentarze, ale przede wszystkim liczby, które coraz mocniej przemawiają na korzyść Kuby. Wie o tym Jerzy Brzęczek, który z rosnącej formy siostrzeńca może skorzystać w czwartek, gdy w Wiedniu zagramy w eliminacjach Euro 2020 z Austrią.

Chodzić "na Błaszczykowskiego"

Powrót Błaszczykowskiego do Ekstraklasy wcale nie był gwarantem jego powrotu do wielkiej formy. Przecież do Polski wracali z dużą wiarą w siebie Maciej Żurawski, Artur Wichniarek i Ireneusz Jeleń, ale ich zderzenia z rzeczywistością zakończyły się ogromną klapą. Dlatego na Kubę zwrócone były oczy nie tylko przeciwników, ale przede wszystkim tysięcy kibiców. Nie tylko tych wspierających Wisłę. Takiej osobowości na naszych boiskach nie było przecież od czasów Danijela Ljuboji w Legii Warszawa, a reprezentanta z takim życiorysem - od dekad.

Jeszcze w styczniu o ewentualnej grze Kuby w Polsce tak mówił Sport.pl trener Wisły Maciej Stolarczyk: "On zdaje sobie sprawę z tego, jak trudno się wraca. Na jego barki spadnie wiele. Wszyscy będą liczyli, że Błaszczykowski sam będzie wygrywał mecze. Poza tym wiemy, że Kuba nie będzie miał swobody gry. Każdy przeciwnik go zna i będzie chciał mu utrzeć nosa".

Stolarczyk miał rację. Przecież część kibiców Wisły ruszyła do kas po karnety dopiero, gdy podpisanie kontraktu przez 33-latka zostało oficjalnie potwierdzone. Gdy okazało się, że dwa pierwsze w 2019 roku mecze "Białej Gwiazdy" zostaną rozegrane w poniedziałek (bo tak dogadały się miesiąc wcześniej telewizje Canal+ i Eurosport) sympatycy piłki wzdrygnęli się z oburzenia. Zdaniem wielu z nich powrót takiej gwiazdy powinien być głównym daniem kolejki, a nie dokładką. Bo "na Błaszczykowskiego" się chodzi - przynajmniej na Reymonta. Podobnie może być w kadrze, bo skrzydłowy to wciąż jeden z najbardziej lubianych piłkarzy reprezentacji. A na dodatek jej rekordzista - ze 105 spotkaniami na liczniku. Do wytrącania argumentu, że Błaszczykowski jest w kadrze wyłącznie "dzięki wujkowi", Kuba musi jednak grać i to grać dobrze. Ostatnie tygodnie udowodniły, że jest to nie tylko możliwe, ale i realne.

W lidze lepszy tylko Zarandia

Wygrane dla Wisły derby Krakowa, w których Kuba zdobył zwycięską bramkę i zanotował asystę, pudrują nieco jego poprzednie występy w Ekstraklasie. Te wcale nie rzuciły na kolana. Błaszczykowski brutalnie zderzył się z polską rzeczywistością, co beznamiętnie pokazywały statystyki. Według InStatu, mimo olbrzymiego zaufania, jakim wiślacy od początku obdarzyli kolegę, produktywność reprezentanta była dramatycznie niska. W trzech pierwszych meczach Błaszczykowski miał najniższą skuteczność podań, wahającą się między 60 proc. a 70 proc., rzadko kiedy wygrywał dryblingi (tylko 49 proc. powodzenia), nie stwarzał partnerom okazji do zdobywania goli i zanotował 41 strat. Kiedy strzelał na bramkę - to niecelnie. Nawet w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław, w którym dał Wiśle zwycięstwo, jego uderzenie z rzutu karnego było jego jedynym strzałem w światło bramki. Był nawet moment w którym Kubę z czystym sumieniem można było określić mianem najgorszego skrzydłowego ligi, chociaż i to było sporym nadużyciem, bo piłkarz często zamiast na boku, pracował w środku pola. To dało dość niespodziewany efekt: spośród ofensywnych zawodników miał najwięcej prób odbioru.

Dziś statystyki mówią zupełnie coś innego: Kuba jest w "top 3" skrzydłowych w lidze. Według InStatu wyprzedza go tylko Luka Zarandia z Arki Gdynia. Wrażenie zaczęły robić też liczby. W tym roku były pomocnik Borussii Dortmund do siatki trafił już dwukrotnie, a trzykrotnie asystował. Z jego osiągami w 2019 roku nie mogą się równać Damian Kądzior (jedna asysta w Dinamie Zagrzeb) i Przemysław Frankowski (jedna asysta w Chicago Fire). Zdecydowanie lepszy jest tylko Kamil Grosicki. Z drugiej strony Błaszczykowskiemu daleko do najlepszych lat. Na niskim poziomie wciąż pozostały jego dryblingi, w których z dwudziestu czołowych skrzydłowych Ekstraklasy lepiej od 33-latka prezentuje się aż… siedemnastu zawodników.

Brzęczek: Kuba takich wyników jeszcze nie miał

Coraz lepsza gra Błaszczykowskiego jest związana z wynikami jego badań wydolnościowych. Od pierwszych dni w Krakowie Stolarczyk podkreślał, że przyszły piłkarz Wisły potrzebuje czasu, aby poprawić zdewastowaną formę fizyczną, której nie pomagało przesiadywanie na trybunach w Wolfsburgu czy czas spędzony w salach rehabilitacyjnych. Pod tym względem jest dziś znacznie lepiej, co na poniedziałkowej konferencji prasowej potwierdził selekcjoner reprezentacji Jerzy Brzęczek. - Jest w takim stanie fizycznym, w jakim nie był dawno. Mam wgląd w jego wyniki, a że te badania były prowadzone także w kilkunastu ostatnich latach, to jest porównanie. I Kuba jest na swoim najlepszym poziomie, na którym nie był nawet kiedyś - powiedział i przyznał, że piłkarz jest dziś gotowy do gry od początku nawet w reprezentacji.

Wszystko w nogach Kuby

Kubie niezbędna jest dziś pewność siebie, której jesienią mu brakowało. Już w pierwszym meczu za kadencji Brzęczka w Bolonii to on faulował w polu karnym Federico Chiesę, dzięki czemu Włosi doprowadzili do remisu. W kolejnym spotkaniu z Irlandią Błaszczykowski dał się ograć Callumowi O'Dowdzie, który dośrodkował na nos zdobywcy gola Aidena O'Briena. Pędzących jak autostradą komentarzy hejterów nie była w stanie zatrzymać nawet wyjątkowej urody bramka zdobyta w meczu z Portugalią. Wyrok był już wtedy wydany: Kuba w kadrze grał tylko za zasługi i dzięki wujkowi, który powoływał go wbrew zdrowemu rozsądkowi. Od tego czasu sporo się zmieniło. Na lepsze. Nie zmieniło się tylko jedne: oczekiwania wobec Błaszczykowskiego. Te były i będą wielkie. Tylko od Kuby zależy, czy tym razem im podoła.

Więcej o:
Copyright © Agora SA