Piotr Zieliński: Nie mam pojęcia. Przy najbliższej okazji porozmawiam z prezesem i zapytam, co miał na myśli.
Uważam, że mam wszystko, żeby zrobić wielką karierę. Chociaż szczerze muszę przyznać, że zdarzały mi się wahania formy. Nawet w tym sezonie. Nie chcę się jednak nimi przejmować. Muszę skupić się na tym co robię tu i teraz; muszę skupić się na drużynie, na celach, na tym co mogę zrobić, a nie czego nie zrobiłem. Wcześniej zaprzątałem sobie głowę myślami. Za dużo było zastanawiania się, analizowania sytuacji, które dawno powinienem był zapomnieć. Z drugiej strony nie chcę ciągle mówić o tej głowie. Może problem był, ale już go nie ma.
Zdarza się. Wiem, że mój potencjał jest duży, ale nie w pełni go wykorzystuję. Jak powtarzał Adam Nawałka – są rezerwy. Ale wiem też, że nadchodzi moment, gdy zacznę czuć się w swoim ciele dobrze, gdy docenię samego siebie, gdy zaakceptuję to kim jestem i jaki jestem.
Na przykład tego, że sam komplikuję sobie życie. Nie podejmuję prostych decyzji – tych najlepszych – tylko kombinuję. Tak jest na przykład z uderzeniami sprzed pola karnego. Dobrze gram oboma nogami, a i tak niezbyt często decyduję się na strzały. Kiedyś po jednej złej decyzji znikała moja pewność. Teraz jest dużo lepiej, bo regularnie nad sobą pracuję.
Może trochę brakuje mi tej świadomości. Może czasem nie doceniam talentu, który dostałem od Boga. Chwilami jestem też dla siebie zbyt krytyczny. Wkurzam się, irytuję. Bez wiary w to, jak dobry jestem, nie wejdę na najwyższy poziom. Często na nim bywam, jestem tam na mecz albo dwa, ale później zdarzają mi się słabsze chwile. Mam jednak świadomość, że mogę z nimi zwyciężyć. Antidotum na te gorsze dni jest tylko i wyłącznie ciężka praca nad sobą.
Talent będę miał zawsze. Pytanie brzmi: jak go wykorzystam. Na razie nie jest źle. Mam 24 lata, a rozegrałem w reprezentacji 41 meczów, do tego dołożyłem 150 występów w Serie A. Teraz jestem w momencie, gdy muszę wejść na tą najwyższą półkę i pozostać tam na lata.
Nie chcę składać takich deklaracji. Na boisku jest jedenastu zawodników i każdy z nas musi czuć się odpowiedzialny za wynik. Sam Lewandowski niczego nie zmieni, sam Zieliński też nie. Potrzebujemy wsparcia kolegów. To media piszą czasem o mnie jako o zbawicielu kadry.
Nie zgadzam się z nią. Były chwile, gdy mi nie szło. Takim meczem był na przykład ten z Ukrainą na Euro 2016. Czy był zły? Był. Ale nie jestem maszyną, która nie popełnia błędów. Nie uważam, że moją karierę kibice i dziennikarze powinni definiować przez ten jeden mecz.
Jestem.
Tak. Jestem zadowolony z większości meczów. Wiem, że ludzie oczekują ode mnie bramki i trzech asyst w każdym spotkaniu, ale tak się nie da. Czasem trzeba odwrócić uwagę rywala, czasem powalczyć w obronie, czasem popracować na kolegę. A tego prawie nikt nie docenia.
Ciągle się rozwijam. Kiedyś nie byłem typem walczaka, brakowało mi chęci do wracania się. Teraz mam coraz więcej odbiorów. Zdrowie do biegania jest i wykorzystuję to. W klubie zazwyczaj gram w środku pola: tam uczę się sprytu, walki. W kadrze jestem ustawiamy na dziesiątce, ale i tak to nie zwalnia mnie z obowiązku pomagania środkowym pomocnikom.
Cieszą mnie bramki i asysty, ale nie mogę skupiać się tylko na nich. Jeśli przesadzę to na siłę będę uderzał z każdej pozycji. To bez sensu. Spokojnie, sytuacje mam, nawet stuprocentowe. Trochę brakuje mi szczęścia, skuteczności. W tym sezonie powinienem strzelić cztery-pięć bramek więcej. Teraz mam zadyszkę, bo w takim klubie jak Napoli rywalizacja jest ogromna. Ale nie poddaję się. Robię wszystko, żeby w podstawowej jedenastce nie bywać, a być. We Włoszech kibice we mnie wierzą. Chciałbym też, żeby ludzie w Polsce ufali mi bardziej.
Gol to jest gol. Asysty cieszą, cieszą zwycięstwa mojej drużyny, ale jak piłka wpadnie do siatki to tu w środku jest eksplozja [Zieliński kładzie rękę na klatce piersiowej – aut.].
Nie, to całkiem inne uczucie. Poza tym FIFA coraz rzadziej jest moją rozrywką. Na ostatnim zgrupowaniu nie zagrałem ani razu. Wolę pogadać z chłopakami o tym co u nich w klubach, co słychać w Niemczech, w Anglii. Ekipa jest fajna, jest się do kogo odezwać. Doszedłem do wniosku, że fajniejsza od siedzenia przed telewizorem i męczenia oczu, jest zwykła rozmowa.
Mogę was zapewnić, że nie. Jestem w kadrze i dużo widzę. Od piłkarzy po sztab szkoleniowy wszyscy są optymistami. Nikt się nie chowa. Rozmawiamy, także o problemach. Szukamy rozwiązań. Każdy chciałby, żebyśmy wygrywali, ale nie zawsze to możliwe. Jestem pewny, że to jednak kwestia czasu. Mamy duży potencjał, chociaż na chwilę wpadliśmy w dołek.
Mieliśmy słabsze momenty. Na przykład w pierwszej połowie meczu z Czechami. Ale po przerwie stworzyliśmy sytuacje i z przebiegu całego spotkania nie uważam, że zasłużyliśmy na porażkę. Mecze z Portugalią i Włochami pokazały nam, że problemy zaczynają się wtedy, gdy przestajemy realizować to, co ćwiczymy na treningach. Później mamy analizy i na nich widać, że ktoś stał trzy metry za daleko, ktoś inny źle pobiegł, a ktoś inny się poślizgnął.
Zgadza się. To nasza wina. Na analizie wszystko widać. Podczas meczów musimy pokazywać to, co trenujemy. A trenujemy proste granie: podanie, podanie i strzał. Jeśli udawało nam się stwarzać jakieś zagrożenie, to właśnie tymi najprostszymi środkami. Skoro one nam pasują to powinniśmy je wykorzystywać. Zamiast tego czasem przesadzamy z kombinacjami.
Mundial nie ma już żadnego znaczenia. Był, minął, trzeba o nim zapomnieć. Zmienił się selekcjoner, zmienili się piłkarze, zmienia się sposób grania.