Liga Narodów. Włochy - Polska 1:1. Co się udało Brzęczkowi na początku kadencji?

Choć selekcjonerem jest ledwie od miesiąca, można już przypisać mu pewne zasługi. Początki bywają trudne, ale Brzęczek jest pierwszym trenerem od 2003 roku, który nie przegrał w debiucie. Część kluczowych spraw załatwił jeszcze przed pierwszym meczem.

Obudził współpracę Lewandowskiego z Zielińskim

Adam Nawałka miał pomysł, jak wydobyć dla reprezentacji najlepszą wersję Roberta Lewandowskiego, ale nigdy nie udało mu się tego samego zrobić z Piotrem Zielińskim. Zawodnikiem unikatowym w naszych warunkach – kreatywnym, świetnym technicznie, z dobrym strzałem z dystansu i wizją gry. Te atuty pokazywał dotychczas niemal wyłącznie w klubie, bo reprezentacyjna koszulka wciąż blokowała jego potencjał. Na zgrupowaniach dużo rozmawiał z nim Łukasz Piszczek, który polecił współpracę z psychologiem, ale wciąż pozostawał problem znalezienia mu odpowiedniej pozycji na boisku. Z tym już na początku kadencji musiał zmierzyć się Jerzy Brzęczek.

Ustawił go tuż za Lewandowskim, by wymusić na nich współpracę. Mówi się, że dwaj dobrzy, inteligentni piłkarze zawsze znajdą na boisku wspólny język. Mecz z Włochami tę teorię potwierdza, bo współpraca między nimi wreszcie układała się jak należy. Szukali się wzajemnie na boisku, chcieli do siebie podawać i nie było między nimi zazdrości. Lewandowski brał na siebie środkowych obrońców i czyścił teren, w który po chwili wbiegał Zieliński. Po świetnej dwójkowej akcji na początku meczu znakomitym refleksem wykazał się Donnarumma, ale przy drugim strzale Zielińskiego, już sobie nie poradził. Przy golu asystował Lewandowski. Włoskie gazety chwalą ich obu i narzekają, że nie mają w swojej kadrze piłkarza o takiej klasie, jak Zieliński.

Trafił z obsadą boków obrony

Gdy karierę zakończył Łukasz Piszczek w oczy selekcjonera musiał zajrzeć strach, bo na tej pozycji wakat pojawił się po raz pierwszy od wielu lat. Piszczek zrezygnował, jeśli można tak powiedzieć, w idealnym momencie. Jakby sam wiedział, że pojawił się godny następca, który wejdzie w jego buty i poczuje się dość komfortowo. Bereszyński nazywa Piszczka najlepszym prawym obrońcą w historii reprezentacji Polski, ale jednocześnie nie czuje na sobie wielkiej presji. Przeciwko Włochom zagrał perfekcyjnie, drugi raz w tym tygodniu poradził sobie z Lorenzo Insignie i idealnie wyważył proporcje między atakowaniem, a obroną. Wysłał do kibiców i selekcjonera jasny sygnał: jestem gotowy!

Jeszcze większe wyzwanie pojawiło się po drugiej stronie boiska, tutaj nikt nie musiał nawet zakończyć kariery, bo deficyt na lewej obronie występuje już od lat. Jerzy Brzęczek powołał Arkadiusza Recę, którego prowadził w Wiśle Płock na tyle dobrze, że ten wylądował w Atalancie. W debiucie przeciwko Włochom pomogła mu kontuzja Macieja Rybusa, a już podczas samego meczu Jakub Błaszczykowski, któremu Brzęczek zmienił pozycję, by dodał młodszemu koledze otuchy i służył doświadczeniem. Wypaliło, bo Reca nie zawiódł, dobrze radził sobie w defensywie i kilka razy pojawił się na połowie Włochów. Tam zdarzało mu się stracić piłkę, którą później sam odzyskiwał, bo pozwalała mu na to szybkość. Za nim pierwszy mecz, w którym zagrał na tyle dobrze, że jeśli zacznie występować w Serie A, to Rybus będzie miał solidnego konkurenta. Co najważniejsze – lewonożnego, bardzo sprawnego motorycznie i chętnie oskrzydlającego ofensywne akcje.

Przekonał Glika do pozostania w kadrze

- Po mistrzostwach świata na pewno przeżywałem trudne momenty i zastanawiałem się, czy moja przygoda z reprezentacją Polski dobiega końca, czy nie. Spotkałem się z trenerem Brzęczkiem chwilę po jego nominacji. Porozmawialiśmy szczerze o tym co było i co będzie. Szczegóły zostają między nami, ale dziś jestem w kadrze. Znów przyjeżdżam z uśmiechem na twarzy i z pełnym zaangażowaniem oraz gotowością do gry – przyznał Kamil Glik przed meczem z Włochami.

Glik zagrał tak, że w głowie niejednego kibica musiała pojawić się myśl – co by było, gdyby nie kontuzja barku tuż przed mundialem. Może udałoby się uniknąć tych prostych błędów z Senegalem, a później już wszystko ułożyłoby się inaczej? To tylko działanie wyobraźni i gdybanie, ale z całą pewnością Polska zagrała w Rosji bez swojego fundamentu. Glik wrócił, a razem z nim pewność, bezpieczeństwo w defensywie, agresja, wzajemna asekuracja między stoperami i próba odważniejszego wyprowadzenia piłki od bramki. Polak zupełnie zdominował Mario Balotelliego, z którym wygrał wszystkie pojedynki główkowe, a w całym meczu popełnił tylko jeden błąd. Niepotrzebnie tak wysoko wyszedł przy kontrze Włochów, która skończyła się rzutem karnym po faulu Błaszczykowskiego. Dzięki Brzęczkowi Polska ma lidera defensywy, którego zastąpić nie sposób.

Uspokoił kibiców

Po mundialu kibice znaleźli się w rozpaczy, zaczęli wątpić w poszczególnych zawodników, zarzucali im gwiazdorstwo i brak ambicji. Dobiły ich występy klubowych drużyn w eliminacjach do europejskich pucharów, a tuż przed meczem Polska - Włochy obuchem w łeb uderzyła jeszcze młodzieżówka remisująca 1:1 z Wyspami Owczymi. Fatalny cykl przerwał dopiero mecz najważniejszej drużyny w kraju, która podobnie jak Włosi czy Niemcy i Hiszpanie musi odbudować zaufanie kibiców. To proces, pewnie długi i mozolny, ale już rozpoczęty – po pierwszym meczu. Polski kibic znów zobaczył piłkarzy, którzy potrafią całkiem nieźle grać, mają ambicję, a po meczu przyznają, że z Bolonii wyjeżdżają z poczuciem niedosytu, bo wygrana była na wyciągnięcie ręki. 

Mecz z Włochami pokazał, że Nawałka nie zostawił po sobie spalonej ziemi. Najważniejsi piłkarze zagrali na odpowiednim poziomie i byli oparciem dla reszty zawodników. Nie potrzebna jest rewolucja, ale na pewno przyda się odświeżenie, które też już następuje. W kadrze pojawili się choćby Klich, Reca i Piątek. Mecz z Włochami dał nadzieję, że z reprezentacją nie jest tak źle jak się wydawało. Może na mundialu po prostu nie wyszło, bo popełnione zostały błędy, które Brzęczek jest w stanie wyeliminować? 

Zdecydował co z bramkarzami

To kolejny rozdział rywalizacji Szczęsnego z Fabiańskim o pozycję między słupkami. Kłopot bogactwa, problem urodzaju, „ktokolwiek nie zagra, będę spokojny”, obaj są świetni itd. – historia stara jak świat. Jerzy Brzęczek zadeklarował, że wybierze jednego z nich, ale dopiero przed kwalifikacjami do Euro 2020, wcześniej obaj dostaną szasnę. Do tego czasu selekcjoner podzielił mecze najsprawiedliwiej, jak się dało – Szczęsny zagra na wyjeździe z Portugalią i Włochami u siebie. Fabiański odwrotnie – z Włochami na wyjeździe już zagrał, a przed nim mecz z Portugalią w Polsce. Przyjęte rozwiązanie spodobało się Janowi Tomaszewskiemu:
- Bramkarze po raz pierwszy od pięciu lat nie będą ze sobą rywalizowali na treningach. A bramkarz musi przygotować się do meczu, a nie rywalizować – ocenił w TVP. 

Występ Fabiańskiego potwierdził tylko, że jest bardzo pewnym punktem drużyny, a na uwagę zasługuje jego bardzo dobra gra nogami. Właściwie to ich używał zdecydowanie częściej niż rąk. To kolejny plus dla całej defensywy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.