Polska - Irlandia 1-1. Świeżość w sosie własnym

Mecze towarzyskie rządzą się swoimi prawami. Starcie Polski z Irlandią, jak wiele spotkań bez stawki, nie kipiało od emocji. Trener Brzęczek pozwolił sobie na przetestowanie kilku nowych nazwisk, choć ciężko jednak uznać, by któreś z nich tym występem miało przekonać do siebie selekcjonera.

Potwierdzenie

Irlandia nie postawiła Polakom zbyt trudnych warunków. Przez pierwsze 30 minut mecz był jeszcze dość wyrównany, choć mocno chaotyczny. Nie brakowało starć w środku pola, obie ekipy szukały średniego pressingu. Było to pewne zaskoczenie, bo Polacy najwięcej zagrożenia w poprzednim meczu stwarzali po dobrych momentach wysokiego ataku na rywali. Tutaj bardzo tego brakowało. Irlandczycy z kolei starali się nam przeszkadzać nieco wyżej, niż mają w zwyczaju, zaczynając ataki na okolicy 40 metra od bramki. Dość szybko jednak i to było zweryfikowane. Po pół godzinie widzieliśmy już typową Irlandię, grającą głęboko i szukającą kontr. Polacy niemal natychmiast zaczęli dominować pod względem posiadania piłki, choć samym akcjom mocno brakowało tempa. Głęboko ustawieni Irlandczycy dobrze blokowali środek pola, zmuszając nas do gry skrzydłami. Ponad 70 procent akcji zostało przez nas wykreowanych flankami. Polacy dodatkowo nie palili się do prób ataków indywidualnych, ledwie siedem razy wychodząc zwycięsko z dryblingów. Problemy uzupełniały podania kluczowe, których próbowano tylko 9 razy.

7 z nich miało miejsce w drugiej połowie, a za ożywienie w dużej mierze można dziękować Klichowi, który nie tyle samodzielnie rozprowadzał te piłki, co przede wszystkim swoim ruchem wydatnie przyczyniał się do rozruszania szeregów naszych rywali. Skuteczność podań pomocnika jest jednak nie do przecenienia, a ów był celny w 95 procentach, dwa z dryblingów wygranych przez Polaków to jego dzieło. Ciężko jednak powiedzieć, że Klich mógł wpisać się na dobre do notesu trenera tym meczem, skoro całkiem sprawnie radził sobie już w rywalizacji z Włochami kilka dni wcześniej.

Stagnacja

Nieźle wypadł również spokojnie grający Kamiński, choć trzeba przyznać, że Irlandczycy zbyt wielu powodów do niepokoju nie dostarczyli. Boki obrony radziły sobie o tyle sprawnie, że w defensywie w miarę skutecznie powstrzymywały kontry rywali, jednak kiedy samemu trzeba było przyspieszyć akcję szybkim podaniem albo wygranym pojedynkiem, nie były zrobić tego w stanie. Podobnie ze strony skrzydeł brakowało prób indywidualnego szarpnięcia w sytuacjach, kiedy inny rodzaj rozegrania był zupełnie niemożliwy. Trzeba wziąć poprawkę, że niewiele drużyn na poziomie Irlandii broni się tak głęboko, tym niemniej podobnie może wyglądać gra Polaków z silnymi rywalami, kiedy wynik będzie dla nich korzystny. W takich sytuacjach okazywaliśmy się całkowicie bezzębni.

Raz na długi czas

Pociesza nieco to, że zestawienie personalne Polaków było mocno eksperymentalne i na grę w zestawieniu zbliżonym do tego już się raczej nie zanosi. Widać było momenty braku zrozumienia w naszej kadrze, prostego urwania się rywalowi przy rozegraniu akcji i wyjścia na pozycję. W ten oto sposób statyczni Irlandczycy dość długo trzymali nas w szachu, a o tym jak nietrudno było rozmontować ich zasieki świadczy tych kilka akcji w końcówce, kiedy kilkoma szybkimi podaniami udało się bez wysiłku rozpracować rywali. Te ostatnie minuty dają nadzieję na to, że wśród zmienników także znajdzie się jakiś potencjał. Tym niemniej pozostaje się cieszyć, że kalendarz meczów towarzyskich ulega znacznemu odchudzeniu.

Copyright © Agora SA