Piotr Zieliński: Mam wszystko, żeby zrobić wielką karierę. Muszę tylko docenić talent, który dał mi Bóg

Mam wszystko, żeby zrobić wielką karierę. Pytanie brzmi: jak wykorzystam talent. Na razie nie jest źle - mówi w rozmowie ze Sport.pl pomocnik reprezentacji Polski Piotr Zieliński.

Sebastian Staszewski: Zbigniew Boniek napisał na Twitterze: „Piotrek ma wszystko, oprócz jednej rzeczy, by zrobić wielką karierę”. Wie pan czym jest ta „jedna rzecz”?

Piotr Zieliński: Nie mam pojęcia. Przy najbliższej okazji porozmawiam z prezesem i zapytam, co miał na myśli.

Może Bońkowi chodziło o pana głowę? Taka opinia panuje przecież od dawna: Zieliński ma wielki talent, wielkie umiejętności, ale nie wytrzymuje ciśnienia ważnych meczów.

Uważam, że mam wszystko, żeby zrobić wielką karierę. Chociaż szczerze muszę przyznać, że zdarzały mi się wahania formy. Nawet w tym sezonie. Nie chcę się jednak nimi przejmować. Muszę skupić się na tym co robię tu i teraz; muszę skupić się na drużynie, na celach, na tym co mogę zrobić, a nie czego nie zrobiłem. Wcześniej zaprzątałem sobie głowę myślami. Za dużo było zastanawiania się, analizowania sytuacji, które dawno powinienem był zapomnieć. Z drugiej strony nie chcę ciągle mówić o tej głowie. Może problem był, ale już go nie ma.

Na boisku często ma pan do siebie pretensje?

Zdarza się. Wiem, że mój potencjał jest duży, ale nie w pełni go wykorzystuję. Jak powtarzał Adam Nawałka – są rezerwy. Ale wiem też, że nadchodzi moment, gdy zacznę czuć się w swoim ciele dobrze, gdy docenię samego siebie, gdy zaakceptuję to kim jestem i jaki jestem.

Czego pan w sobie nie lubi najbardziej?

Na przykład tego, że sam komplikuję sobie życie. Nie podejmuję prostych decyzji – tych najlepszych – tylko kombinuję. Tak jest na przykład z uderzeniami sprzed pola karnego. Dobrze gram oboma nogami, a i tak niezbyt często decyduję się na strzały. Kiedyś po jednej złej decyzji znikała moja pewność. Teraz jest dużo lepiej, bo regularnie nad sobą pracuję.

Pana kolega z Napoli Vlad Chiriches powiedział w tamtym roku, że nie widział piłkarza z tak wielkimi umiejętnościami, jak pan. Łukasz Piszczek też się panem zachwycał. Mówił o panu jak o nowym Robercie Lewandowskim. Może przeszkadza panu opinia talentu, niekończące się pochlebstwa, oczekiwania kibiców w Neapolu i całej Polsce?

Może trochę brakuje mi tej świadomości. Może czasem nie doceniam talentu, który dostałem od Boga. Chwilami jestem też dla siebie zbyt krytyczny. Wkurzam się, irytuję. Bez wiary w to, jak dobry jestem, nie wejdę na najwyższy poziom. Często na nim bywam, jestem tam na mecz albo dwa, ale później zdarzają mi się słabsze chwile. Mam jednak świadomość, że mogę z nimi zwyciężyć. Antidotum na te gorsze dni jest tylko i wyłącznie ciężka praca nad sobą.

Ma pan świadomość, że lada dzień zniknie nad panem parasol ochronny? Przestanie być pan Piotrkiem, a stanie się pan Piotrem. Piotr Świerczewski w niedzielnym programie „Cafe Futbol”powiedziało panu: „Musimy skończyć z przypinaniem mu łatki młodego zawodnika. Trzeba mówić już o doświadczonym, kreatywnym i potrzebnym graczu”.

Talent będę miał zawsze. Pytanie brzmi: jak go wykorzystam. Na razie nie jest źle. Mam 24 lata, a rozegrałem w reprezentacji 41 meczów, do tego dołożyłem 150 występów w Serie A. Teraz jestem w momencie, gdy muszę wejść na tą najwyższą półkę i pozostać tam na lata.

Wtedy weźmie pan na barki ciężar gry kadry, który od kilku lat dźwiga Lewandowski?

Nie chcę składać takich deklaracji. Na boisku jest jedenastu zawodników i każdy z nas musi czuć się odpowiedzialny za wynik. Sam Lewandowski niczego nie zmieni, sam Zieliński też nie. Potrzebujemy wsparcia kolegów. To media piszą czasem o mnie jako o zbawicielu kadry.

Co myśli pan o opinii, że Zieliński w kadrze spala się w najważniejszych momentach?

Nie zgadzam się z nią. Były chwile, gdy mi nie szło. Takim meczem był na przykład ten z Ukrainą na Euro 2016. Czy był zły? Był. Ale nie jestem maszyną, która nie popełnia błędów. Nie uważam, że moją karierę kibice i dziennikarze powinni definiować przez ten jeden mecz.

Jest pan zadowolony z tego, co do tej pory pan osiągnął?

Jestem.

W reprezentacji też?

Tak. Jestem zadowolony z większości meczów. Wiem, że ludzie oczekują ode mnie bramki i trzech asyst w każdym spotkaniu, ale tak się nie da. Czasem trzeba odwrócić uwagę rywala, czasem powalczyć w obronie, czasem popracować na kolegę. A tego prawie nikt nie docenia.

Pan zaczął pracować w defensywie. Jerzy Brzęczek miesiąc temu powiedział Sport.pl: „Jestem pozytywnie nastawiony do Piotra po tym, co już nam pokazał. I nie chodzi mi wcale o atak, ale o zaangażowanie, grę w defensywie. W obu meczach [z Portugalią i Włochami] to on przebiegł najwięcej kilometrów. Mam przemyślenie, że to nie jest chłopak ograniczony tylko do ofensywy”. To zasługa trenera Napoli Carlo Ancelottiego?

Ciągle się rozwijam. Kiedyś nie byłem typem walczaka, brakowało mi chęci do wracania się. Teraz mam coraz więcej odbiorów. Zdrowie do biegania jest i wykorzystuję to. W klubie zazwyczaj gram w środku pola: tam uczę się sprytu, walki. W kadrze jestem ustawiamy na dziesiątce, ale i tak to nie zwalnia mnie z obowiązku pomagania środkowym pomocnikom.

W tym sezonie ma pan jednak słabe statystyki. W Neapolu strzelił pan dwie bramki, w reprezentacji jedną – w meczu z Włochami w Bolonii. Oczekujemy od pana więcej.

Cieszą mnie bramki i asysty, ale nie mogę skupiać się tylko na nich. Jeśli przesadzę to na siłę będę uderzał z każdej pozycji. To bez sensu. Spokojnie, sytuacje mam, nawet stuprocentowe. Trochę brakuje mi szczęścia, skuteczności. W tym sezonie powinienem strzelić cztery-pięć bramek więcej. Teraz mam zadyszkę, bo w takim klubie jak Napoli rywalizacja jest ogromna. Ale nie poddaję się. Robię wszystko, żeby w podstawowej jedenastce nie bywać, a być. We Włoszech kibice we mnie wierzą. Chciałbym też, żeby ludzie w Polsce ufali mi bardziej.

Co pan woli – bramkę czy asystę?

Gol to jest gol. Asysty cieszą, cieszą zwycięstwa mojej drużyny, ale jak piłka wpadnie do siatki to tu w środku jest eksplozja [Zieliński kładzie rękę na klatce piersiowej – aut.].

Bramka strzelona w grze komputerowej też tak smakuje?

Nie, to całkiem inne uczucie. Poza tym FIFA coraz rzadziej jest moją rozrywką. Na ostatnim zgrupowaniu nie zagrałem ani razu. Wolę pogadać z chłopakami o tym co u nich w klubach, co słychać w Niemczech, w Anglii. Ekipa jest fajna, jest się do kogo odezwać. Doszedłem do wniosku, że fajniejsza od siedzenia przed telewizorem i męczenia oczu, jest zwykła rozmowa.

Kiedy rozmawiacie z kolegami to uważacie, że są powody do niepokoju? Reprezentacja nie wygrała meczu od spotkania z Japonią.

Mogę was zapewnić, że nie. Jestem w kadrze i dużo widzę. Od piłkarzy po sztab szkoleniowy wszyscy są optymistami. Nikt się nie chowa. Rozmawiamy, także o problemach. Szukamy rozwiązań. Każdy chciałby, żebyśmy wygrywali, ale nie zawsze to możliwe. Jestem pewny, że to jednak kwestia czasu. Mamy duży potencjał, chociaż na chwilę wpadliśmy w dołek.

Wyniki wynikami, ale jesienią reprezentacja miała inny problem: brak stylu gry.

Mieliśmy słabsze momenty. Na przykład w pierwszej połowie meczu z Czechami. Ale po przerwie stworzyliśmy sytuacje i z przebiegu całego spotkania nie uważam, że zasłużyliśmy na porażkę. Mecze z Portugalią i Włochami pokazały nam, że problemy zaczynają się wtedy, gdy przestajemy realizować to, co ćwiczymy na treningach. Później mamy analizy i na nich widać, że ktoś stał trzy metry za daleko, ktoś inny źle pobiegł, a ktoś inny się poślizgnął.

Niedawno mówił o tym Wojciech Szczęsny. Bramkarz Juve stwierdził: „Zawsze byłem zdania, że taktyka nie przeszkadza w graniu w piłkę. Odniosę się do meczu z Włochami, bo w nim zagrałem. Jeśli dziesięć razy podajesz niedokładnie to nie jest to wina taktyki”.

Zgadza się. To nasza wina. Na analizie wszystko widać. Podczas meczów musimy pokazywać to, co trenujemy. A trenujemy proste granie: podanie, podanie i strzał. Jeśli udawało nam się stwarzać jakieś zagrożenie, to właśnie tymi najprostszymi środkami. Skoro one nam pasują to powinniśmy je wykorzystywać. Zamiast tego czasem przesadzamy z kombinacjami.

Szczęsny ma teorię, że cały ten kryzys to pokłosie nieudanych mistrzostw świata.

Mundial nie ma już żadnego znaczenia. Był, minął, trzeba o nim zapomnieć. Zmienił się selekcjoner, zmienili się piłkarze, zmienia się sposób grania.

Więcej o:
Copyright © Agora SA