El. MME. Portugalia - Polska U21. Pierwsza połowa do oprawienia w ramkę. To na pewno byli polscy piłkarze?

Młodzieżowa reprezentacja Polski pokonała Portugalię 3:1 i awansowała na Euro 2019. Po znakomitej pierwszej połowie można było się zastanawiać czy piłkarze Czesława Michniewicza na pewno przeszli przez nasz system szkolenia. W starciu ze znakomicie wyszkolonymi technicznie Portugalczykami wcale nie wyglądali gorzej.

Akcja trwała już dobrych kilkanaście sekund. Kilka podań z lewej strony, wreszcie dośrodkowanie. Nieco przeciągnięte, ale piłkę „skleił’ Żurkowski. W tym czasie obiegł go Gumny i całkowicie odwrócił uwagę portugalskiego obrońcy, dzięki czemu pomocnik Górnika miał czas, żeby zacentrować. Piłka trafiła na głowę Kownackiego i po chwili była już w siatce. Tak padł gol na 2:0. Na zegarze była dopiero ósma minuta. Kibice przecierali oczy ze zdumienia mając nadzieję, że to wcale nie taki niebezpieczny wynik, jak przekonywał selekcjoner Michniewicz.

Obawa zniknęła kwadrans później. Polska prowadziła z Portugalią 3:0. W dodatku całkowicie zasłużenie, będąc drużyną lepszą w każdej formacji. Dominującą w środku pola, mającą szybszych piłkarzy i pomysł na to jak zaatakować rywala. Trzy gole strzelone przez Polaków padły po dośrodkowaniach z bocznych sektorów boiska.

Polska grała tylko w pierwszej połowie, ale jak!

"Naprawdę znakomicie, doskonale, świetnie" – jak mówił komentujący ten mecz trener Andrzej Streilau. Po pierwszym meczu chwaliliśmy tę drużynę za dobrą organizację gry i za ambicję. Nawet za odwagę, która jednak przyczyniła się do utraty gola przesądzającego o porażce. Pojawiało się jedno poważne „ale”. Tamten meczy wyglądał jak spotkanie artystów z rzemieślnikami. Piłkarsko na tle Portugalczyków wypadliśmy fatalnie. Cztery dni później pod tym względem byliśmy rywalem z tej samej półki, a – co najważniejsze – w kilku innych aspektach przewyższaliśmy gospodarzy.

W pierwszej połowie meczu rewanżowego Polacy potrafili rozegrać kilka ciekawych akcji. Wreszcie stać nas było na wymienię kilkanastu podań bez straty piłki, a wymiennością pozycji wprowadzaliśmy zamieszanie w defensywie rywala. Doskonale wiedzieliśmy, kiedy przyspieszyć grę, a kiedy korzystniej będzie utrzymać się przy piłce. Cieszyły najprostsze zagrania – jak dokładne przyjęcie czy celne podanie między wbitymi w ziemię rywalami. Polacy zeszli do szatni wygrywając 3:0. W mediach społecznościowych rozpoczęły się żarty, że najlepiej byłoby wysłać tych piłkarzy na mecz do Guimaraes, gdzie mecz ma zagrać dorosła reprezentacja.

Polska po męczarniach awansowała na młodzieżowe Euro 2019

Portugalczycy identycznie reagowali na wszystkie stracone gole. Szybko wyciągali piłkę z siatki, ustawiali ją na środku boiska i z pianą na ustach czekali, aż będą mogli wznowić grę. Chcieli ruszyć na tych Polaków, których jeszcze kilka dni temu piłkarsko przewyższali o klasę albo dwie i z łatwością nabierali na wszystkie zwody. Można się było spodziewać, że z szatni wyjdą z takim samym nastawieniem, podwójnie zmotywowani. Pobudzeni przez trenera, źli na samych siebie.

Ruszyli od razu. Znów świetnie radzili sobie ich skrzydłowi – Joao Felix i Diogo Jota. Już w 52. minucie piłkarz Wolverhampton strzelił gola na 1:3. Piłkarze Michniewicza całkowicie oddali inicjatywę rywalom. Nie grali już w piłkę, a ograniczali się tylko do wybić z własnej szesnastki. Cofnęli się pod samą bramkę. Niejednokrotnie sytuację ratował Grabara. Parę razy mieliśmy też szczęście, bo piłka przeleciała tuż obok słupka, albo po drodze od kogoś się odbiła i minęła poprzeczkę. Gol kontaktowy wisiał w powietrzu…

Z upływem kolejnych minut Portugalczycy stracili jednak cierpliwość i finezję odłożyli na bok. Uparcie dośrodkowywali piłkę w nasze pole karne, ale nawet nie dochodzili do strzałów. My wciąż tę piłkę wybijaliśmy – to w aut, to pod pole karne Pereiry, a najlepiej w trybuny. Czas leciał. Do końca meczu nie padła już żadna bramka.

Pierwszą połowę wystarczy oprawić w ramkę i wracać do niej wspomnieniami. Nad drugą trzeba się pochylić i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Bo szczęście nie zawsze będzie po naszej stronie i podczas turnieju finałowego, któreś z głębokich dośrodkowań może wpaść do naszej bramki. Na to przyjdzie czas później. Teraz trzeba świętować, bo wreszcie udowodniliśmy, że nie musimy być organizatorem wielkiego turnieju młodzieżowego, żeby w nim uczestniczyć.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.